sobota, 30 stycznia 2016

Od Haneko- C.D Saya

W dzioba… Chyba zacznę chodzić na bosaka, bo już drugi raz zleciałam z wysoka przez te buty. Tak. To genialny pomysł. Wszystkie buty pójdą do kosza…
 
Otworzyłam nagle oczy, ale natychmiast je zamknęłam. Biel pomieszczenia, którego swoją drogą zupełnie nie kojarzyłam. Jęknęłam i zakryłam twarz dłońmi. Usłyszałam dość znajomy śmiech, więc zmrużyłam oczy i przyjrzałam się rozmazanej postaci koło… łóżka? Kiedy moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do jasnego światła otworzyłam oczy i ze zdziwieniem zobaczyłam Dyrektora. Gdzie ja jestem? To na pewno nie był mój pokój. Na sto procent, nawet po śmierci, poznałabym te okropne różowe ściany. Więc gdzie jestem i co robi tutaj Dyrektor?
- Obudziłaś się w końcu, moja uszata koleżanko - zaśmiał się, przyglądając mi się z uśmiechem. Zamrugałam kilka razy i zastrzygłam uszami. Kompletna cisza.
- Gdzie ja jestem…? - spytałam rozglądając się. Biały pokój… Tak mi się przynajmniej wydawało. Przez okno wpadało światło słoneczne, które odbite od śnieżnobiałych ścian, oślepiało mnie. Nie miałam szans, żeby dokładniej przyjrzeć się pokojowi.
- Myślę, że nie będziesz wiedzieć, nawet jeśli ci powiem - mrugnął do mnie, po czym wyciągnął obie ręce w moją stronę. W jednej dłoni trzymał ciasteczko, a w drugiej dorodne jabłko. Popatrzyłam na oba przedmioty rozmarzonym wzrokiem - Wolałabyś jabłko czy ciastko? - spytał poważnie. Popatrzyłam najpierw na mężczyznę, potem na owoc, na ciasteczko i znowu na maga. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Popatrzyłam na dyrektora zrozpaczonym wzrokiem, na co mężczyzna się zaśmiał.
- Żartowałem, trzymaj - podał mi ciastko, a jabłuszko położył na szafeczce obok łóżka - Muszę ci powiedzieć, droga Haneko, że dawno nikt nie narobił takiego hałasu na całą akademię - zaśmiał się - Nawet bibliotekarz wyskoczył ze swojego kąta i pobiegł sprawdzić co się dzieje. Wszyscy przybiegli - zaśmiewał się coraz bardziej, a ja czułam coraz większy wstyd z tego powodu - Na szczęście nic ci się nie stało. No… przynajmniej poważnego. Spałaś ponad dzień i jesteś trochę poturbowana, ale wyjdziesz z tego.
Odwzajemniałam uśmiech mężczyzny i zjadłam ciasteczko, zastanawiając się czy faktycznie przespałam cały dzień. Skoro tak, to ile dni nie ma już Saya…?
- Camini są znane ze swojej zręczności… - mruknął dyrektor. Popatrzyłam na niego nieco zdziwiona - Czy jest coś co cię trapi, moja droga?
- Sama nie wiem… - szepnęłam, kładąc uszy po sobie. Spojrzałam na ziemię i siedziałam tak chwilę w milczeniu - Dyrektorze… a ile nie ma już Saya…?
- Dziś będzie chyba trzeci dzień - uśmiechnął się łagodnie, po czym spytał - Zechciałabyś może potrenować?
Zastrzygłam uszami, przyglądając się magowi zaciekawiona.
- Pomyślałem, że skoro Say zniknął by poćwiczyć panowanie, ty mogłabyś też przejść podobny trening. Oczywiście dla ciebie będzie to inny rodzaj treningu, ale uważam, że wtedy oderwiesz myśli od wampira - uśmiechnął się zawadiacko. Wiedział o nas…
- A kto miałby mnie tego uczyć?
- Opiekun camini, oczywiście. Pozwolisz, że po niego zadzwonię? - szybko skinęłam głową i już chciałam wygrzebać się z łóżka, jednak mężczyzna powstrzymał mnie ręką - Ale dopiero od jutra, dziś musisz jeszcze poleżeć.
Westchnęłam i opadłam ciężko na poduszkę. Obserwowałam dyrektora jak wychodzi z białego pomieszczenia. Uśmiechnęłam się pod nosem i sięgnęłam po owoc na stoliku. Cieszyłam się, że w końcu będę mogła spotkać kogoś takiego jak ja. W głowie miałam już tysiące pytań, które chciałam zadać opiekunowi. Po kilku minutach przyszedł mag z książkami, które ostatnio zabrałam do pokoju. Powiedział, że z opiekunem caminich będę mogła spotkać się dopiero jutro, a dziś mogłabym poczytać księgi, ponieważ będę musiała je w końcu zwrócić. Z żalem popatrzyłam na dwie wielkie książki i skinęłam tylko głową. Na resztę dnia zostałam sama w białym pokoju. Cholernie mi się nudziło…
***
Następnego ranka obudziło mnie natarczywe stukanie w metalową szafkę obok mojej głowy. Otworzyłam z trudem oczy i ze zdziwieniem zobaczyłam wysokiego mężczyznę o blond włosach i kremowych uszach, stojącego obok łóżka. Przyglądał mi się czarnymi oczami, chowając dłonie do kieszeniach brązowej kurtki, narzuconej na kremową koszulę.
- A pan to kto…? - zapytałam. Kolejne głupie pytanie w mojej karierze najgłupszych pytań.
- Keichi Otoko - przedstawił się z lekkim uśmiechem - Wstawaj, trening czas zacząć.
- Ale jest ranoooo… - jęknęłam, naciągając kołdrę na głowę. Pożałowałam tego szybciej niż myślałam. Po kilku sekundach pan Otoko ściągnął ze mnie kołdrę i wylał całe wiadro lodowatej wody. Pisnęłam, wyskakując natychmiast z łóżka.
- Czy pan zwariował?! - popatrzyłam na niego zła.
- Możliwe - uśmiechnął się, idąc w stronę drzwi - Ale przynajmniej już wstałaś.
Popatrzyłam na zamykające się drzwi, a następnie na siebie. Byłam cała mokra. Dosłownie. Nawet bieliznę miałam mokrą. Z cichym warknięciem poszłam do swojego pokoju się przebrać.
***
Stałam nad jeziorem w towarzystwie pana Keichi i patrzyłam w dal, zastanawiając się co się dzieje z Sayem. Z potoku niebyt przyjemnych wizji wyrwało mnie pytanie nauczyciela.
- Ćwiczyłaś coś kiedyś?
- Tak… Śpiewałam i tańczyłam, ale nie robiłam tego już do… Dłuższego czasu - skrzywiłam się na wspomnienie ostatniego treningu przed występem.
- Powinnaś do tego wrócić. Taniec to bardzo dobra forma treningu. A śpiew wcale nie jest najgorszy - blondyn zaśmiał się przyjaźnie - Może w ramach podziękowania za trening coś mi zaśpiewasz.
- Może… - mruknęłam, choć byłam prawie pewna, że tego nie zrobię.
- No dobrze, zacznijmy trening. Najpierw sprawdzimy jak miewa się twoja forma - kocie kły błysnęły mu w uśmiechu i nim się obejrzałam, opiekun biegł przed siebie. Mruknęłam pod nosem i puściłam się biegiem za mężczyzną. Mimo, że biegłam najszybciej jak potrafiłam, nie mogłam dogonić pana Otoko. Nagle mężczyzna z kremowymi uszami zmienił kierunek o sto dwadzieścia stopni. Zdziwiona tym ruchem nie zdążyłam zatrzymać się przed krzakami róż, w które po chwili wpadłam.
 
- Auuuuuuu… - zawyłam, kiedy kolce powbijały mi się w całe ręce i policzki. Usłyszałam rozbawiony śmiech i po chwili zostałam uniesiona do góry i postawiona na nogach obok krzaku. Potarłam obolały policzek i popatrzyłam zawstydzona na nauczyciela.
- Musisz przestać myśleć o swoim koledze, bo to cię rozprasza. Musisz się skupić na treningu, żeby on coś dał, rozumiesz? - popatrzył z góry w moje oczy, po czym obrócił mnie i popchał z powrotem w stronę jeziora. Miałam nie myśleć o Sayu? Łatwiej powiedzieć, niż zrobić… Następne ćwiczenia miały na celu, tak jak ten pseudo wyścig, sprawdzić, co już umiem. Wcześniej myślałam, że jestem naprawdę dobra, ale kiedy porównałam się do dorosłego camini, który opanował swoje umiejętności do perfekcji… To stwierdziłam, że ze mną jest gorzej niż fatalnie.
- Nawet nie wiedziałam, że mam takie możliwości - powiedziałam, kiedy około południa zrobiliśmy sobie przerwę.
- Masz. A nawet większe. Musisz tylko potrenować - zaśmiał się, rzucając mi kolejne jabłko do rąk. Następne godziny, aż do rozpoczęcia lekcji, mijały na żmudnym trenowaniu mojej zwinności, równowagi, szybkości i wyostrzenia zmysłów. Te ostatnie ćwiczenia najmniej mi się podobały, z uwagi na kilkunastokrotne oberwanie twardym owocem. Naprawdę nie wiedziałam jak z opaską na oczach miałam złapać, lecące w moim kierunku jabłko. Najlepiej chyba wychodziło mi bieganie między drzewami, chociaż pan Otoko twierdził coś innego. Czeka mnie ciężkie kilka następnych dni…
***
Tutaj jest te… cztery dni? Podczas, który Saya nadal nie ma, a Neko trenuje, nie każcie mi tego opisywać xc- Neko
***
Wykończona wlokłam się akademickim korytarzem w kierunku bloku B. Trening i siedem godzin lekcji, piąty dzień pod rząd to zdecydowanie za dużo. Kiedy byłam na parterze, usłyszałam rozmowę dobiegającą z gabinetu dyrektora. Zaciekawiona podeszłam cichaczem pod drzwi i zastrzygłam uszami, nasłuchując. Słowa były bardzo niewyraźne, jednak byłam pewna, że kilkukrotnie słyszałam słowo „pragnienie” i „trzymać z daleka”. Zaczęłam się zastanawiać, o co może chodzić i z kim dyrektor rozmawia. Nagle do moich uszu dotarło bardzo wyraźnie „Vlad Tepes”. Otworzyłam szeroko oczy. Przecież to on był z Sayem… Więc skoro on jest w szkole… To Say też? Natychmiast odzyskałam energię i ruszyłam biegiem w stronę męskiego akademika. Zatrzymałam się dopiero przed drzwiami do jego pokoju. Kiedy ja w ogóle przekroczyłam próg bloku C? Pokręciłam głową. A co jeśli on nie chce mnie widzieć…? Albo… delikatnie pchnęłam drzwi do pokoju wampira, które uchyliły się powoli. Nawet ich nie zamknął… Zajrzałam do pomieszczenia i zobaczyłam jak złotooki śpi wyłożony na łóżku. Automatycznie na moje usta wpłynął szeroki uśmiech. Miałam ochotę się na niego rzucić, przytulić i już nie puszczać. Ale nie zrobiłam tego, tylko dlatego, że chłopak spał i naprawdę nie chciałam go budzić. Zresztą… Wyglądał jakoś tak inaczej niż przed tym zniknięciem…
- Co ci zrobili…? - spytałam cicho sama siebie i wślizgnęłam się do pokoju, zamykając drzwi za sobą. Podeszłam do łóżka wampira i kucnęłam obok jego głowy. Przekrzywiłam głowę w prawo i delikatnie przeczesałam mu włosy palcami. Kiedy drgnął, odskoczyłam wystraszona. Na szczęście go nie obudziłam. Usiadłam z podkulonymi nogami na sąsiednim łóżku i popatrzyłam na złotookiego. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam w okno. Chciałam zaczekać, aż się obudzi. Choćbym miała czekać na to aż do rana tydzień później.
<Say?>
Wracamy do fabuły ^ ^- Neko

Yaay- Aruccio

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz