Byłam
Sayowi wdzięczna za pomoc... a nawet bardzo. Nikt do tej pory nie udzielał mi
takiej pomocy. Myślałam, że jeszcze trochę i zejdę. Z początku się
zakrztusiłam, kiedy poczułam ciecz w ustach. Na szczęście zapach uświadomił mi,
że to była krew, nawet dobra i piłam małymi łyczkami. Nie chciałam się znów
zadławić. Biorąc pod uwagę to, iż leżałam na jakiejś miękkości… pewnie na
kanapie w restauracji.
Im więcej
wypijałam krwi, tym szybkiej odzyskałam wzrok i widziałam jak złotooki wampir
trzymał litrowy kubek, w której tkwiła słomka. To w ten sposób mi podawał.
Kiedy spojrzałam na towarzysza, ujrzałam zmartwione spojrzenie.
- Wszystko
w porządku? - spytał cicho.
- Tak...
tak, w porządku - odpowiedziałam ociężale i próbowałam się podnieść do pozycji
siadu. Oczywiście z pomocą Saya. Normalnie bym go odepchnęła, gdyż nie
chciałam, aby ktoś mi pomagał. Jednak sytuacja była wyjątkowa, więc pozwoliłam
mu.
- Jezu,
dziewczyno! Kiedy ostatnio piłaś!? – dopytał, pod rozbawieniem ukrywając
zmartwienie, a ja zabrałam od niego kubek i piłam dalej.
- Dwa dni
temu. Ja posilam się jedną/dwoma torebkami dziennie. Zawsze o tej samej porze-
jak z tabletkami antykoncepcyjnymi- dodałam w myślach, połykając kolejne porcje
i zrobiłam umartwione spojrzenie. Przypomniałam sobie moment z Budapesztu. Po
chwili uśmiechnęłam się życzliwie i wyjęłam z kubka słomkę. Chciałam jednym
haustem wypić zawartość kubka. Po czym krzyknęłam głośno - Jeszcze jednego!
- Łał!
widzę że masz apetycik - zaśmiał się radośnie mój kumpel.
- Jak
widać. A ty? Jak się posilasz? Masz swój harmonogram posiłków? - spytałam
zaciekawiona. Ja mu powiedziałam, więc teraz... jego kolej.
<Say?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz