-
Czy coś się stało? - spytał trochę zaskoczony.
-
Chyba masz rację. Może Ojciec i Hush się znali – po chwili odpowiedziałam.
-
Czemu tak sądzisz? - kolejne pytanie padło z jego ust.
- O
ile dobrze pamiętam, do ojca przychodził taki jeden facet. Po za tym widziałam
mnóstwo listów adresowanych na takie imię – oznajmiłam trochę zmieszana.
-
Jezu! Czemu Hush mi o niczym nie powiedział!? - krzyknął zdezorientowany.
- Nie
wiem i w sumie... nie interesowało mnie! To było trzysta lat temu. Po stu
latach postanowiłam zwiać z domu – odparłam naburmuszona, gdy poczułam coś,
jakieś dziwne wahana aury. Tylko zdziwiłam się, że te wahania były dla mnie
znajome. I to nawet bardzo znajome.
- Co
się dzieje!? Gabi? - spytał zaaferowany moją reakcją.
- To
nie możliwe... nie możliwe – powiedziałam trochę drżącym głosem i rozejrzałam
się do koła, powoli i ostrożnie analizując każdy skrawek terenu. Doskonale
wiedziałam, że ta aura należała do jakieś wampira. Nie do mnie, ani do
złotookiego (choć była podobna do mojej). Ta aura należała do osoby trzeciej.
Nagle spojrzałam na zszokowanego chłopaka, który ze strachu miał otwarte usta.
- Ktoś
tu za mną stoi... Prawda? - spytałam przestraszona. Say tylko kiwną głową, gapiąc
się na stojącego za mną mężczyzną. Nagle poczułam dotyk czyjegoś ramienia, a
moje ciało momentalnie wzdrygnęło i dostało gęsiej skórki.
- Wreszcie
cię znalazłem... Gabrielo – usłyszałam przy prawym uchu znajomy szept, a ja
spłoszona, odskoczyła i wyjęłam miecz. Teraz wiedziałam, kto za mną stał, a
wtedy strach został zastąpiony zdenerwowaniem, a nawet żądzą mordu, o czy
świadczyło ściśnięcie ręki na rękojeści miecza.
-
Choć ja myślałam, że do tego nigdy nie dojdzie... ojcze! - wysyczałam nieźle
wkurzona i gotowa rzucić się na tego, kogo nazywałam swoim ojcem.
<Say?>
Na mailu mam dla ciebie zadanie bojowe - Ivy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz