piątek, 29 stycznia 2016

Od Gabrieli- C.D Saya

To ojciec zdążył już przygotować salę lekcyjną!? To kiedy tu przyjechał!? Dobra nie będę zaprzątała głowy jakimiś pierdołami… Przynajmniej cieszę się z tego, że zakopaliśmy ten przeklęty topór wojenny. Miałam nadzieje na to, że porzucił swoje „nawyki” i bardziej zajmie się rodziną i... nauczaniem. W końcu jest w tej szkole nauczycielem, chodź wiązało się z tym pewne ryzyko. Nie wiedziałam, jakie życie mieli ci, którzy uczyli się w szkołach, gdzie pracowali ich rodzice. Jednak ploteczki mówiły, że mają ciężko. Oby mnie się taki los nie przytrafił.
Nim się obejrzałam, nasza trójka szła korytarzami szkoły, które wyglądały jak wyjęte z Hogwartu. Ściany były jasnobrązowe, a podłoga pokryta czarnymi kafelkami. Na oknach pojawiały się witraże okienne przedstawiające różne sceny z biblii. Od czasu do czasu ojciec mruczał zły pod nosem. No tak... te szyby kojarzyły mu się z kościołem i innymi świętymi rzeczami, które mogły doprowadzić wampira do szaleństwa. Cóż… Nie raz widziałam rzędy metalowych szafek, zamykanych na kłódkę z szyfrem. (Normalnie jak w Ameryce...) Co jakiś czas pojawiały się ciemno bordowe drzwi z jakimś rzymskim numerem, a obok grupka ludzi. Mogłam się domyśleć, że to też byli uczniowie. Ja Say i ojciec, a raczej profesor Tepes zatrzymaliśmy przy drzwiach z numerem XIII. Przy nich stało też jeszcze dziesięciu uczniów, z czego dwie uczennice się wyróżniały z tłumu. Jedna miała kocie uszy i ogon, a na twarz miała medyczną opaskę na oko. Czuć było, że to camini, gdyż zapach ją zdradzał. A druga postać ubrana na czarno, z czego charakterystycznymi elementami był wysoki kołnierz i glany.
Ojciec nie marnował czasu i otworzył drzwi. Jednym gestem ręki zaprosił naszą grupę do środka. Tata wszedł jako pierwszy, a ja jako ostatnia. Jednak to Say zamknął drzwi i trochę mnie zirytował. Przecież nie lubiłam tego, jak ktoś mi usługiwał. Od dwustu lat radzę sobie sama i tak ma być! Wchodząc do środka przeżyłam prawdziwy szok.
Sala lekcyjna wyglądała jak z okresu baroku. Ciemnobordowe ściany, złote zdobienia z kwiecistymi motywami, wielkie okna z widoczkiem na park, gdzie oświetlony był przez latarnie. Musiałam przyznać, że o tej porze szkolny park, wyglądał jak wyjęty z obrazu malarza. Okiennice były ozdobione czerwonymi zasłonami. Po za tym, wyglądała jak normalna sala lekcyjna. Tablica, biurko nauczyciela, pojedyncze ławki jak w Stanach, szafki na różne rzeczy, półki na książki... na końcu sali były różne gablotki z różnymi przedmiotami, które zainteresowały klasę.
Od razu podeszłam i wepchnęłam się, aby zobaczyć zawartość gablot. Okazało się iż były wypełnione antykami, ale nie byle jakimi. Były stare miecze, akcesoria dla rycerzy, różne stare pergaminy i księgi. Nie dziwiłam się, gdyż poznawałam te przedmioty. Widziałam je w domu, kiedy mieszkałam jeszcze w Rumunii.
- Dobra, drodzy uczniowie! Zajmijcie miejsca! - zawołał profesorek, a pozostali wykonali moje polecenie. W niektórych uczniach wyczuwałam domieszkę strachu. Nie dziwiłam się... w końcu historykiem jest wiekowy wampir, chodź nie najstarszy. Ja zajęłam ostatnią ławkę przy oknie, a Say zajął ławkę przede mną.
- Pewnie się domyślacie kim jestem, więc od razu przejdę do rzeczy – oznajmił oficjalnym tonem profesor i podchodząc do tablicy, wziął kredę i zaczął pisać.
Nazywam się Profesor Vladislau Tepes i od tego roku będę nauczał historii – dodał odwróciwszy się do nas i posłał nam lekki uśmiech. Nagle w sali usłyszałam czyjeś westchnięcia. Jakby dziewczyny były na niego nieźle napalone. Rozglądając się widziałam jak kilka dziewczyny faktycznie zaczynało się mizdrzyć do ojca jakby był ósmym cudem świata. Ta szkoła chyba jest nienormalna.
- Więc, zacznę od listy obecności – kontynuował, wróciwszy za biurko i przeglądał dziennik. Po chwili wyczytywał nazwiska, a w odpowiedzi słychać było „jestem”.
- Argona Ryuketsu!
- Jestem – odpowiedziała ta dziwna w czerni. O dziwo głos miała gwarny i potężny. Może to przez kaptur. Nie wiem.
- Haneko Fumi!
Obecna! - po chwili odezwała się dziewczyna z kocimi uszami. Więc tak nazywały się te dziewczyny z korytarza! Dzięki Tatuśku ^^ To mi się przyda.
- Say Aruccio!
Jestem, Profesorze! - zawołał wesołym głosem, a historyk odpowiedział cichym chichotem.
- Dobra... jesteś bardzo uprzejmy – dodał w przerwie między chichotem i kontynuował wyczytywanie. - I na końcu... Gabriela Tepes! - I w tym momencie poczułam jak mą twarz oblał rumieniec.
Nagle poczułam jak wszystkie spojrzenia, prócz Saya były skierowane na mnie. Pewnie zszokowało ich to, że mieliśmy takie same nazwiska. Po czym usłyszałam jak niektórzy szeptali coś między sobą. Pewnie nie mogli uwierzyć, że legendarny wampir miał dziecko, które będzie uczęszczać do tej szkoły. O co wcale się nie prosiłam! Niby pogodziłam się z tym, że nie mogę opuścić Ignotus, lecz chciałam być po prostu zwyczajna. W tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że już mogę zapomnieć o zwyczajnym traktowaniu przez innych.
- Obecna – powiedziałam nieśmiało i schowałam twarz w chustę.
- Hej Gabi... nic ci nie jest? – wyszeptał Say. Kiedy spojrzałam na jego twarz, zagościła trochę zatroskana mina. Na co oczywiście się zarumieniłam. Choć nie... musiałam przyznać, że jego oczy były... piękne, co dodawało mu uroku - KOBITO WEŹ SIĘ W GARŚĆ! NIBY JESTEŚ DOROSŁA, A ZACHOWUJESZ SIĘ JAK NIEDOJRZAŁA NASTOLATKA – skarciłam się w myślach. Jednak nie miałam pojęcia co powiedzieć Sayowi.
A więc, skoro formalności mamy za sobą, przejdę do zasad, kryteriów oceniania itp... - nagle usłyszałam w tle głos ojca. Po chwili cała uwaga poza Sayem ponownie wróciła na pedagoda.
<Say?>

Przy odpisie spraw, aby Vlad był surowym... niech powie, że będzie tylko jedno przygotowanie na semestr, czy coś w tym guście. Okej? - Ivy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz