Zamrugałam kilka razy wpatrując
się w czarne niebo. Mimo, że Latres użył swojej telekinezy i złapał mnie nad
ziemią, byłam nieco oszołomiona. Spadek z dachu trzypiętrowego budynku to nie
jest kaszka z mleczkiem. W dodatku znowu widziałam na oczy. A nie na oko, tak
jak przez ostatnie kilka lat. Uniosłam się na łokciu i popatrzyłam za
oddalającymi się postaciami. Zastrzygłam uszami i podniosłam się do siadu. Nie
miałam dobrych przeczuć co do tego wszystkiego. Zamachałam ogonem i spojrzałam
w stronę parku, który o tej porze wydawał się wejściem do świata cieni lub
czegoś podobnego. Zdjęłam sobie buty i rzuciłam je pod najbliższe drzewo,
stając na wyprostowanych nogach. Już miałam zrobić krok przed siebie, kiedy w
mojej głowie odbiły się jak echem słowa Saya o pójściu spać. Strzeliłam nerwowo
ogonem jak batem i weszłam między drzewa. Chciałam sobie wszystko przemyśleć, a
duszny pokój nie był do tego najlepszym miejscem.
***
Otworzyłam oczy i ziewnęłam,
przeciągając się. Przez jasne zasłonki widziałam, że słońce jest już w zenicie.
Do pokoju wróciłam dopiero koło czwartej nad ranem, więc nie dziwne było, że
spałam aż do południa. Rozejrzałam się po pokoju. Pusto. Westchnęłam cicho i
walnęłam głową w poduszkę. Zastanawiałam się, co robić. Właściwie powinnam
wziąć się w końcu za te wypożyczone książki, ale nie było mowy, żebym
przeczytała je całe w ciągu jednego dnia. Wygrzebałam się z łóżka i poszłam się
umyć.
Niecałą godzinę później byłam już
przed biblioteką. Pchnęłam ciężkie, drewniane drzwi i weszłam powoli do
pomieszczenia wypełnionego książkami. Rozejrzałam się w poszukiwaniu
bibliotekarza, jednak nigdzie go nie było. Nie było nawet biurka, za którym
mógłby siedzieć. Odwróciłam się, by wyjść z bibliotek, jednak odskoczyłam,
widząc przed sobą staruszka. Skąd on się tu wziął?!
- Dzień dobry, panienko Fumi -
uśmiechnął się lekko, a oczy błysnęły mi za grubymi szkłami.
- Oh... Dzień dobry. Wystraszył
mnie pan - zaśmiałam się trochę nerwowo. Mężczyzna skłonił się na tyle, na ile
pozwalały mu schorowane kości.
- Panienka wybaczy, nie miałem
najmniejszego zamiaru panienki, wystraszyć. Czegoś potrzebujesz? - uśmiechnął
się lekko. Skinęłam głową.
- W zasadzie to chciałam tylko
zapytać, czy mogłabym jeszcze potrzymać książki w pokoju. Te, które wczoraj
wypożyczyłam - machałam rękami, próbując jakoś wytłumaczyć to gestami. Dlaczego
właściwie to robiłam, skoro mężczyzna nie był głuchy?
- Tak, tak. Przypominam sobie.
Nie ma najmniejszego problemu, by panienka je potrzymała. Tylko niech panienka
Fumi, uważa z jabłkami przy tych książkach - mrugnął porozumiewawczo i zaśmiał
się przyjaźnie. Skinęłam głową, nieco zdziwiona.
- W takim razie, chyba powinnam
się zabrać za ich czytanie - uśmiechnęłam się i dygnęłam w ramach
podziękowania. Kiedy chciałam otworzyć drzwi, usłyszałam jeszcze słowa
bibliotekarza.
- Dyrektor chciał się z panienką
widzieć.
Odwróciłam się, jednak nikogo nie
zobaczyłam. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i opuściłam szybko bibliotekę.
To miejsce przerażało mnie przez tego faceta… Potrząsnęłam głową i ruszyłam do
gabinetu dyrektora. Ciekawa byłam jak długo musiał czekać, aż wstanę i
wygramolę się z pokoju. Zapukałam w drzwi, a kiedy usłyszałam stłumione
„wejść”, weszłam do środka. Mag podniósł spojrzenie znad jakichś papierów i przyjrzał
mi się uważnie.
- Ah, Haneko, siadaj proszę -
gestem ręki wskazał na fotel po przeciwnej stornie biurka. Posłusznie usiadłam
na wygodnym siedzeniu i czekałam aż zacznie mówić. Po kilku minutach ciszy, w
końcu spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
- Wiesz może kto tłukł się
dzisiaj o czwartej nad ranem w waszym budynku?
- Wcale się nie tłukłam -
powiedziałam, kładąc uszy po sobie. Dyrektor zaśmiał się i pokręcił głową.
- A byłem prawie pewien, że
skłamiesz tak jak z tym ugryzieniem - zaśmiał się głośniej i przyglądnął się
mojej zszokowanej minie.
- Say… powiedział…? - spytałam,
nie wierząc, ze o to pytam.
- Powiedział. Choć muszę się
przyznać, że go podpuściłem - uśmiechnął się. Przekrzywiłam głowę w prawo i
spytałam cicho.
- I co teraz z nim…?
- Teraz najprawdopodobniej śpi -
mężczyzna wzruszył ramionami. Zastrzygłam uszami zdziwiona.
- No a potem…?
- Potem będzie pod czujnym okiem
pana Tepesa.
- Aha… - mruknęłam zwieszając
głowę. Tepesa? Powinnam się o niego martwić czy najzwyczajniej w świecie bać…?
- No, a jeśli coś mu się stanie…?
- Panienko Fumi, może i Vlad
Tepes jest ostrym nauczycielem, ale nie pozwoli, by Sayowi Aruccio cokolwiek
się stało. Jestem tego pewien - uśmiechnął się pokrzepiająco - Myślę, że
powinnaś porobić coś, co oderwałoby cię od myśli o tym, gdzie teraz znajduje
się wampir.
Popatrzyłam na dyrektora w
zamyśleniu i skinęłam głową.
- Gdybyś jeszcze czegoś
potrzebowała, zawsze możesz tutaj przyjść - uśmiechnął się, kiedy wychodziłam.
Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o ścianę obok. Niby czym mam się zająć?
Zrezygnowana brakiem pomysłów, wróciłam do pokoju. Nie miałam ochoty w nim
siedzieć, zwłaszcza, że na dworze świeciło słońce. A moja kocia część wręcz
ubóstwiała wygrzewać się w jego promieniach. Postanowiłam wziąć jedną z ksiąg i
udać się z nią nad jezioro, żeby tam, ułożona na trawie po prostu zacząć ją
czytać. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Siedziałam tam późnego popołudnia, na
zmianę czytając, śpiewając i jedząc jabłka. Kiedy zostało jakieś piętnaście
minut do rozpoczęcia lekcji, zebrałam się i wróciłam szybko do szkoły.
***
Soł macz lekcje, nie chce mi się opisywać i tak jest długie xd- Neko
***
Koło pierwszej wychodziłam z
biblioteki ze stosem książek na rękach. Nauczyciela historii nie było, a Pan
Vanagas nie sprawdzał się w jego roli. Jako, że nie wiedział, czego może nas
uczyć, nakazał nam przeczytanie „kilku cienkich książeczek”. Książeczki, hę?
Było ich z 12, każda po sześćset, osiemset stron, oprawiona w grubą okładkę ze
skóry z metalowymi ornamentami. Przecież to ważyło z tonę!
- W tym momencie zazdroszczę
Sayowi… - mruknęłam do siebie schodząc po schodach - Cholera, nic nie wi… -
nawet nie dokończyłam. Noga osunęła mi się z najwyższego stopnia. Pisnęłam
krótko i runęłam ze schodów razem z książkami z biblioteki. Ostatnie co
pamiętałam to szybko zbliżająca się podłoga akademickiego korytarza. A potem
przyszła ciemność i okryła mnie swoimi skrzydłami.
Stworzyłam coś, co nazwałam teorytycznym C.D. Nie pytajcie :I - Aruccio
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz