To ojciec zdążył już przygotować
salę lekcyjną!? To kiedy tu przyjechał!? Dobra nie będę zaprzątała głowy
jakimiś pierdołami… Przynajmniej cieszę się z tego, że zakopaliśmy ten
przeklęty topór wojenny. Miałam nadzieje na to, że porzucił swoje „nawyki” i bardziej
zajmie się rodziną i... nauczaniem. W końcu jest w tej szkole nauczycielem,
chodź wiązało się z tym pewne ryzyko. Nie wiedziałam, jakie życie mieli ci,
którzy uczyli się w szkołach, gdzie pracowali ich rodzice. Jednak ploteczki
mówiły, że mają ciężko. Oby mnie się taki los nie przytrafił.
Nim się obejrzałam, nasza trójka
szła korytarzami szkoły, które wyglądały jak wyjęte z Hogwartu. Ściany były
jasnobrązowe, a podłoga pokryta czarnymi kafelkami. Na oknach pojawiały się
witraże okienne przedstawiające różne sceny z biblii. Od czasu do czasu ojciec
mruczał zły pod nosem. No tak... te szyby kojarzyły mu się z kościołem i innymi
świętymi rzeczami, które mogły doprowadzić wampira do szaleństwa. Cóż… Nie raz
widziałam rzędy metalowych szafek, zamykanych na kłódkę z szyfrem. (Normalnie
jak w Ameryce...) Co jakiś czas pojawiały się ciemno bordowe drzwi z jakimś
rzymskim numerem, a obok grupka ludzi. Mogłam się domyśleć, że to też byli
uczniowie. Ja Say i ojciec, a raczej profesor Tepes zatrzymaliśmy przy drzwiach
z numerem XIII. Przy nich stało też jeszcze dziesięciu uczniów, z czego dwie
uczennice się wyróżniały z tłumu. Jedna miała kocie uszy i ogon, a na twarz
miała medyczną opaskę na oko. Czuć było, że to camini, gdyż zapach ją zdradzał.
A druga postać ubrana na czarno, z czego charakterystycznymi elementami był
wysoki kołnierz i glany.
Ojciec nie marnował czasu i
otworzył drzwi. Jednym gestem ręki zaprosił naszą grupę do środka. Tata wszedł
jako pierwszy, a ja jako ostatnia. Jednak to Say zamknął drzwi i trochę mnie
zirytował. Przecież nie lubiłam tego, jak ktoś mi usługiwał. Od dwustu lat
radzę sobie sama i tak ma być! Wchodząc do środka przeżyłam prawdziwy szok.
Sala lekcyjna wyglądała jak z
okresu baroku. Ciemnobordowe ściany, złote zdobienia z kwiecistymi motywami,
wielkie okna z widoczkiem na park, gdzie oświetlony był przez latarnie.
Musiałam przyznać, że o tej porze szkolny park, wyglądał jak wyjęty z obrazu
malarza. Okiennice były ozdobione czerwonymi zasłonami. Po za tym, wyglądała
jak normalna sala lekcyjna. Tablica, biurko nauczyciela, pojedyncze ławki jak w
Stanach, szafki na różne rzeczy, półki na książki... na końcu sali były różne
gablotki z różnymi przedmiotami, które zainteresowały klasę.
Od razu podeszłam i wepchnęłam
się, aby zobaczyć zawartość gablot. Okazało się iż były wypełnione antykami,
ale nie byle jakimi. Były stare miecze, akcesoria dla rycerzy, różne stare
pergaminy i księgi. Nie dziwiłam się, gdyż poznawałam te przedmioty. Widziałam
je w domu, kiedy mieszkałam jeszcze w Rumunii.
- Dobra, drodzy uczniowie!
Zajmijcie miejsca! - zawołał profesorek, a pozostali wykonali moje polecenie. W
niektórych uczniach wyczuwałam domieszkę strachu. Nie dziwiłam się... w końcu
historykiem jest wiekowy wampir, chodź nie najstarszy. Ja zajęłam ostatnią ławkę
przy oknie, a Say zajął ławkę przede mną.
- Pewnie się domyślacie kim
jestem, więc od razu przejdę do rzeczy – oznajmił oficjalnym tonem profesor i
podchodząc do tablicy, wziął kredę i zaczął pisać.
Nazywam się Profesor Vladislau Tepes i od tego roku będę nauczał historii – dodał odwróciwszy się do nas i
posłał nam lekki uśmiech. Nagle w sali usłyszałam czyjeś westchnięcia. Jakby
dziewczyny były na niego nieźle napalone. Rozglądając się widziałam jak kilka
dziewczyny faktycznie zaczynało się mizdrzyć do ojca jakby był ósmym cudem świata.
Ta szkoła chyba jest nienormalna.
- Więc, zacznę od listy obecności
– kontynuował, wróciwszy za biurko i przeglądał dziennik. Po chwili wyczytywał
nazwiska, a w odpowiedzi słychać było „jestem”.
- Argona Ryuketsu!
- Jestem – odpowiedziała ta
dziwna w czerni. O dziwo głos miała gwarny i potężny. Może to przez kaptur. Nie
wiem.
- Haneko Fumi!
Obecna! - po chwili odezwała się
dziewczyna z kocimi uszami. Więc tak nazywały się te dziewczyny z korytarza!
Dzięki Tatuśku ^^ To mi się przyda.
- Say Aruccio!
Jestem, Profesorze! - zawołał
wesołym głosem, a historyk odpowiedział cichym chichotem.
- Dobra... jesteś bardzo uprzejmy
– dodał w przerwie między chichotem i kontynuował wyczytywanie. - I na końcu...
Gabriela Tepes! - I w tym momencie poczułam jak mą twarz oblał rumieniec.
Nagle poczułam jak wszystkie
spojrzenia, prócz Saya były skierowane na mnie. Pewnie zszokowało ich to, że
mieliśmy takie same nazwiska. Po czym usłyszałam jak niektórzy szeptali coś
między sobą. Pewnie nie mogli uwierzyć, że legendarny wampir miał dziecko,
które będzie uczęszczać do tej szkoły. O co wcale się nie prosiłam! Niby
pogodziłam się z tym, że nie mogę opuścić Ignotus, lecz chciałam być po prostu
zwyczajna. W tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że już mogę zapomnieć o
zwyczajnym traktowaniu przez innych.
- Obecna – powiedziałam nieśmiało
i schowałam twarz w chustę.
- Hej Gabi... nic ci nie jest? – wyszeptał
Say. Kiedy spojrzałam na jego twarz, zagościła trochę zatroskana mina. Na co
oczywiście się zarumieniłam. Choć nie... musiałam przyznać, że jego oczy
były... piękne, co dodawało mu uroku - KOBITO WEŹ SIĘ W GARŚĆ! NIBY JESTEŚ
DOROSŁA, A ZACHOWUJESZ SIĘ JAK NIEDOJRZAŁA NASTOLATKA – skarciłam się w
myślach. Jednak nie miałam pojęcia co powiedzieć Sayowi.
A więc, skoro formalności mamy za
sobą, przejdę do zasad, kryteriów oceniania itp... - nagle usłyszałam w tle
głos ojca. Po chwili cała uwaga poza Sayem ponownie wróciła na pedagoda.
<Say?>
Przy odpisie spraw, aby Vlad był surowym... niech powie, że będzie
tylko jedno przygotowanie na semestr, czy coś w tym guście. Okej? - Ivy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz