Siedziałam w przedziale pociągu
wciśnięta w kąt. Spod przymrużonych powiek obserwowałam krajobraz za oknem w
holu, który łączył przedziały. Drzewa, drzewa i cały czas tylko drzewa. Chociaż
nie. Były jeszcze wzgórza, pagórki i niezbyt wysokie góry. Zastrzygłam uszami,
spodziewając się usłyszeć jakieś stłumione rozmowy lub coś podobnego, jednak
wszystko co słyszałam to tylko stukot kół pociągu. Wydałam z siebie pomruk
poirytowania i wydostałam się ze swojego kąta. Odsunęłam delikatnie drzwi przedziału
i wystawiłam głowę na hol, w którym panował lekki przeciąg z powodu otwartego
okna. Czyżby naprawdę nikogo tu nie było poza mną i maszynistą? Znaczy.. Mam
nadzieje, że maszynista też tutaj jest. Rozejrzałam się nieco spanikowana na tę
myśl, jednak szybko skarciłam się.
- Przecież skoro pociąg jedzie,
to maszynista chyba musi tu być- mruknęłam sama do siebie nieco ponuro, a po
chwili spytałam jeszcze ciszej - Prawda…?
Potrząsnęłam głową, próbując się
uspokoić. Najwyraźniej na razie ta zmiana miejsca nie wychodzi mi na dobre.
Nerwowo zamachałam ogonem. Im bliżej miejsca docelowego byłam tym bardziej
ogarniał mnie stres i panika. Stres był zrozumiały nawet dla kogoś
„normalnego”, ale panika dotyczyła tylko mnie. Przynajmniej tak na początku
myślałam. Bałam się, że nie zaakceptują mnie takiej, jaką jestem. Po chwili
oberwałam w głowę od samej siebie. Westchnęłam cicho.
- Muszę się uspoko… - urwałam
nagle, słysząc ćwierkanie za oknem. Oczy automatycznie mi się zwęziły, a kocia
natura pchnęła mocno w kierunku otwartego okna. Szybko wystawiłam głowę przez
otwór i rozejrzałam się. Włosy związane w kucyk natychmiast zaczęły bić mnie po
twarzy, targane wiatrem. Było to dość bolesne przeżycie, dlatego też szybko
schowałam się z powrotem do przedziału. Na moje nieszczęście dzwoneczek od
mojej pseudo-obroży zaczepił się o okno i nie mogłam się od niego odsunąć.
Przez około minutę szarpałam się z tym, ponieważ nie chciałam zerwać wstążki,
która była specjalnie szyta. W końcu, nieco wkurzona szarpnęłam się mocniej, a
obroża puściła. Poleciałam do tyłu uderzając w drzwi do przedziału, odbiłam się
od nich i runęłam do przodu na kolana. Przytrzymałam się na rękach, by nie
upaść jeszcze bardziej. Lekko oszołomiona patrzyłam szeroko otwartym okiem
prosto na podłogę wyłożoną czerwoną wykładziną. Po chwili z góry spadł złoty
dzwoneczek, lądując obok mojej dłoni. Przeniosłam na niego zdziwione
spojrzenie. W tej samej chwili z mojej szyi ześlizgnęła się obroża i delikatnie
ułożyła na ziemi.
- Niemożliwe… - szepnęłam ledwo
słyszalnie. W ułamku sekundy moje oczy stały się na powrót normalne, a pazury
zniknęły. Usiadłam i pomału podniosłam obie rzeczy. Obchodziłam się z nimi tak
delikatnie, jakby były najcenniejszymi klejnotami, jakie kiedykolwiek trzymałam
w rękach. No cóż, dla mnie były to bardzo cenne rzeczy. Które zepsułam przez
własną głupotę i nieokiełznane instynkty. Usłyszałam, że ktoś zbliża się do
mojego wagonu, więc schowałam to co miałam w dłoniach do kieszeni spodni i
natychmiast się podniosłam. Nie myliłam się. Wysoki ciemnowłosy mężczyzna
oznajmił, że zbliżamy się do naszego celu.
***
Z myśli wyrwał mnie dopiero
trzask zamykanych drzwi. Dopiero teraz zorientowałam się, że siedziałam w
jakimś fotelu, a naprzeciwko po drugiej stronie biurka siedział brodaty
mężczyzna o łagodnym wyrazie twarzy. Na głowie miał spiczastą czapkę w
czerwonym kolorze ze złotym napisem „Wizzard” i szatę takiego samego koloru.
Przynajmniej tak mi się wydawało, nie widziałam jej w pełni. Przekrzywiłam
głowę w prawo, a lewe ucho oklapło mi nieco, kiedy przyglądałam się uważnie
twarzy mężczyzny. Zastanawiało mnie kim był, ponieważ pachniał inaczej niż
ludzie, z którymi miałam do tej pory styczność.
- Miło cię tutaj gościć, Haneko -
uśmiechnął się delikatnie i, jakby mnie przedrzeźniając, przechylił głowę w
lewo. Zamrugałam parę razy zdziwiona, prostując się - Mam nadzieję, że nie
będzie to dla ciebie kłopot, ponieważ nie mamy w akademii zbyt wielu osób
takich jak ty. Mam tutaj na myśli camini. Chyba wiesz o tym, że nie jesteś
pospolita?
Skinęłam powoli głową, nie za
bardzo wiedząc o czym mówi. Wizzard natychmiast dostrzegł moje zmieszanie,
które starałam się ukryć i zaśmiał się życzliwie.
- No tak, zapomniałem, że nie
miałaś w ogóle styczności z osobami takimi jak ty, więc nawet nie wiesz jak
nazywa się twoja rasa - uśmiechnął się miło - Wydaję mi się, że będzie znacznie
lepiej, jeśli sama spróbujesz się czegoś o tym dowiedzieć. Jak uważasz, Haneko?
- spytał z uśmiechem, patrząc na mnie znacząco. Zawahałam się przez moment, a
potem spytałam cicho.
- Czy mogłabym dostać jedno
ciasteczko…?- zerknęłam w kierunku miski ukrytej za stertą papierów. Wizzard
zaśmiał się głośno, podsuwając mi miskę prawie pod nos.
- Poczęstuj się. Tak coś czułem,
że je wyniuchasz- uśmiechnął się- To już właściwie wszystko, co od ciebie chciałem.
Przynajmniej jak na razie. Mam nadzieje, że nie będziesz miała problemów z
dostaniem się do swojego pokoju. A teraz wybacz mi, mam spotkanie z jednym z
nauczycieli.
Kiwnęłam głową, zwinęłam jedno
ciasteczko z miski i wyszłam na korytarz, dziękując dyrektorowi. Rozejrzałam
się po pustym korytarzu, zjadając ciasteczko, i ruszyłam w prawo. Nie miałam
bladego pojęcia, dokąd idę, ale jednego byłam pewna. Nie chciałam na razie
siedzieć w pokoju.
Postanowiłam pójść do parku.
Wdrapałam się na najniższą gałąź jednego z drzew i usiadłam na niej, wyciągając
z kieszeni zerwaną wstążkę i dzwoneczek. Podrzuciłam go w dłoni. Naprawdę nie
miałam pomysłu, jak to naprawić. Odkąd pamiętam było to całe i jeszcze nigdy
nie przydarzyło mi się coś takiego. Przybicie do tego miejsca nie rozpoczęło
się zbyt radośnie, więc nie miałam powodu, by sądzić, iż dalszy pobyt
przyniesie jakieś zmiany.
- Hej! – zawołał ktoś z dołu, a
ja brutalnie wyrwana z myśli, po raz kolejny dzisiejszego dnia, zawisłam na
gałęzi do góry nogami. Zacisnęłam nogi na gałęzi i przyjrzałam się żółtym oczom
jakiegoś chłopaka. Po chwili uśmiechnęłam się szeroko pokazując mu swoje
kiełki.
- Hej.
<Say?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz