Say podał mi rękę, pomagając się podnieść.
- Panienko, przebywanie dziewcząt w męskim akademiku czy to
w całości, czy w połowie jest zakazane - odpowiedział sucho. Popatrzyłam na
niego wkurzona.
- To, że jest pan przyjacielem dyrektora nie znaczy wcale,
że może pan bezkarnie ściągać kogoś z okna! – zawołałam wkurzona mocno
gestykulując rękami - Pan mógł mnie zabić, co pan sobie myślał?!
- Panienko, nie tym tonem - opowiedział nad wyraz spokojnie,
co wkurzyło mnie jeszcze bardziej.
- Nie ma pan prawa! – wrzasnęłam, chcąc na niego skoczyć,
jednak ręce wampira oplotły się wokół mojego brzucha i odciągnęły w tył.
- Hej, gatti, spokojnie - zaśmiał się złotooki, po czym
zwrócił się do Latresa - Zabiorę ją stąd, żeby się uspokoiła.
Zaczęłam wierzgać nogami, żeby chłopak mnie puścił, jednak
na darmo. Trzymał mnie mocno, ponad ziemią, idąc w stronę drzew. Kiedy brunet
odstawił mnie na ziemię, nogi załamały się pode mną, a ja runęłam na ziemię.
Podparłam się na rękach, żeby nie wyłożyć się całkowicie.
- Już? W porządku? – zapytał, kucając obok. Spojrzałam na
niego z zupełnie oklapłymi uszami.
- A zaśpiewasz mi coś jeszcze…? - spytałam łamiącym się
głosem. Zrobiłam smutne kocie oczka i czekałam na odpowiedź chłopaka.
<Say?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz