Patrzyłam na chłopaka szeroko otwartym okiem. Nie miałam odwagi się poruszyć. Nie rozumiałam, dlaczego to zrobił, przecież mówił, że ugryzie mnie, tylko wtedy, gdy wyrażę na to zgodę, a, o ile nie straciłam pamięci między tymi wszystkimi książkami, to nic takiego nie powiedziałam.
- Gatti, proszę- powtórzył z paniką w oczach. Przymknęłam powoli powieki, na co wampir zareagował nerwowym ruchem. Uniosłam jedną ręke i złapałam nagdarstek dłoni złotookiego, która zakrywała mi usta. Powoli zabrałam ją ze swoich warg i mimo, że Say początkowo stawiał opór, w końcu mnie uwolnił. Zamknęłam usta i podniosłam się powoli z pomocą wampira. Oddychałam wolno i ciężko, czułam jak moje serce, dosłownie, wali mi o płuca. Spróbowałam podnieść wzrok, lecz na nic. Za bardzo kręciło mi się w głowie. Oparłam się na trzęsących się rękach. Dlaczego cała się telepałam? Ze strachu? Z niedowierzania? Zawodu? Czy może czegoś zupełnie innego? Poczułam jak szatyn niepewnie kładzie mi dłoń na ramieniu. Spojrzałam na niego kątem oka. Część mnie miała do niego pretensje o to, co zrobił; że złamał dane wcześniej słowo. A druga część po prostu się go bała. Zresztą, nawet gdybym chciała krzyczeć, nie miałabym na to sił. Nie byłam pewna, jak dużo krwi mi ubyło, za to pewne było, że straciłam znaczną część energii.
- Pomóż mi wstać... - szepnęłam, na co chłopak natychmiast zareagował i pomógł mi się podnieść. Stanęłam na uginających się nogach i zaklęłam w myślach.
- Co tu się stało? - spytał szorstki głos staruszka, który stał między regałami, tuż pod ścianą. Pisnęłam zaskoczona i poleciałam w tył, prosto na Saya, który złapał mnie, utrzymując na nogach. Jak do jasnej cholery on tam wlazł?! Przecież wyjście było za nami!
- Nic się nie stało - odpowiedział wampir z wymuszonym uśmiechem. Staruszek zmierzył nas czujnie wzrokiem, po czym zatrzymał go na mojej szyi.
- Panienko, wszystko w porządku? - spytał, a w jego głosie było słychać troskę. Zerknął czujnie na szatyna, który nadal mnie trzymał. Mimo, że mój węch nie mógł się równać z nosem wampira, panike Saya wyczułabym na kilometr. Wyprostowałam się i, ukradkiem przytrzymując się jednej z półek, stanęłam na wyprostowanych nogach.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się lekko, dla potwierdzenia swoich słów - Mamy mały problem ze znalezieniem książki o caminich. Tyle tutaj różnych ksiąg, że się gubimy - powiedziałam, beztrosko się uśmiechając. Mężczyzna rozejrzał się, po czym wyciągnął dwie grube księgi oprawione w skórę.
- Jedna zawiera historię caminich, a druga ciekawostki z ich życia i tym podobne - powiedział spokojnie, podając mi je. Przez moment zawahałam się, czy aby na pewno je uniosę, czy miałam na tyle sił, by utrzymać je, a nie zostać ściągniętą do parteru, ale pomimo wahania zabrałam je z rąk człowieka i szybko podałam złotookiemu.
- Czy moglibyśmy zabrać je do pokoju? Na... Powiedzmy jeden dzień? - zapytałam bibliotekarza. Ten tylko skinął głową, nadal uważnie obserwując wampira.
- Chodźmy - powiedziałam cicho, kierując się w stronę drzwi na korytarz. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Sama. Z dala od Saya... Przynajmniej na jakiś czas. Kiedy w końcu wyszliśmy z biblioteki zerknęłam szybko na chłopaka.
- Mogę dostać książki? Chciałabym ja poczytać - powiedziałam, wpatrując się w czubki własnych butów. Nie miałam po co ukrywać, że po tej akcji bałam się przebywać w towarzystwie wampira. Zresztą byłam pewna, że złotooki wyczuwał mój strach. Wzięłam książki od szatyna i przycisnęłam je do ciała. Dlaczego miałam tak mało energii?
- Gatti... - zaczął, jednak ja nawet nie zareagowałam. Chciałam jak najszybciej się od niego oddalić. Zacisnęłam palce na książkach i ruszyłam w stronę bloku B. Na oklapnięte uszy i ogon ciągnący się za mną, nie mogłam nic poradzić. Błagałam w myślach, żeby Say się do mnie nie zbliżał, żeby nie podchodził. Chciałam dojść do pokoju i poczuć się bezpieczna...
<Say?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz