piątek, 15 stycznia 2016

Od Gabrieli- C.D Saya

Obudziłam się z wielkim bólem głowy w nieznanym mi dotąd pomieszczeniu.  Z początku nie widziałam wyraźnie, lecz szybko odzyskałam wzrok. Wtedy w oczy uderzył mnie obrzydliwy różowy kolor ścian. Wtem zwróciłam uwagę na to, że leżałam na czymś miękkim i pokryta czymś ciepłym. Spojrzałam po sobie i zobaczyłam białą kołdrę. Jeszcze bardziej zaskoczona zmusiłam się do siadu i rozejrzałam się wkoło.  Jak zdążyłam zauważyć, pomieszczenie było przeznaczone dla trzech osób. Po za „moim” były jeszcze dwa łóżka. Jedno łóżko znajdowało się pod oknem, a drugie po prawej stronie drzwi. Zaintrygowała nowym otoczeniem, wstałam z wyrka i poszłam zbadać kolejne pomieszczenia. Zauważyłam, iż znajduje się tu szafa, a tuż obok drugie drzwi. Od razu tam podeszłam i otworzyłam drzwi. Za nimi kryła się łazienka z umywalką, prysznicem z zasłonką i ubikacją. Sprawdziłam lustro i odkryłam za nim półkę. Leżała na niej mała karteczka z drukowaną notką „Na krew medyczną”. Momentalnie się zdziwiłam, bo ten kto mnie tu przywlókł wiedział kim jestem.
W tej chwili zwróciłam na łóżko, z którego się zwlekłam i zastanowiłam się. Co to cholera za miejscówka i co do diabła tu robię. Próbowałam sobie przypomnieć coś, sprzed trafienia tutaj… ale marnie mi to szło. Jedyne, co pamiętałam, to fakt, że biegłam ciemnymi ulicami Paryża, a potem zderzenie z chodnikiem, gdy nogi się poplątały, a na końcu ciemność. Jakby ktoś włożył mi worek na głowę albo wsadził do niego mnie całą. Gdy zgięłam rękę w nadgarstku, syknęłam z bólu i spojrzałam na nią. Widać było odciski lin, jakby ktoś mnie związał. Kurna. Kobito, myśl! Musisz coś pamiętać! Moje rozmyślanie przerwało skrzypienie do drzwi.
- Widzę, że śpiąca królewna się obudziła - usłyszałam czyjś sarkastyczny, kobiecy głos. Obrzuciłam nowoprzybyłego zirytowanym spojrzeniem, gdyż ta miała czelność nazywać mnie królewną, a nią nie byłam od dobrych paruset lat.
Przed sobą miałam kobietę o czarnych, dziwnie zaczesanych włosach i niebieskich oczach. Ubrana była w pomarańczowy golf, bordową spódniczkę i czarne buty na obcasie. Tak samo jak ja ją, obrzuciła mnie zirytowanym spojrzeniem.
- Kim pani jest?! - spytałam oschle niebieskooką.
- Nazywam się Sandra i uczę w tej szkole wampiry - oznajmiła szorstko. Zdziwiłam się. Czy ja dobrze usłyszałam?
- Eee, co proszę?
- Och zapomniałam, że przysłali cię tu nie przytomną. Otóż panno Tepes, znajdujesz się w Tenerbis. Akademii w której uczą się nie tylko ludzie o niezwykłych zdolnościach, ale także istoty, których istnienia nie pojmują zwyczajni śmiertelnicy - nadal mówiła tym swoim sarkastycznym, podniosłym tonem. Jakby kogoś chwaliła. To mnie totalnie skołowało... Tenerbis? Coś mi się obiło u uszy... CHWILA MOMENT!
- Skąd pani wie kim jestem!? - krzyknęłam zszokowana.
- Cóż... Łowcy cię tu przywieźli. W dość nie typowy sposób - tu uśmiechnęła chytrze.
- ŻE CO!? Jak to możliwe!? - krzyknęłam jeszcze głośniej. Tak głośno, że czarnowłosa musiała zakryć sobie uszy, bo ogłuchnie.
- Ciszej co!? Bo zaraz ogłuchnę przez ciebie...
- Dobra, dobra... ale też wyluzuj. A mogę wiedzieć, jak tu trafiłam?
- Cóż, panno Tepes... albo raczej księżniczko Tepes…
- Tylko nie księżniczko!
- Okej. Co za bulwers. Panno Tepes. Zostałaś tu sprowadzona przez łowców, pod zarzutem zamordowania grupy ludzi w Budapeszcie - to co Sandra powiedziała, wywołało u mnie wielki szok, ale coś sobie przypomniałam. Przypomniał mi się moment, kiedy byłam w nocy na dworcu kolejowym. Jednak kiedy się pojawiłam, to grupka martwych ludzi już tam była... Chciałam stąd odejść, gdy w drogę weszli łowcy wampirów i... teraz wszystko ułożyło w logiczną całość.
- Ale to nie byłam ja! Chyba pani im nie uwierzyła! - krzyknęłam pretensjonalnie, ale damulka jak widać to olała.
- Nie mnie osądzać bez dowodów. Jednakże śledztwo trwa i dopóki nie znajdziemy sprawcy, nie masz prawa opuszczać akademii. Musisz nauczyć się żyć w społeczeństwie, bo na chwilę obecną stanowisz zagrożenie dla otoczenia - oznajmiła niebieskooka surowym tonem i szybko wstała, mając zamiar mnie zostawić. Dopiero w tej chwili przypomniałam sobie, iż przy sobie miałam swój plecak podróżny i miecz.
- Hej, gdzie są moje rzeczy?! - krzyknęłam wkurzona. Pani Sandra obrzuciła mnie groźnym spojrzeniem.
- Zostały skonfiskowane, kiedy cię tu przywieziono. Jak coś to sprawę załatwiaj u dyrektora. Lub wychowawcy- powiedziałam ze stoickim spokojem i trzasnęła drzwiami. Jeju... a do mnie mówiła, że taki ze mnie bulwers.
****
Jakieś pół dnia zajęło mi szukanie dyrektora w celu odszukania rzeczy i na razie dupa. Szukałam praktycznie wszędzie i nic nie znalazłam. Znudzona tymi poszukiwaniami zatrzymałam się w czymś co przypominał mix parku z lasem i usiadłam na ławeczce. Zaczęłam myśleć o tym czego się dowiedziałam dziś rano. Zamknęłam oczy, aby wszystko sobie poukładać, ale wiedziałam jedno. Zostałam wrobiona w tamto morderstwo i chętnie dowiem się kto był faktycznym mordercą. Och jak ja go dorwę, to... w tym momencie poczułam jak ktoś tyka moich ramion i na twarzy czułam czyiś oddech.
- Cześć! - zawołał głośno, a ja otworzyłam oczy zaskoczona. Nade mną stał człowiek o ciemnobrązowych włosach, złotych oczach i aparycji dwudziestolatka. Ów nieznajomy uśmiechał się jak głupi do sera, to jeszcze miał czelność mnie dotykać bez mojej zgody.
- Nie cześć - odpowiedziałam krótko i szybko wstałam z ławki. Stojąc do niego tyłem skrzyżowałam ręce na piersi.
- Czyżby koleżanka wstała dziś lewą nogą? – spytał ów przybysz, dodatkowo wprawiając w stan furii. Nikt nie będzie się ze mną spoufalał. A już zwłaszcza mężczyźni, którzy mają "świńską" naturę.
- Posłuchaj no! Nie jestem twoją koleżanką, ani tym bardziej nie mam ochoty na pogaduchy z takimi jak ty. Od rana mam ciężki dzień, więc jeśli ci życie miłe, to w tył zwrot i zejdź mi z oczu! Zrozumiano!? - krzyknęłam głośno, lecz chyba nie robiłam na nim wielkiego wrażenia, gdyż nadal się do mnie uśmiechał miło i życzliwie.
- Spokojnie, zrozumiałem, ale jak masz problem, to mi powiedz. Chętnie pomogę - oznajmił po chwili i oparł się o ławkę, co mnie momentalnie zdziwiło i przyprawiło o lekki rumieniec. Przecież nie powiem mu, że potrzebuje pomocy. Mam swój honor i nie będę go szargać.
- Więc jak? Chcesz pomocy? - spytał po paru chwilach ciszy i skinął głowę na bok. Tym razem jego uśmiech był delikatny i dzięki temu sprawiał wrażenie miłego i sympatycznego gościa.
- No bo... bo... szukam dyrektora - oznajmiłam zażenowana, gdyż przeczuwałam, iż to będzie ujma na moim honorze. Cóż... mówi się trudno. Co za wstyd. Ja, wielka i potężna wampirzyca, mięknę przy pierwszym lepszym chłopaku, który życzliwie się do mnie uśmiechał! Co za porażka…
- Dyrektora, powiadasz? Hmm...
- Pomożesz? - spytałam unosząc lewą brew, gdy poczułam uścisk na jednym z moich nadgarstków.
- Chodź, poszukamy dyrektora! Też chętnie go poznam - zawołał radośnie i zawlókł mnie w stronę budynku szkoły. Aż się zdziwiłam jego postępowaniem. Myślałam, że jak się na niego wydrę czy coś, to zostawi mnie i nie będzie próbować się zbliżać, a tu takie coś...  Zastanawiałam się przez to, czy to ja zwariowałam czy może świat. Nie miałam pojęcia.
****
Nieznajomy pokazał mi plan szkoły, gdzie był spis wszystkich pomieszczeń, a po pięciu minutach znaleźliśmy się pod gabinetem dyrektora, gdzie czekały na mnie moje bagaże, które skonfiskowano mi je bezczelnie. tak po prostu leżały! Na korytarzu! Błyskawicznie je zgarnęłam i przycisnęłam do siebie, jakby to był mój skarb najcenniejszy ze wszystkich.
- Spokojnie, dziewczyno. Przecież nikt ci tego nie ukradnie - zawołał wesoło złotooki, a ja spiorunowałam go spojrzeniem. Jak widać, to też na niego nie podziałało. Nagle zobaczyłam jak facet patrzył się na moją czarną pochwę z mieczem i zadał kolejne pytanie zaciekawiony- A po co ci ten nożyk do kopert?
- Nie twój interes... - odpowiedziałam nadymając policzki niczym obrażone dziecko.
- No weź... jesteśmy kolegami, więc mogłabyś powiedzieć. Tak ładnie proszę - w tym momencie złotooki zrobił wielkie oczka i minę szczeniaczka błagającego właściciela o trochę jedzenia. Zaczęłam trochę chichotać pod nosem.
- Jeśli zasłużysz - oznajmiłam z wrednym uśmieszkiem, kiedy złotooki zrobił minę w stylu "Wyzwanie zaakceptowane".
- To powiedz mi co mam zrobić by zasłużyć.
- Na początku... powiedz mi jak masz na imię.
- Okej... ogólnie nazywam się Say Aruccio - powiedział i wyciągnął do mnie rękę.
- Say? A czy to aby czasem nie jest żeńskie imię?- spytałam trochę zdziwiona i podniosłam brew.
- Cóż. Tak się składa, że nie. Ale zabawne, bo Sandra też mnie tak stwierdziła - zaśmiał się wesoło. Już widzę go w czapce klasowego błazna. Niestety zachichotałam pod nosem, gdyż zobaczyłam to w swojej wyobraźni. Na szczęście jakby tego nie zauważył- A ty jak masz na imię? - spytał w przerwie między salwami śmiechu.
- Gabriela Tepes - oznajmiłam trochę nie śmiało. Nie wiedziałam, jak zareaguje, kiedy dowie się, iż jego nowa znajoma to córka legendarnego Draculi, postrachu Turków i inne sraty-taty. Kiedy spojrzałam na twarz Saya, miał wlepiony we mnie wstrząśnięty wzrok. Oboje stanęliśmy na moment jak wryci.
- Tepes… Tepes... od legendarnego Vlada?- upewnił się.
- Taaak - powiedziałam niepewnie. Spodziewałam się najgorszego, gdy niespodziewanie Aruccio rzucił się na mnie i uwięził w żelaznym uścisku.
- Tak się cieszę, że mogę być twoim przyjacielem! To było moje marzenie, poznać kogoś kto jest spokrewniony z wielkim Vladem Draculą! - wykrzyczał wręcz szczęśliwy, a jego uścisk stał się jeszcze ciaśniejszy niż przedtem.
- Dobra! Say! Udusisz mnie! - krzyknęłam w agonii, błagając Boga o trochę powietrza. Coś czułam, że to będzie bardzo ciężki dla mnie czas. Zwłaszcza że muszę znaleźć mordercę z Budapesztu i oczyścić swoje dobre imię.
<Say?>

Powiem jeszcze, bo nie dopisałam w poście, że powinnaś opisać spotkanie z dyrektorkiem, i właściwie wtedy przerwać posta, ale jak wspomniałam, każdy kiedyś zaczynał ;) Tylko pamiętaj, że to nie sąposty na bloga z opowiadaniem,któe muszą mieć po 2000 słów :D- Aruccio

A to było moje skojarzenie, gdy ją przytulił *obrazek ze słodkiego flirtu* Nie te postacie, ale jednak XD Powiedz, że nie ;D Zaś zadługi przypis...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz