poniedziałek, 25 stycznia 2016

Od Gabrieli- C.D Saya

 - Hush? Hmm... coś mi się kojarzy to imię. Niech pomyślę- szperając w pamięci, doszukałam się wspomnień o mężczyźnie, który sporadycznie przychodził do ojca. Zawsze przyjmował gości w swoich komnatach, więc tylko na sekundę mogłam przyjrzeć się znajomym ojca. Choć nie! Przeglądając rzeczy ojca trafiłam na listy adresowane do niego. Choć z początku nie miały zbytniego znaczenia. Po tym co usłyszałam od Saya, wprawiło mnie w zadumę. Momentalnie oderwałam się od chłopaka.
- Czy coś się stało? - spytał trochę zaskoczony.
- Chyba masz rację. Może Ojciec i Hush się znali – po chwili odpowiedziałam.
- Czemu tak sądzisz? - kolejne pytanie padło z jego ust.
- O ile dobrze pamiętam, do ojca przychodził taki jeden facet. Po za tym widziałam mnóstwo listów adresowanych na takie imię – oznajmiłam trochę zmieszana.
- Jezu! Czemu Hush mi o niczym nie powiedział!? - krzyknął zdezorientowany.
- Nie wiem i w sumie... nie interesowało mnie! To było trzysta lat temu. Po stu latach postanowiłam zwiać z domu – odparłam naburmuszona, gdy poczułam coś, jakieś dziwne wahana aury. Tylko zdziwiłam się, że te wahania były dla mnie znajome. I to nawet bardzo znajome.
- Co się dzieje!? Gabi? - spytał zaaferowany moją reakcją.
- To nie możliwe... nie możliwe – powiedziałam trochę drżącym głosem i rozejrzałam się do koła, powoli i ostrożnie analizując każdy skrawek terenu. Doskonale wiedziałam, że ta aura należała do jakieś wampira. Nie do mnie, ani do złotookiego (choć była podobna do mojej). Ta aura należała do osoby trzeciej. Nagle spojrzałam na zszokowanego chłopaka, który ze strachu miał otwarte usta.
- Ktoś tu za mną stoi... Prawda? - spytałam przestraszona. Say tylko kiwną głową, gapiąc się na stojącego za mną mężczyzną. Nagle poczułam dotyk czyjegoś ramienia, a moje ciało momentalnie wzdrygnęło i dostało gęsiej skórki.
- Wreszcie cię znalazłem... Gabrielo – usłyszałam przy prawym uchu znajomy szept, a ja spłoszona, odskoczyła i wyjęłam miecz. Teraz wiedziałam, kto za mną stał, a wtedy strach został zastąpiony zdenerwowaniem, a nawet żądzą mordu, o czy świadczyło ściśnięcie ręki na rękojeści miecza.
- Choć ja myślałam, że do tego nigdy nie dojdzie... ojcze! - wysyczałam nieźle wkurzona i gotowa rzucić się na tego, kogo nazywałam swoim ojcem.
<Say?>

Na mailu mam dla ciebie zadanie bojowe - Ivy


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz