Uśmiechnęłam się lekko.
- Pij… - zawahałam się przez moment - Jedz? - przekrzywiłam głowę w prawo i odwzajemniłam lekki uśmiech wampira - Po prostu sobie nie przeszkadzaj - zaśmiałam się i podeszłam do okna. Słońce wzeszło już jakąś godzinę temu. Przeszły mnie ciarki, kiedy przypomniałam sobie krew w torebce. Zaczęłam zastanawiać się, czyja jest ta krew. Pochodziła od zdrowego, wciąż żywego człowieka czy może od osoby, która już jej nie potrzebowała? Nagle przypomniało mi się coś ważnego. Szybko sięgnęłam za pasek od spódnicy i odetchnęłam z ulgą, czując pod palcami złożoną kopertę.
- Say, czytałeś może ten list? - zapytałam nieco głośniej, myśląc, że chłopak cały czas znajduje się w łazience.
- Nie, a powinienem? - usłyszałam tuż przy uchu. Drgnęłam wystraszona, po czym zaśmiałam się.
- Straszysz, wiesz? - zapytałam, nadal się śmiejąc - I nie, nie powinieneś.
- A pokażesz mi go kiedyś? - spytał cicho, całując mnie w policzek. Prychnęłam rozbawiona.
- Chciałbyś. Co powiesz na mały wyścig? - odwróciłam się do złotookiego, który z satysfakcją się uśmiechał.
- A co będę miał jak wygram? - wyszczerzył się. Przechyliłam głowę w prawo i powiedziałam smutnym głosikiem
- Nie zakładam się z tobą, bo ty zawsze wygrywasz - zrobiłam smutną minę, a po chwili zaśmiałam się.
- Właśnie dlatego lubię się z tobą zakładać - powiedział, przedrzeźniając mój smutny głos. Wyszliśmy z jego pokoju i męskiej części akademika, uważając by przypadkiem na kogoś nie wpaść. Zastanawiałam się co właściwie mogłabym zrobić, żeby pomóc odpocząć wampirowi. Skoro był zmęczony psychicznie… Chłopak rzucił mi krótkie „hej” i pomknął przed siebie. Popatrzyłam za nim zdziwiona, zaśmiałam się i popędziłam za nim. Mimo treningów nie miałam szans dogonić Saya. W końcu był wampirem, a te są niedoścignione.
<Say?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz