niedziela, 31 stycznia 2016

Od Saya- C.D Haneko/Ticho

Ulżyło mi, gdy się obiecała wizytę u maga. Uśmiechnąłem się, pozwalając na ciągnięcie mnie w kierunku akademika. Hush dostał się do naszego pokoju i wrócił z dwoma gitarami- jedną moją, a drugą jego, choć równie dobrze mi znaną.
- Może park?- zaproponował. Kiwnąłem głową, a Haneko gorliwie powtórzyła mój gest. Zastanowiłem się. Hush nie zamierzał śpiewać, to wiedziałem, a mieliśmy dwie gitary... w piosenkach w sumie obecność dwóch gitar nie robiła wielkiej różnicy, chyba, ze chcieliśmy pochwalić się, na jak zaawansowanym poziomie jesteśmy...
- Hu... Ticho, zaśpiewaj ze mną "Cyrkowe Monstrum"- poprosiłem, szczerząc się do niego. Spojrzał na mnie z rozbawieniem, które widziałem tylko ja.
- Chcesz zrobić z nas gejów?
- Nieee- zaprotestowałem, opadając na ocieniony trawnik. Przyjaciel usiadł obok i podał gitarę. Sprawdziłem nastrojenie, chociaż nie miało prawa się zmienić od wczorajszego dnia...
- Zaczynasz- powiedział "Ticho"- Poudaję kobietę.
- Lepiej nie głosem...-mruknąłem, powstrzymując śmiech. Hush uderzył w struny, ja na chwilę się zawahałem, żeby wpasować w rytm, a potem zacząłem śpiewać na zmianę z Hushem (Say, Hush, Razem ._. ), patrząc na Neko, która usadowiła się naprzeciwko nas.
Czas martwy, lecz gna, występ wciąż trwa, to nasza kolej
Oni krzyczą, że nie widzą mnie, kurtyną skrytej
Piękny występ ten, twój cały wdzięk dla mnie jest cudem
Znów wołają mnie, chociaż nie chcę, wystąpić muszę
Ze mnie śmieją się, szlochając krzyczę, chcą usłyszeć mnie, on nie widzi, że:
Zobaczyć cię chcę
Muszę ujrzeć cię
I wtem widzę...
Nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem.
- W tym wykonaniu to zdecydowanie gejowska piosenka!
<Haneko? XDD >
A piosenkę wielbię <3 A Kazu jeszcze bardziej


Od Haneko- C.D Gabrieli

Odwzajemniłam jej uśmiech, potrząsając ręką dziewczyny. Nazwisko skądś mi się kojarzyło, jednak nie mogłam przypomnieć sobie skąd... jakiś inny uczeń je ma? Nauczyciel? A może ktoś z poprzedniej szkoły...? Nie, na pewno nie. Dałabym sobie rękę uciąć, że to ktoś z akademii. Tylko kto... nagle uświadomiłam sobie, że Gabriela czeka na moje przedstawienie swojej osoby. Zaśmiałam się pod nosem i powiedziałam:
- Haneko Fumi - pokazałam w uśmiechu wszystkie zęby i zastrzygłam uszami - Skądś chyba kojarzę twoje nazwisko, jednak nie jestem w stanie przypomnieć sobie skąd - wzruszyłam ramionami i sięgnęłam na półkę obok swojego łóżka, na której leżał pokaźny stos dużych, pachnących, czerwonych jabłek. Wzięłam jedno i wyprostowałam się.
- Chcesz może? - spytałam, wyciągając w kierunku wampirzycy dłoń z owocem.
- Nie, dzięki - uśmiechnęła się - Znasz już kogoś?
- Hmm... Dyrektora - ugryzłam soczysty owoc - Ciebie... Ciebie... No i ciebie - zaśmiałam się widząc zdziwioną dziewczynę - Nie no. Jeszcze Saya... I chyba pozą wami to nikogo... Tak mi się przynajmniej wydaje - pomyślałam przez chwilę, a potem zapytałam - Tańczysz? Albo może śpiewasz?
<Gabrielo?>

To podchodzi pod większą sielankę niż Say z Haneko… xD - Aru

Od Saya- C.D Gabrieli

Chodziłem po mieście, gdy wyczułem zapach krwi Gabrieli. Dużo krwi Gabrieli. Za dużo. Pomknąłem w kierunku, z której czułem wampirzycę, zręcznie wymijając przechodniów. Nie wiem, czy niektórzy w ogóle zauważyli, że przebiegłem… Nagle zatrzymałem się jak wryty. Wyczułem krew dziewczyny na miniętym mężczyźnie. Zawróciłem błyskawicznie i szarpnięciem obróciłem go do siebie.
- Kim jesteś?- warknąłem… i nie ociągając się po prostu kazałem mu zapłonąć. Nie mógł tak po prostu mieć na sobie krwi Gabrieli i być tym dobrym…
Mój ogień zgasł i znikąd oblała mnie woda. Zamrugałem zbyt zdezorientowany, kilku gapiów przystanęło. Ciemnowłosy mężczyzna nachylił się z upiornych uśmiechem.
- Nie zdążysz- wyszeptał- Jest zatruta alkoholem i za krótką chwilę po prostu się wykrwawi.
Zakląłem. W takim wypadku nie miałem czasu na dyskusję z nieznajomym. Rzuciłem mu ostatnie spojrzenie ostrzegające, że go znajdę, a potem pobiegłem skąd przyszedł. Na Gabrielę wpadłem na dróżce prowadzącej do akademii. Oddychała ciężko, z niegojącej się rany na szyi płynęła krew. Jeśli zaraz czegoś nie zrobię…! Podniosłem nadgarstek do ust, gotów oddać jej własną krew, ale ten nieznajomy powiedział o zatruciu… więc jej krew jest szkodliwa dla ciała…
- Vlad!- wrzasnąłem głośno, mając nadzieję, że wampir usłyszy, a przyssałem się do rany dziewczyny. Zbyt dużo w tej krwi alkoholu, zbyt dużo… Zaledwie po kilku łykach zostałem brutalnie odciągnięty. Zakrztusiłem się. Miałem wrażenie, że alkohol zaczął wpływać także na mnie, bo zakręciło mi się w głowie.
- Jak śmiesz?!- warknął wściekły Vlad.
- Nie... to nie ja- wydusiłem- Gabrielę ktoś zaatakował... jest też pijana... trzeba pozbyć się alkoholu i dać jej krwi, albo umrze!
Vlad zareagował błyskawicznie. Rana już tak nie krwawiła, więc od razu postanowił oddać swoją krew. Przegryzł nadgarstek i przycisnął do ust dziewczyny, nie pozwalając, by popłynęła po brodzie.
- Idź do Sanguinem po krew.Powiedz, że ja cię przysyłam- rozkazał. Popędziłem do knajpki. Gdy właściciel usłyszał "Tepes", bez wahania dał mi kilkanaście torebek krwi. Wróciłem do rannej i przypadłem obok, rozsypując torebki na ziemi. Vlad zgarnął pierwszą lepszą i otworzył, zamieniając własny nadgarstek na ludzką krew.
- Nic jej nie będzie?- spytałem gorączkowo.
-Nie wiem- odparł z napięciem wampir- Teraz nie jestem w stanie zrobić więcej,niż po prostu dawać jej krew... przełyka- dodał z ulgą- Jeszcze kilka i zabieramy do szkoły.
Pokiwałem głową, ze strachem obserwując nieprzytomną. Widziałem, jak rana się goi, ale w mozolnym tempie. Srebrny nóż? Raczej coś jeszcze gorszego, bo nawet po srebrze da się szybciej zregenerować.
-Weź jedną- Vlad wskazał medyczne woreczki- Zanim też zejdziesz przez zatrucie.
Bez wahania zgarnąłem i w błyskawicznie opróżniłem tę najbliżej mnie.
Teraz trzeba było tylko czekać.
<Gabrielo?>
Fajne? :D- Aru

Od Haneko- C.D Saya/Ticho

Zastrzygłam uszami zaciekawiona.
- Ktoś powiedział gitara? - spytałam, uśmiechając się szeroko. Zamachałam radośnie ogonem, kiedy jasnowłosy chłopak pokiwał głową - Mogłabym posłuchać? - wyszczerzyłam się do obojga. Say miał dość ponurą minę, w przeciwieństwie do Ticho, który był nadzwyczaj spokojny.
- Myślę, że Say nie będzie miał nic przeciwko - uśmiechnął się lekko i ruszył przed siebie w stronę budynków. Zerknęłam rozbawiona na złotookiego. On także powolnym krokiem szedł do akademii. Złapałam go za ręke i pociągnęłam w swoją stronę.
- Say? - spytałam cicho, chcąc, żeby wampir na mnie popatrzył. Jednak jedyne co uzyskałam to ponure, krótkie spojrzenie. Westchnęłam i przytuliłam się do niego mocno - Obiecuje, że pójde do Dyrektora, ale nie teraz, dobrze? - popatrzyłam z dołu w miodowe oczy - Potem, na razie chcę sama to przemyśleć - uśmiechnęłam się lekko, co szatyn odwzajemnił.
- Obiecujesz, że potem pójdziesz do dyrektora? - popatrzył na mnie nieco zmartwiony. Pokiwałam ochoczo głową i przytuliłam się do niego mocno.
- I nie bądź zazdrosny, nie masz o co - zaśmiałam się cicho i pocałowałam Saya prosto w usta. Po chwili odskoczyłam od niego ze śmiechem i ciągnąc go za sobą, w podskokach ruszyłam w ślad za Ticho.



<Say? Ticho?>

Od Gabrieli- C.D Saya

Było już późno po północy, kiedy przestałam płakać. Wiedziałam o tym, ponieważ usłyszałam dzwony bijące tę godzinę. Moja poduszka była już przesiąknięta mymi łzami, a ja wykończona. Zatem postanowiłam skierować się do łazienki, gdzie była szafeczka na krew. O dziwo, była pełna. Znalazły się trzy torebki krwi medycznej, na których widok odczułam chcicę. Od razu wzięłam jedną i opróżniłam worek. Po zjedzeniu obiadu myślałam, co by tu zrobić. Na lekcje już nie pójdę, bo nie wiem czy się skończyły. Na miasto też nie wyjdę. Chyba się położę do łóżka i pójdę spać. Modląc się przy okazji, że już nie wstanę. Już chciałam sięgnąć do plecaka po piżamę, kiedy usłyszałam pukanie dochodzące z okna. Z początku myślałam, że mi się zdawało i zignorowałam to. Jednak, nie dało rady, ponieważ pukanie stało się natarczywe. Więc postanowiłam sprawdzić, kto był na tyle bezczelny, żeby mi przeszkadzać. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Ku memu zdumieniu, zobaczyłam Saya. No tak zapomniałam... przecież przy oknie rosło drzewo, na które można było się wspinać.
- Czego tu chcesz? Czyżby ci się akademiki nie pomyliły? - powiedziałam z jawnym sarkazmem i spojrzałam na niego lodowatym spojrzeniem.
- Gabi, wpuść mnie. Chciałem cię przeprosić – powiedział, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Słysząc to tak się wściekłam, że wzięłam powietrze i ze świstem wypuściłam, aby rozładować emocje.
- UNO*. Zdrobniale to mogą mi mówić tylko przyjaciele. Do których ty już nie należysz – warknęłam nienawistnie, ale w miarę cicho.
- Ale ja chcę być twoim przyjacielem. Z szczerego serca cię na prawdę przepraszam – oznajmił mocno przejęty.
- DOS*. Chyba ci jasno dałam do zrozumienia, że nie chcę twojej przyjaźni! - powiedziałam już trochę podniesionym tonem. - Tres*. Co ty sobie do cholery myślałeś, żeby mnie ciągać do ojca! - teraz już krzyknęłam.
- Chciałem ci tylko pomóc – powiedział z miną zbitego psa, po czym dodał smutno – teraz wiem, że nie powinienem był tego robić. Więc przepraszam cię i daj mi jeszcze jedną szansę... proszę.
- Na przeprosiny już za późno – oznajmiłam chłodno i posłałam mu lodowe spojrzenie. Wtem podniosłam ręce, które zaczęły mi świecić jasnoczerwoną aurą. Przyznam, że ten widok mocno zaskoczył wampira. Nagle zobaczył jak gałąź na którym siedział też emanowała tą samą aurą.
- Co się dzieje Gabriela!? - spytał stanowczym tonem. Myślałam, że wie, co to telekineza! Przecież wampiry posiadają taką zdolność! A jednak lekcje ojca się na coś przydały.
Jednym gestem ręki sprawiłam, że gałąź pod nim się złamała i usłyszałam wrzask, a potem huk przy uderzeniu. Od razu spojrzałam w dół. Widziałam jak złotooki wampirek masował sobie obolałe części ciała. Musiałam przyznać, że trochę było wredne, lecz takie miało być. W moim zamierzeniu oczywiście. Zawsze robiłam przykrości tym, którzy zaszli mi bardzo za skórę.
- Jeśli jeszcze raz się do mnie zbliżysz, to na tym się to nie skończy! - zagroziłam mu, po czym z trzaskiem zamknęłam okno.
Od razu włożyłam zatyczki do uszu, aby niczego nie słyszeć. Położyłam się do łóżka i przykrywając kołdrą, przewróciłam się na bok. Jednak czułam jak z mych oczu spływały łzy. Tak to jest kiedy ktoś, komu zaufałaś zdradził cię i cisnął ci nóż w plecy. Jednak nie miałam pojęcia, że od tego momentu wszystko mi się zacznie walić.
***
Skrót półtora miesiąca:
Od tamtego dnia, nie odzywałam się do Saya. Nawet unikałam go jak ognia. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Olałam szkołę i częściej wychodziłam na miasto. Nawet zaczęłam sprawiać problemy wychowawcze. Czyli palenie papierosów, naginanie szkolnego regulaminy, te sprawy. Normalnie na tym by się skończyło, gdyby nie pewien brukowiec. Na pierwszej stronie pojawił się artykuł o prowadzonym śledztwie w sprawie tej masakry w Budapeszcie i co gorsza... na pierwszej stronie było zdjęcie z monitoringu, a na niej moja twarz. W tym artykule dali mi łatkę podejrzanej o morderstwo i wystawili list gończy. Od tamtej pory moje życie stało się istnym piekłem. Większość uczniów okrzyknęła mnie mordercą i uwzięła się na mnie. Co dziwniejsze za każdym razem w mojej obronie stawał złotooki. Z tego co pamiętam, zaczął kręcić z tą całą Fumi, więc czemu się przejmował mną? Choć nie zdziwię się, jeśli to tatulek mu kazał. Niestety nie przewidziałam jednego. Z początku wytrzymywałam to całe piekło, lecz powoli mi psychika zaczęła siadać. Traciłam radość życia, zaczęłam chodzić na czarno niczym got, ostry makijaż, myśli samobójcze, przez to zaczęłam pić. Nie wino. Nie piwo... od razu zaczęłam od wódki i whisky. W końcu jestem wampirzycą i mój organizm jakoś dłużej znosił te alkoholowe tortury. Innymi słowy zaczęłam przepijać smutki i wracałam do szkoły pijana. Myślałam, że gorzej nie będzie, ale wykrakałam. Pewnego razu jakiś dupek, wywiesił plakaty z moim zdjęciem, na których były obraźliwe napisy, a kilku uczniów podburzało resztę krzykami, że nie chcą mieć w swoim otoczeniu kryminalistki/morderczyni/psychopatki (A wierzcie mi, że obelg było więcej...) i że powinnam zdechnąć. Jak mówiłam, to przelało czarę goryczy. Postanowiłam zatem zapić się na śmierć i uwolnić się od problemów. Tak, to chyba dobry pomysł. Zapić się, mając na świadomości fakt, że nikt ci nie pomoże.
***
W chwili obecnej wracałam do szkoły, po tym jak zostałam wyrzucona przez właściciela Sanguinem. Facet argumentował to tym, że odstraszam klientów i opróżniam zapasy wódki ruskiej i whisky dla pozostałych klientów. Szczerze mówiąc miałam to gdzieś, ale jak mnie wyrzucił, to co zrobić? Nic.
Kontynuując... człapałam całą drogę i krzyczałam na to, jakie moje życie było niczego, tym swoim pijackim żargonem. W głowie mi się kręciło, ledwo utrzymywałam się na nogach, miałam nie po kolei... innymi słowy, mamy przykład pijaczki, która wypiła zdecydowanie za dużo. Za dużo, bo chciałam się zapić na śmierć. Przez pijacką plątaninę, potknęłam się o kamień i wyrżnęłam twarzą do asfaltu. Przez upadek zaczęłam płakać.
- Kulwa... moe zycie jest do diuply! - powiedziałam do siebie po pijaku i próbowałam wstać. Niestety nie udało mi się - Jestiem zalosna... ne zasluguje na tio by zyc. Bose miloscierny, slituj se nae mno i po pliostu mne zapppij – załkałam nadal pijackim bełkotem i przewróćiłam się na brzuch. Widziałam jak nade mną wisiał księżyż, którego blask spadał na mnie.
- Pragniesz śmierci? - usłyszałam czyiś męski głos. Głos, który chyba nie należał do znanej mi osoby, choć instynkt podpowiadał mi, że skądś go kojarzę. Nagle nade mną pojawił się jakiś człowiek. Jednakże widziałam tylko ciemną plamę o zarysie człowieka.
- Ttttak – jąknęłam pijackim głosem.
- A to dlaczego? Powiedz mi, moje dziecko... - zadał mi kolejne pytanie. Wyglądał na bardzo spokojnego.
- Po cio mam zyc, skolio nie mam jus nic? - skontrowałam jego pytanie swoim.
- Nie masz już po co? A to ciekawe... a jak bardzo chcesz śmierci? - powiedział nieznajomy bardzo tajemniczo. Widziałam, jak jeszcze bardziej się pochylał nade mną.
- Balco, balco chce... - odpowiedziałam i chciałam wstać, lecz już nie potrafiłam. Po chwili poczułam ucisk w okolicy ramienia i to jak ktoś mnie podnosi. Gdy spojrzenia moje i nieznajomego się skrzyżowały, dostałam szoku na jego widok. Z początku myślałam, że to moje pijackie halucynacje. Widziałam kogoś, o kim myślałam że nie żyje od pięciuset lat.
- Co tak zdziwiona? Poznajesz mnie, córko Vlada? - spytał ponownie, a gdy powiedział kim jestem, poczułam jak zaczął roztaczać mroczną aurę. Mag.
- Meh...med – wydukałam, kiedy poczułam jak coś zimnego i metalowego i bardzo gorącego przecieło mi skórę w na szyj.
Bardzo głęboko. Po czym upadłam na kolana i krztusiłam się krwią i poczułam na swych ubraniach wilgoć. Dopiero w tej pozycji ujrzałam, iż w swej lewej dłoni trzymał zakrwawiony nóż, z którego się dymiło. Zgaduje, że musiał być srebrny. W tym momencie przypomniałam sobie. Widziałam go w Budapeszcie. Wtedy cały zakrwawiony uciekał z miejsca zbrodni
- A więc jednak pamiętasz, Gabrielo. Cóż... pozdrów ode mnie matkę i braciszka – powiedział z szyderczym uśmieszkiem i zaczął iść przed siebie. Ja zaś odwróciłam się, lecz straciłam równowagę i znów leżałam na ziemi. Mokrej od mojej krwi.
Jedynie co zrobiłam, to wyciągnęłam rękę. Jakbym się łudziła, że sięgnę drania. Czułam jak powoli ucieka ze mnie życie i powoli traciłam kontakt ze światem. Chodź za późno, to odzyskałam chęci do życia i obiecałam sobie jedno. Drań zapłaci mi za to, co się stało... przysięgłam sobie, chodź na próżno, to odzyskałam chęci do życia i obiecałam sobie jedno. Drań zapłaci mi za to, co się stało... przysięgłam sobie, chodź na próżno. Po woli traciłam wszystkie zmysły, najpierw straciłam słuch, gdy poczułam jak ktoś mnie obejmował, a kiedy straciłam czucie, powieki zaczęły mi się same zamykać, aż w końcu nie czułam już nic.
<Say? Lub ktokolwiek?>
W końcu uznałam, że trzeba poruszyć temat Budapesztu. Mam nadzieje, że spodoba ci się taki motyw. "Powrót starego znajomego"? - Ivy

Od Gabrieli- C.D Haneko

- No wybacz, ale jakoś nikt nie raczył mnie poinformować o tym, że mam współlokatorkę! – powiedziałam, czując się trochę głupio. Po chwili usiadłam na łóżku i ciężko westchnęłam. Kociousza od razu parsknęła śmiechem.
- Nic nie szkodzi. Też nie wiedziałam, że mam współlokatorkę…
- Okej, ale skoro już to wyszło na jaw... to powiedz mi jak masz na imię? Bo ja jestem Gabriela Tepes – powiedziałam z uśmiechem i wyciągnęłam do niej rękę. Tylko byłam ciekawa, jak zareaguje jak usłyszała moje nazwisko. Może nie miała pojęcia, że jestem córką Vlada Tepesa, który jest tu historykiem…

<Haneko?>

Wiem że krótkie i stać mnie na więcej, ale no musiałam – Ivy
A wy wiecie, że macie jeszcze trzecią współlokatorkę? xD - Aru

Od Ticho- C.D Haneko/Saya

Spojrzałem na dziewczynę zaskoczony zachowaniem.
- Służącym nie będę- odparłem uprzejmie. Speszyła się, a Say zaplótł ręce na piersi zniecierpliwiony. Zarobiłem mordercze spojrzenie. Ktoś tu się zakochał...?
- Myślałam o słupku! Bądź moim słupkiem, żeby Say nie zabrał mnie do Dyrektora!- powiedziała błagalnie Haneko.
- Właściwie to dlaczego chcesz ją zatargać do najważniejszej osoby w okolicy?
Say przez chwilę na mnie patrzył, a potem podszedł.
- Mogę cię na chwilę na stronę?
Nie czekając na odpowiedź, pociągnął mnie za sobą. Puściłem Haneko i pozwoliłem się odciągnąć.
- To nie twoja sprawa, dlaczego chcę ją zabrać do Dyrektora- syknął- Nie wiem, co tu robisz, ale teraz nie przeszkadzaj. To jest sprawa Nekko.
- Ale Haneko nie chce iść- stwierdziłem spokojnie- Więc nie pozwolę ci jej tam zabrać.
- Prawdopodobnie Dyrektor jest najlepszą osobą, która może jej pomóc.
- Jesteście parą?- spytałem, zmieniając temat. Nagle Say się zmieszał. Uśmiechnąłem się lekko- Gratuluję. Dbajcie o siebie nawzajem.
Rzucił mi ostre spojrzenie.
- Nie zbaczaj z tematu.
Wzruszyłem ramionami, idąc do dziewczyny.
- Powiedziałem, co chciałem powiedzieć.
- Dobra, nie zabiorę jej- westchnął, ruszając za mną- Ale idź sobie. Weź moją gitarę czy coś i sobie pograj.
<Haneko/Say?>
Proponuję się przyczepić do gitary xD- Aru

Od Haneko- C.D Saya


- Nie! - zawołałam , odsuwając się o krok - Nigdzie nie idę - powiedziałam i skrzyżowałam ramiona, przyjmując obrażoną postawę. Naprawdę nie miałam ochoty iść z tym do dyrektora. Zawracać mu głowę takimi głupotami. 
- Dyrektor powinien się o tym dowiedzieć. On zdziała więcej niż ja - popatrzył na mnie z góry. Posłałam mu ponure spojrzenie, a następnie przeniosłam wzrok na jasnowłosego chłopaka… Mężczyznę? Yhhh... Weź tu mów o wampirach jak o pięćsetletnich chłopcach. W pierwszej chwili odniosłam wrażenie, że Say zna tego mężczyznę. Chłopaka. Nosz…! 
- Nie idę do dyrektora - mruknęłam i odwróciłam się z teatralnym tupnięciem. Zrobiłam krok przed siebie… Chociaż trafniejszym stwierdzeniem byłoby pół kroku, ponieważ złotooki złapał mnie za dłoń, przez co tak jakby zawisłam w powietrzu jedną nogą.
- Idziesz, idziesz - powiedział i zaczął mnie ciągnąć w stronę budynku akademii. Machałam rękami przed sobą, próbując się czegoś złapać. Jednak jedyna rzecz, a raczej osoba, którą miałam pod ręką, był Ticho. Złapałam jasnowłosego mężczyznę za nadgarstek i przyciągnęłam mocno do siebie. Poczułam, że Say rozluźnił uścisk, przyglądając się nam. Popatrzyłam z dołu na zielonookiego smutnymi kocimi oczkami i poprosiłam słodkim głosikiem.
- Zostań moim pachołkiem - zrobiłam smutną minkę, a w myślach dokończyłam: którego będę mogła się uczepić, żeby nie iść do dyrektora.
  
<Say/Ticho?>

Od Saya- C.D Haneko

Patrzyłem na nią. Czyli faktycznie jakaś... wizja? Jak to nazwać? Naprawdę trzeba z tym iść do nauczyciela. Wątpiłem, żeby opiekun camini pomógł, już prędzej człowiek z parapsychiczną zdolnością lub mag, czyli właściwie Dyrektor...
Co to za zapach?
Zerwałem się, rozglądając jak w gorączce, czym wywołałem przestraszony pisk camini.
- Say?- wstała, ale już jej nie słyszałem. Gapiłem się na idącego w naszą stronę mężczyznę. Tę sylwetkę mogłem rozpoznać wszędzie. I tę bluzę, najlepszą bluzę...
Jasnowłosy zatrzymał się obok z delikatnym uśmiechem, wpatrując się we mnie.
- Coś się stało?- zerknął zmartwiony na Neko.
- Co ty...- zacząłem, ale mi przerwał.
- Cześć. Nie przedstawiłem się. Nazywam się Ticho. Chyba jesteśmy współlokatorami.
- Ticho?- powtórzyłem... i wybuchnąłem śmiechem- Naprawdę? Skąd wytrzasnąłeś takie imię?
- Say, to nie było grzeczne!- camini szturchnęła mbie i rzuciła mi karcące spojrzenie. Zarobiła zaskoczone spojrzenie Husha. Zerknąłem na niego. Czemu Ticho? Czemu udaje? Mam też udawać?
- Say, tak?- mężczyzna uścisnął moją rękę- Miło mi cię poznać.
- Mnie też- odparłem, aprobując grę- A teraz wybacz. Pogadamy w pokoju, dobra? Muszę zabrać Haneko do Dyrektora...
<Haneko?>

Od Haneko- C.D Saya

Gdybym jeszcze sama wiedziała, co się stało… Może mogłabym mu odpowiedzieć. Pokręciłam głową, tępo wpatrując się w trawę. 
- Nie wiem, co się stało… - powiedziałam cicho, po czym wyprostowałam się, puszczając złotookiego - To tak jakby… Jakbym cofnęła się w czasie… czy coś… - zaśmiałam się. Chyba nigdy wcześniej nie powiedziałam większej głupoty. Pokręciłam głową i spróbowałam się podnieść, jednak Say mi nie pozwolił. Popatrzyłam na niego zdziwiona. 
- Może powinnaś iść z tym do dyrektora?
- Znowu mamy mu zawracać głowę? Nie, to naprawdę… Nie było nic takiego.  
- Haneko...
Pełne imię. Czyli nie odpuści. Westchnęłam i popatrzyłam mu prosto w oczy. Co niby miałam mu powiedzieć? Gdybym usłyszała od kogoś historyjkę o tym, że nagle znalazł się w innym miejscu, a jakiś wielki nóż leciał w jego stronę, uznałabym go za wariata. Wzięłam głęboki wdech, pierwsze co musiałam zrobić to się uspokoić. Serce waliło mi tak mocno, że nawet ja to słyszałam. Po niecałej minucie mój puls wrócił do normy. Przewaliłam się na plecy i spojrzałam w błękitne, bezchmurne niebo. 
- Miałeś kiedy wrażenie, że cofnąłeś się w czasie? - spytałam cicho, ni z tego, ni z owego. Widziałam, jak Say patrzy na mnie nieco zdziwiony - To tak, jakbyś nagle znalazł się zupełnie gdzie indziej… Otacza cię zupełnie inna przestrzeń niż przed chwilą i nagle coś lub ktoś próbuje cię zaatakować, a ty jesteś przekonany, że to dzieje się naprawdę i po prostu… - urwałam i zaśmiałam się nagle. Zakryłam twarz rękami i spytałam - Gadam głupoty, prawda?
  
Say

Zawsze warto wiedzieć- Ticho Salam


Imię: Ticho (Informator, aczkolwiek akademia nie wie, że to on)
Nazwisko: Salam
Płeć: mężczyzna
Rasa:  Wampir
Wiek: 563 lat, wygląd około dwudziestu pięciu.
Urodziny: 30.01
Wygląd: Ticho jest średniego wzrostu blondynem z kucykiem. Patrzy na wszystkich z dystansem zielonymi oczami. Nosi lekki zarost, jakby niechlujny, ale za to dodający mu uroku. Uśmiech miesza się z obojętnością, a jeśli już się pokaże, to zazwyczaj ma uprzejmy wydźwięk. Zdarza mu się wyglądać strasznie, ale nienawidzi robić krzywdy, więc dopóki faktycznie się go nie zezłości, nie skrzywdzi nawet muchy.
Zdolność: nic o tym nie wie, więc chyba nie ma
Głos*:  -
Charakter: Ticho jest cichą, spokojną osobą, która lubi wiedzieć i nie chodzi o ciekawość. Chce wiedzieć, ponieważ uważa, że wiedza jest bezpieczeństwem i to nie tylko ze względu na możliwość szantażu. Do wszystkich zwraca się z dystansem, dopóki nie pozna danej osoby i nie stwierdzi, że warto się nią zainteresować. Lubi grać na różnych instrumentach, między innymi gitarze i skrzypcach- zabrał je ze sobą do akademii.
Historia: Ticho urodził się w Rumunii za czasów legendarnego Vlada Tepesa. Poznał go jako człowiek, gdy postanowił po prostu udać się do jego zamku, by go poznać. Można by potraktować jako nierozwagę, ale był prawie pewny, że nie żyłby, gdyby Vlad chciał go zabić- bo zbyt dużo o wszystkim wiedział. O ile ludzie z miasta nie domyślali się, że Vlad może być wampirem i te trupy znajdywane w uliczkach to jego ofiary, to Ticho szybko do tego doszedł. Wampir zaciekawił się jego osobą i wkrótce stali się dobrymi towarzyszami. Rumuński władca nawet zaproponował mu przemianę, ale ten odmówił. Wolał zostać człowiekiem. Więc dlaczego żyje już tyle lat jako wampir? Otóż któregoś razu zdradził Vladowi miejsce pobytu grupki wampirów, które próbowały przekonać społeczeństwo, że Tepes jest wampirem. Zanim ten ich pokonał, ci dowiedzieli się o Ticho i po prostu chcieli się go pozbyć. Vlad cudem ocalił chłopaka przed śmiercią, ale zapłacił za to wielką cenę- musiał go zmienić. Ticho jakiś czas z nimi pobył, ale potem poszedł mieszkać sam we Włoszech- aż w końcu któregoś dnia spotkał półżywego nowostworzonego wampira. Przygarnął go i nauczył, jak żyć.
Ten przyjaciel dowiedział się od niego o Akademii i postanowił się tam udać… a gdy Ticho stwierdził, że mu się nudzi, i co szkodzi, też się tam dostał.
Rodzina: brak, chyba, że liczyć stwórcę.
Ranga: -
Klasa: 1 klasa
Pokój: Pokój nr 1
Partner: -
Zauroczony/-a*: -
Inne zdjęcia*: -
Właściciel: Aruccio

Kontakt: arleni@o2.pl; Aruccio Howrse ;

Wy do niego napiszcie pierwsi, bo nie napiszę własną postacią do własnej postaci...- Aru

Od Saya- C.D Haneko

- To ja się pytam- odparłem powoli- co się stało. Nagle tak jakby…odpłynęłaś. Miałaś jakąś wizję?- zażartowałem- Nie sądziłem, że camini mogą mieć…
Urwałem, widząc jej wzrok. Chyba żart nie wyszedł… dziewczyna przytuliła mnie bez słowa.
- Gatti?- zaniepokoiłem się- Co się stało?
Nie odpowiedziała. Czułem- słyszałem i czułem- jak mocno jej serce bije. Była przerażona. Co się stało? Zobaczyła coś? Może to było… tutaj? Rozejrzałem się gwałtownie, ale nikogo nie zauważyłem. Więc co…?
- Neko. Pozwól sobie pomóc- powiedziałem łagodnie.
<Haneko?>

Krótkie, ale co zrobić, jak się nie wie, o co chodzi…- Aru

Od Saya- C.D Gabrieli

Gdy Gabriela uciekła, chciałem za nią pobiec, ale silna ręka Vlada mnie powstrzymała.
- Zostaw ją- mruknął cicho- Daj jej to przemyśleć. Zauroczyła się w tobie?
- Eee…- zawahałem się- No, najwyraźniej…
- Co ty robisz?- zmarszczył brwi- Boisz się, że coś ci zrobię, bo Gabi się w tobie zadurzyła?
Zaśmiałem się zakłopotany, nie odpowiadając. Vlad przez chwilę na mnie patrzył, a potem poszedł z powrotem do gabinetu. Przez chwilę się zastanawiałem, czy iść do damskiego akademika, ale zrezygnowałem i poszedłem do siebie. Dotknąłem policzka, w który mnie uderzyła. Nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem, zabierając ją do nauczyciela. Przez to straciła ostatnie oparcie w akademii… właśnie! Wyjąłem list z kieszeni i otworzyłem go zaciekawiony.
„Sayu, nie mogłem o to poprosić przy Gabrieli, więc zapisałem to tutaj. Mam do ciebie bardzo ważną prośbę. W końcu nastanie czas, kiedy Gabriela zostanie po prostu sama i ja nie będę mógł pomóc. Chcę, żebyś w razie czego jej pomógł i stanął po jej stronie. Liczę na ciebie. V.”
Co? Vlad spodziewał się, że stanie się coś takiego? Spojrzałem na karteczkę zaskoczony, a potem przeniosłem wzrok na miejsce na ścianie, jakbym patrzył przez nią na akademik damski. Nie ma rady. Muszę iść do Gabrieli. Nienawidzi mnie, bo współpracowałem z Vladem, a dodatkowo była we mnie zadurzona…
Wstałem, chowając papierek do kieszeni, i poszedłem do damskiego akademika. Nie obchodziło mnie, czy ktoś mnie zobaczy. Jakby coś, to mogę powiedzieć, że przysłał mnie Vlad.
<Gabrielo?>


Od Haneko- C.D Saya

Kiedy wpadliśmy do wody, a konkretniej mówiąc, kiedy Say do niej wbiegł, dosłownie wskoczyłam mu na ramiona, próbując uniknąć przemoczenia. Złotooki zaśmiał się, kiedy wbiłam paznokcie w jego ramiona.
- Myślisz, że unikniesz kontaktu z wodą?
- Na to liczę - powiedziałam i w tym samym momencie wampir przesunął się szybko w przód. Zaskoczona puściłam go i runęłam na plecy prosto pod wodę. Spadając swobodnie na dno, obserwowałam jak koperta wysuwa się zza paska i płynie ku powierzchni. Wydrukowane litery rozmazywały się na mokrym papierze. Nie było już szans by cokolwiek z tego przeczytać. Nie było szans, by cofnąć czas… Nagle Say złapał mnie za ramiona i wyciągnął ponad taflę wody.
- Wszystko w porządku? - zapytał. W miodowych oczach widać było zmartwienie. Popatrzyłam w stronę rozmokniętej kartki papieru, a następnie przeniosłam wzrok na chłopaka. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Jasne. Fajnie niebo wygląda od strony podwodnej - zaśmiałam się, machając wesoło ogonem. Wampir przyjrzał mi się uważnie, po czym odstawił na dno - Możemy wrócić na brzeg? Jestem trochę głodna i mam ochotę na jabłko… - pokazałam złotookiemu wszystkie zęby w uśmiechu.
- Czy ty w ogóle jesz coś innego niż jabłka? - zaśmiał się, ciągnąc mnie za rękę w stronę brzegu. Pomyślałam nad tym przez chwilę i pokiwałam głową.
- Oczywiście! Jem jabłka… i jabłka… i owoce jabłoni… - wymieniałam na palcach jednej ręki - No i czasem jem jeszcze ciastka.
- Bardzo restrykcyjna dieta - zaśmiał się i podszedł do najbliższej jabłoni. Skrzyżowałam ręce na piersi i popatrzyłam na Saya spod byka.
- I mówi to ktoś, kto żyje o samej krwi - powiedziałam z przekąsem, łapiąc owoc do rąk.
- Z tego żyję - zaśmiał się i usiadł pod drzewem. Popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem. Już miałam otworzyć usta, żeby powiedzieć mu, że ja za to żyję z jabłek, jednak nie zdążyłam. Nagle przed oczami pojawił mi się szary, pusty pokój. Tak jakbym znalazła się gdzie indziej. Zastrzygłam uszami, jednak słysząc jakiś oszałamiający kobiecy krzyk, położyłam je po sobie. Zacisnęłam powieki, a kiedy je otworzyłam, jedynym, co zobaczyłam, było ostrze noża lecące prosto na mnie. Krzyknęłam wystraszona i poleciałam do tyłu, kiedy czubek ostrza zetknął się z moją klatką piersiową.
- Haneko! - usłyszałam znajomy głos, jednak nie potrafiłam go do nikogo przypasować. Miodowe oczy wpatrywały się we mnie z przerażeniem. Co… To do cholery było…? Podniosłam się szybko do siadu i wbiłam zdziwione spojrzenie w wampira.
- Co… się stało…?
 

<Say?>

Od Gabrieli- C.D Saya

- Niby jak skoro nawet nikt nie raczył mi powiedzieć o tym, że będziesz się tu uczyć – powiedziałam szorstko siadając na fotelu naprzeciwko biurka, gdzie siedział ojciec. Jak się okazało, gabinet był urządzony w takim samym stylu co klasa historyczna. Tylko zero ławek i gablot z antykami. Ale za to przy oknach stały doniczki z czerwonymi różami, które wręcz uwielbiał. Uwielbiał, gdyż bardzo przypominały mu o mamie i braciszku.
W tym momencie nie wiedziałam, co zrobić, choć nie... Wiem, że jak stąd wyjdę, przemebluje facjatę Sayaowi. Zaufałam mu. Nawet się w nim zadurzyłam, a ten co!? Wsadził mi nóż w plecy. Myślałam że mam przyjaciela. Chyba tutaj popełniłam największy błąd. Zaufanie drugiej osobie… Jednak teraz muszę się tłumaczyć przed tatuśkiem. W tym czasie on podszedł do Aruccio i podał mu jakąś karteczkę.
W międzyczasie mój rzekomy przyjaciel stał gdzieś na uboczu i przyglądał się tej całej szopce. Jak tylko stąd wyjdziemy, urządzę z nim pogawędkę.
- Rozumiem, że ta sytuacja to dla ciebie nowość. Tylko chcę wiedzieć, czemu tak ci na tym zależy? Wstydzisz się tego kim jesteś? - westchnął po chwili ojciec i spojrzał na mnie zmartwionym wzrokiem. Od razu spuściłam głowę i skrzyżowałam ręce na piersi. Myślałam nad tym, co mu odpowiedzieć.
- Bo bałam się, że nie będą mnie postrzegać jako normalną osobę – mruknęłam pod nosem, choć starałam się, by oni usłyszeli. Choć mogłam powiedzieć mu, żeby się odwalił. Tak samo Sayowi.
- Ja cię traktuje normalnie, a powiedziałaś mi o... - wtrącił się przejęty złotooki, lecz zgromiłam go wzrokiem.
- Ty się już lepiej nie wtrącaj! Już dość narobiłeś! - krzyknęłam momentalnie wstając i zaciskając pięści. Myślałam, że jeszcze trochę i się na niego rzucę.
- Siadaj, Gabrielo! - krzyknął ojciec i uderzył pięścią w biurko. Od razu zrezygnowałam z tego pomysłu i ponownie zasiadłam na krześle. Say spojrzał na niego przestraszony- Zebraliśmy się tutaj, aby porozmawiać, a nie urządzać sobie zapasy! - dodał już zdenerwowany.
- Przykro mi ojcze, ale nie mam ochoty się nikomu tłumaczyć! - powiedziałam stanowczym, po czym wstałam i szybko opuściłam pomieszczenie. W tej chwili nie miałam ochoty na nich patrzeć. Wprawdzie słyszałam ich wołania, ale postanowiłam je zignorować. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię.
- Czego!? - krzyknęłam i odwróciłam się. Zobaczyłam, iż za mną stoi mój rzekomy przyjaciel, którego mina wyraża powagę.
- Gabrielo, chodź. Pogadajmy... - zaczął mówić ściskając rękę, lecz ja automatycznie i z premedytacją walnęłam mu siarczystego policzka z liścia. Od razu wywrócił się na podłogę i spojrzał na mnie zszokowany-
Nie mamy o niczym gadać! Oszukałeś mnie! Wykorzystałeś moje zaufanie! Ja ci zaufałam i... nawet się w tobie zauroczyłam, a ty taki numer odstawiasz!? Taki z ciebie przyjaciel, jak ze mnie baletnica, czyli żaden! Nie chcę cię znać! Rozumiesz!? Już nie mam przyjaciela! - ostatnie słowa wykrzyczałam przez łzy i szybko uciekłam, zostawiając go samego. Nawet nie dałam mu dojść do słowa. Nie chciałam go nawet słuchać.
Biegłam, jednocześnie płaczącz i zwiałam do akademika. Przynajmniej ani on ani ojciec nie wejdą. Całe szczęście pokój był pusty, więc mogłam wyładować swoje emocje. Po prostu upadłam na łóżko i szlochałam w poduszkę. I tak przez połowę wieczoru. Nawet nie raczyłam się pojawić na pozostałych zajęciach i dobrze. Przynajmniej nie będę musiała na „NIEGO” patrzeć. To co mi zrobił, bardzo mnie zabolało i nie prędko znów zaufam ludziom.

<Say?>

Mam nadzieje, że się nie gniewasz za tego policzka? Niestety Gabriela jest jaka jest... wybuchowa. Nic się na to nie poradzi. A ten chciałabym, aby Vlad jeszcze pogadał z Sayem i miał do niego małą prośbę... a konkretniej o to, aby miał Gabrielę na oku. (Coś na rodzaj ducha stróża xD) Ale spokojnie. Związek Saya z Neko jest bezpieczny. Przez jakiś czas Gabi będzie go unikać jak ognia... Po prostu chcę, aby informował go, gdyby coś się stało, lub stawał w jej obronie kiedy to będzie konieczne. Oczywiście licz się z tym, że Gabiś za każdym razem będzie go odpychać. No i również zaplanowałam coś wielkiego, chodź nie koniecznie dla wampirzycy. Powiedzmy, że uczniowie akademii się dowiedzą o powodach trafienia księżniczki do Akademi i nie będą zachwyceni tym. Co ty na to? – Ivy

Moja jedyna odpowiedź: :O - Aru



Od Saya- C.D Haneko

Biegłem wolno, aby Neko mogła mnie dogonić, a gdy się ze mną zrównała, trochę przyspieszyłem. Ku mojemu zaskoczeniu też przyspieszyła, dorównując mi krokiem. Te treningi widać coś dały…
- Say!- zawołała ostrzegawczo, a ja zaalarmowany odwróciłem od niej wzrok i spojrzałem przed siebie.
Poczułem silne uderzenie w czoło.
Jak w bajkach moje ciało zdążyło zawędrować trochę dalej i upadłem ciężko na plecy.
- Say?!- w moim polu widzenia pojawiła się camini. Walnąłem w jakiś niski konar? Naprawdę…?
- Nic mi nie jest- zamrugałem, ale poczułem na czole łaskotanie. Dotknąłem go ostrożnie. Krew… Rana, jakkolwiek duża jest, zaraz jej nie będzie… wyszczerzyłem się do Neko.
- Mam dla ciebie nowinkę- stwierdziłem, siadając.
- Co?- zaskoczyłem ją.
- Najwyraźniej ze mną wygrałaś!
Przez chwilę gapiła się zdezorientowana, ale potem uśmiechnęła się szeroko i zaśmiała.
- Hurra!
- A teraz jestem brudny… więc trzeba iść do wody! Wstrzymaj oddech.
- Co? Saaaaay!- pisnęła, gdy błyskawicznie ją złapałem. Pobiegłem w stronę jeziora.
- Deja vu!- zawołałem, wbiegając do wody.
<Haneko?>

Od Haneko- C. D Saya


Uśmiechnęłam się lekko. 
 
- Pij… - zawahałam się przez moment - Jedz? - przekrzywiłam głowę w prawo i odwzajemniłam lekki uśmiech wampira - Po prostu sobie nie przeszkadzaj - zaśmiałam się i podeszłam do okna. Słońce wzeszło już jakąś godzinę temu. Przeszły mnie ciarki, kiedy przypomniałam sobie krew w torebce. Zaczęłam zastanawiać się, czyja jest ta krew. Pochodziła od zdrowego, wciąż żywego człowieka czy może od osoby, która już jej nie potrzebowała? Nagle przypomniało mi się coś ważnego. Szybko sięgnęłam za pasek od spódnicy i odetchnęłam z ulgą, czując pod palcami złożoną kopertę. 
- Say, czytałeś może ten list? - zapytałam nieco głośniej, myśląc, że chłopak cały czas znajduje się w łazience. 
- Nie, a powinienem? - usłyszałam tuż przy uchu. Drgnęłam wystraszona, po czym zaśmiałam się. 
- Straszysz, wiesz? - zapytałam, nadal się śmiejąc - I nie, nie powinieneś. 
- A pokażesz mi go kiedyś? - spytał cicho, całując mnie w policzek. Prychnęłam rozbawiona. 
- Chciałbyś. Co powiesz na mały wyścig? - odwróciłam się do złotookiego, który z satysfakcją się uśmiechał. 
- A co będę miał jak wygram? - wyszczerzył się. Przechyliłam głowę w prawo i powiedziałam smutnym głosikiem
- Nie zakładam się z tobą, bo ty zawsze wygrywasz - zrobiłam smutną minę, a po chwili zaśmiałam się. 
- Właśnie dlatego lubię się z tobą zakładać - powiedział, przedrzeźniając mój smutny głos. Wyszliśmy z jego pokoju i męskiej części akademika, uważając by przypadkiem na kogoś nie wpaść. Zastanawiałam się co właściwie mogłabym zrobić, żeby pomóc odpocząć wampirowi. Skoro był zmęczony psychicznie… Chłopak rzucił mi krótkie „hej” i pomknął przed siebie. Popatrzyłam za nim zdziwiona, zaśmiałam się i popędziłam za nim. Mimo treningów nie miałam szans dogonić Saya. W końcu był wampirem, a te są niedoścignione. 
 
<Say?>

sobota, 30 stycznia 2016

Od Saya- C.D Haneko

- Naprawdę zamierzasz tylko mnie odprowadzić?- uśmiechnąłem się szarmancko- Najwyraźniej Dyrektorowi nie przeszkadza, że u mnie spałaś. Moim współlokatorom też nie będzie to przeszkadzać. Więc zaśnijmy razem.
- Nie masz współlokatorów- zauważyła.
- No właśnie- wyszczerzyłem się, na co odpowiedziało mi rozbawione parsknięcie.
- W takim razie czemu nie. Tylko to będzie twoja wina.
- Oczywiście, gatti.
Po cichu przeszliśmy przez dziedziniec i dostaliśmy się do męskiego akademika. Gdy Neko cicho zamknęła za nami drzwi i obróciła się do mnie, rozłożyłem ramiona, cofając się w stronę łóżka i zapraszając do uścisku. Natychmiast mnie przytuliła. Pocałowałem ją w głowę, padając do tyłu na materac.
- Jesten zmęczony psychicznie, a nie fizycznie- wymruczałem- sen mi nie pomoże.
- Śpij- odmruknęła, wtulając się w moją szyję. Nie odpowiedziałem, zamykając oczy. Skoro chce, żebym zasnął... poczułem pod palcami papier koperty, zatkniętej za pasek spódniczki. Odsunąłem rękę, by mnie nie korcił. Chociaż w jej uśmiechu, gdy przeczytała list, wyczuwałem nutkę fałszu, nie chciałem tego czytać. Jeśli będzie chciała, sama mi powie...
***
Obudziłem się rano. Dziwne, zaczynam przesypiać tutaj noce... ostrożnie wstałem, by nie obudzić Neko, leżącej obok mnie, i poszedłem do łazienki. Wiedziałem, że znajdę tam krew. Teoretycznie mógłbym wytrzymać jeszcze przynajmniej dobę, ale nie chciałem ryzykować. Otworzyłem schowek za lustrem i wyjąłem torebkę pełną czerwonego płynu. Delikatnie odkorkowałem rurkę, odprowadzającą krew, i zacząłem pić. W smaku to było nic, porównując to krwi Abla lub Haneko, a nawet normalnych ludzi, ale gasiło pragnienie, a to było najważniejsze. Z lekkim opóźnieniem zorientowałem się, że camini stoi w progu łazienki i mnie obserwuje. Powoli odsunąłem torebkę od ust, niepewny, co zrobić.
<Haneko?>

Od Haneko- C.D Saya

Naprawdę nie potrafiłam powstrzymać łez, które strumieniami lały się po moich policzkach. Czułam jak nogi uginają się pode mną. I Say chyba też to wyczuł, bo klęknął nadal mnie obejmując. Cała się trzęsłam. Tylko dlaczego? Od płaczu…? 
- Say, ale… - zaczęłam, jednak chłopak powstrzymał mnie przed dokończeniem. 
- Haneko. Naprawdę, nie skrzywdzę cię ju… - tym razem to ja mu przerwałam, wyrywając się gwałtownie. 
- Say, ty naprawdę nie rozumiesz…? - spytałam, patrząc na niego oczami pełnymi łez. Przetarłam oczy wierzchem dłoni, by widzieć wyraźniej - Nie ty jesteś zagrożeniem… Z tobą jest wszystko w porządku, nawet jak jesteś głodny. Pod warunkiem, że mnie nie ma w pobliżu… - uśmiechnęłam się krzywo. 
- Co ty gadasz, Haneko? - zapytał, łapiąc mnie za ramiona - Czy ty siebie słyszysz?
- Ale Say…
- Żadne „ale”, gatti - przytulił mnie mocno, a ja złapałam się go tak kurczowo, jak tylko potrafiłam. Czułam, że moje łzy moczą całe ramię wampira. Naprawdę nie chciałam od niego uciekać. Nigdy w życiu… 
- Panno Fumi? - usłyszeliśmy nagle i odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Popatrzyłam szeroko otwartymi oczyma na złotookiego i zaśmiałam się bezgłośnie. Szybko starłam resztkę łez z twarzy i popatrzyłam z dołu na pana Latresa. 
- Tak? - spytałam, starając się by mój głos brzmiał normalnie. 
- List do panienki - powiedział spokojnie, zmierzył nas badawczym spojrzeniem i odwrócił się ruszając z powrotem do budynku A. Say podniósł się szybko i pomógł mi wstać. Popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem i ruszyliśmy wspólnie za mężczyzną. Co jakiś czas silny skurcz przepony wstrząsał mną. Pozostałość po płaczu. Latres zaprowadził nas do gabinetu dyrektora. Przed drzwiami miałam wątpliwości czy to faktycznie chodzi o list jaki otrzymałam. Kiedy stanęliśmy przed magiem, przełknęłam nerwowo ślinę. Znowu nam się oberwie?
- Przyszedł do ciebie list, Haneko - dyrektor podniósł białą kopertę z blatu biurka i podał mi ją. Podeszłam bliżej i odebrałam papier zaadresowany do mnie. Od kogo to było…? Na jednej stronie widniał adres akademii, a na drugiej… Mój stary adres zamieszkania…? Czyli, że list był od… O nie. Przeczytałam szybko wiadomość, a na mojej twarzy nie zmieniło się nic. Nie drgnął nawet jeden mięsień. Kiedy złożyłam list, popatrzyłam się prosto w ogień. 
- Coś się stało panno Fumi? - zapytał dyrektor patrząc na mnie. Widziałam to kątem oka, jednak nie odpowiedziałam. 
- Gatti? Co tam pisze? - zapytał złotooki i podszedł, by wziąć kopertę. Cofnęłam się gwałtownie, chowając papier za plecami. Uśmiechnęłam się szeroko. 
- Nic takiego. To tylko od mojej prawnej opiekunki. Gratuluje mi dostania się do akademii - posłałam uśmiech dyrektorowi. Złożyłam kopertę na pół i wetknęłam ją za pasek od spódnicy. Nikt nie mógł go widzieć. Nawet Say. 
- Moglibyśmy już pójść? - spytałam uśmiechając się - Say jest wykończony. Odprowadzę go do pokoju i wrócę do swojego.
- Tak, oczywiście - mag uśmiechnął się lekko. Gdy opuściliśmy gabinet, złapałam chłopaka za rękę. 
- Chodź, musisz naprawdę w końcu wypocząć - uśmiechnęłam się, patrząc na niego i pociągnęłam go w stronę męskiego akademika. 
  
<Say?>

Od Saya- C.D Haneko

- Neko!- przyskoczyłem do okna i spojrzałem za odbiegającą postacią. Byłem zrozpaczony. Co ja zrobiłem? Co Neko o mnie pomyśli? Nie mogę przy niej przebywać? Mogę… ale kiedy nie jestem głodny. A chcę przy niej przebywać. Zacisnąłem zęby. Już raz pozwoliłem jej uciec ode mnie. Nie mogę pozwolić na to drugi raz. Tym razem nie musi się to skończyć tak dobrze, jak wtedy… Wyskoczyłem na zewnątrz i pobiegłem za dziewczyną. Dopadłem ją w chwili, gdy dobiegała do damskiego akademika.
- Haneko, proszę! Źle zrozumiałaś!- objąłem ją od tyłu, powstrzymując przed ucieczką. Płakała. Czułem to. Czułem to już w swoim pokoju. Słyszała całą rozmowę czy tylko jakiś fragment o przebywaniu blisko niej? Może nie usłyszała, że nie mogę przebywać dopiero wtedy, gdy będę głodny?
- Zostaw mnie. Zbliża się wieczór- odezwała się, starając się, by głos zabrzmiał pewnie- Zaraz dostaniemy opieprz, że przebywamy na zewnątrz.
Zignorowałem to. Złożyłem delikatny pocałunek na jej policzku, czując, że jest mokry. Zaszlochała.
- Ugryziesz mnie? Znów będziesz taki… straszny?
- Co? Nie!- zaprotestowałem zaskoczony- Nie słyszałaś całej rozmowy, gatti?- spytałem miękko- Mogę przebywać przy tobie, jeśli nie będę głodny. A teraz, gdy to wiem, nie powinienem być zagrożeniem. Jestem w stanie sprawić, że nie będę głodny. Dzięki Vladowi wiem lepiej, kiedy zbliża się niebezpieczeństwo. Jeśli przypadkiem tak by się stało, po prostu od ciebie ucieknę. Ale ty ode mnie nie uciekaj, gatti. Proszę.
<Haneko?>

Takie to rozczulające… q_q- Aruccio

Od Saya- C.D Gabrieli


Poprowadziłem wampirzycę korytarzem. Żałowałem tego, co zrobię, ale skoro mi kazał…
- Say? Gdzie ty mnie prowadzisz?- Gabriela zaniepokoiła się, ale nie próbowała wyrwać ręki.
- Bo widzisz, zostałem poproszony o przyprowadzenie cię- uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Przez kogo, do kogo?- wystraszyła się?
- Spokoojnie, nic ci się na stanie.
Zapukałem do drzwi, koło których się zatrzymaliśmy. Dopiero wtedy na nie spojrzała… i zaklęła.
- Zostaw mnie! Nie chcę się z nim widzieć!- warknęła i wyrwała się. Vlad otworzył drzwi swojego gabinetu.
- Gabrielo…- zaczął, ale mu przerwała, patrząc na mnie.
- Zdrajca!- syknęła.
- Zdrajca?- to mnie zabolało- Nie mów tak…
- Miałeś mnie zabrać w wyjątkowe…-urwała, jakby powiedziała za dużo. Zmarszczyłem brwi, gdy zobaczyłem lekki rumieniec. Czy ona…?
- Zabrałem- odparłem powoli- Gabinet Vlada jest i wyjątkowy, i dopiero go odkryłem.
- Dobrze wiesz, że nie powinieneś tak tego nazwać!
- Gabrielo, czy mogłabyś…- odezwał się nauczyciel. Urwał, gdy rzuciła mu wściekłe spojrzenie, ale dokończył- … wejść do środka?
Przez chwilę milczała, jakby oceniała swoje szanse, ale potem z mruknięciem wkroczyła do środka. Zawahałem się, czy też mam wejść, jednak problem rozwiązał Vlad, zapraszając gestem. Wykonałem polecenie, a wampir zamknął za nami drzwi. Stanąłem w rogu niepewny, co mam robić.
-Co chcesz, że sprawiłeś, aby Say mnie okłamał?- Gabriela splotła ręce na piersiach buntowniczym gestem.
- Nie okła…- zacząłem, ale ucichłem, gdy Vlad podniósł rękę.
- Gabrielo, mogłaś powiedzieć, że nie chcesz, aby ktoś wiedział, kim jesteś- odezwał się poważnie.
<Gabrielo?>

Chyba się nada- Aruccio

Od Haneko- C.D Saya

Czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Ze wszystkich sił starałam się je powstrzymać, jednak nie potrafiłam. Jedyne, co w tamtej chwili mogłam zrobić, to nie ruszać się. Czyli że Say nie może przy mnie przebywać…? Czyli to znaczyło, że… chwila. Nie mogę panikować, muszę się uspokoić i trzeźwo pomyśleć. Ale nie tutaj… nie przy nim.
- Powinieneś wypocząć, Say - powiedział nagle Dyrektor, po czym wyszedł, życząc nam dobrej nocy. Poczułam jak chłopak wzdycha głęboko i rozluźnia spięte mięśnie. Zastrzygłam uszami, na co złotooki gwałtownie się poruszył.
- Gatti…? - spytał, a w jego głosie słyszałam strach. Podniosłam się ze spuszczoną głową, opadając grzywka, kryła oczy pełne łez. Uśmiechnęłam się w miarę normalnie - Słyszałaś to…?
- Chyba powinnam już iść - powiedziałam, głosem wypranym z jakichkolwiek uczuć. Podniosłam się z łóżka i pomału podeszłam do drzwi.
- Haneko, zaczekaj - proszący ton Saya sprawił, że na chwilę się zawahałam. Odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się przez łzy.
- Powinieneś wypocząć - powiedziałam spokojnie i już miałam otworzyć drzwi, kiedy chłopak pociągnął mnie mocno do tyłu za rękę. Zaskoczona tym poleciałam w tył, zrobiłam dwa fikołki i walnęłam plecami o ścianę pod oknem.
- Gatti! - zawołał przestraszony. Cholera… Co ja w ogóle robię w jego pokoju? Nie powinno mnie tu być. Popatrzyłam na chłopaka, podnosząc się.
- Wybacz, Say, ale naprawdę nie powinnam tu być - otworzyłam szybko okno i wyskoczyłam przez nie. Wylądowałam bezpiecznie na ugiętych nogach, podpierając się rękami. Jak widać treningi się opłacił.
 

<Say?>

D: - Aruccio

Od Gabrieli- C.D Saya

Mimo iż ojczulek zrobił wolną lekcję, z okazji pierwszego dnia... siedziałam w tej klasie jak na szpilkach. Wszyscy uczniowie rozmawiali między sobą i śmiali się przy okazji. Wszyscy poza mną. Jak mówiłam, siedziałam spięta. Już chciałam wyjść stąd. Być daleko stąd. A dlaczego? Bo bałam się, że jak ludzie się dowiedzieli o tym, kim jestem, będą mnie inaczej traktować. Nie wiem czy lepiej, czy gorzej, ale inaczej. Myślałam, że jak zwieje z domu i utrzymam to w sekrecie, ludzie będą mnie normalnie traktować. Przez półtorej godziny, gapiłam się w okno, gdzie był zalesiony park. Choć coś mnie korciło, żeby zobaczyć, co inni robili w klasie. Na początek spojrzałam na ojca, który pisał coś w papierach. Nic ciekawego. Po czym spojrzałam na Saya, który jak widać... dobrze się bawił. Śmiał się przy pogaduchach z innymi. Normalnie był duszą towarzystwa. Hehehe farciarz. On przynajmniej nie musiał się krępować, z powodu tego, że jednym z profesorów jest jego rodzic, co mnie zdołowało. A dobił widok lasek, które z pożądaniem na niego patrzyły. ~ Gabrielo! O czym ty kurna myślisz! Znasz go dopiero jeden dzień, a zachowujesz się jak zakochana nastolatka! W sumie jak stara wampirzyca w ciele nastolatki. Co gorsza zakochanej nastolatki!... ~ skarciłam się w myślach i w tym momencie usłyszałam zbawiający dzwonek na przerwę. Jako pierwszy wyszedł ojciec z plikiem karteczek. Po chwili ja ruszyłam się z miejsca. Chciałam stąd uciec. Zostać sama. Od razu zerwałam się z ławki i szybko znalazłam się na korytarzu. Już chciałam postawić pierwszy krok i szybko pójść w jakieś odludzie. Nagle poczułam, jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie mnie. Od razu spojrzałam zdezorientowana przed siebie. O dziwo to był Say, ale widziałam jak gadał z pozostałymi uczniami i nie miał zamiaru się wybierać.
- Say! Co ty robisz!? - krzyknęłam głośno.
- Chcę z tobą pogadać! - odkrzyknął wesoło i odwróciwszy głowę, puścił mi oczko. Co wywołało u mnie niezły rumieniec. Po chwili po raz drugi się odwrócił i patrzył przed siebie.
- Ale gdzie mnie zabierasz!? - spytałam głośno. Co on do cholery kombinuje!?
- W pewne wyjątkowe miejsce, które odkryłem – odpowiedział podekscytowany, a ja dostałam jeszcze większego rumieńca, a serduszko zabiło mocniej. Okej Gabrielo... chyba ci się przyda terapia u specjalisty, albo cela w psychiatryku. Boże święty. Jak ten Say na mnie działa!

<Say?>
Myśle, że maleńki romansik by się przydał... jak uważasz? ^^ - Ivy

Gabriela może podrywać, ale Say nie jest flirciarzem. I ma Neko ;D- Aruccio – Chociaż kto wie, może przypadkiem jej ulegnie (nie morduj nikogo, Neko…)

Od Saya- C.D Haneko

- Pewnie tak, chociaż przed chwilą spałem… jak długo tu jesteś?- spytałem, wdychając koci zapach i czerpiąc pociechę z dotyku uszek na policzku. Dziewczyna wtuliła się w zagłębienie mojej szyi. Jak dobrze, że nie byłem głodny…
- Nie tak długo- odparła z wahaniem.
- Nie tak długo?- powtórzyłem i zaśmiałem się słabo- Neko…
- … kilka godzin.
- Siedziałaś tak w tym pokoju?- zamknąłem oczy- Mogłaś mnie obudzić.
- Tak słodko spałeś, że chyba nie powinnam…
- Przesadzasz- wymruczałem- Ale w takim razie pewnie też jesteś trochę zmęczona takim czuwaniem, nieprawdaż? Może zaśniesz ze mną?
- Z wielką chęcią- wyczułem, że się uśmiecha- Tęskniłam, Say…
- Hmm…- nie chciało mi się otworzyć ust, by odpowiedzieć coś składniejszego. Nastała cisza. Zastanawiałem się, co teraz… co wymyśli kadra, żeby mi pomóc? Gdzie Vlad znowu zaciągnie? Bałem się… ale też cieszyłem. Dzięki nim będę w stanie przebywać z Haneko bez krzywdzenia jej…
- A cóż to za zaskakujący gość?- usłyszałem nagle ciepły znajomy głos. Otworzyłem gwałtownie oczy i spojrzałem na Dyrektora. Potem za okno. Było trochę ciemniej. Musiałem zasnąć. Camini też, a nawet mag jej nie obudził, bo dalej leżała na mnie, oddychając miarowo.
- Dyrektorze!- poruszyłem się, by wydostać spod dziewczyny bez obudzenia jej, ale profesor powstrzymał mnie gestem.
- Pozwól jej pospać. Miała męczący tydzień. Skąd wiedziała, że wróciłeś…?
- Nie wiem! A pan… pan nie wiedział, że tu jest? Przyszła tu bez pozwolenia?- przestraszyłem się. Cholera, znowu zasady złamaliśmy! A skoro już czegoś nas tu nauczyli lub zamierzają nauczyć, to wypadałoby jednak chociaż trochę przestrzegać regulaminu…
- No, pozwolenia nie dałem. Musiała zauważyć, że Vlad wrócił, więc ty pewnie także… i jak było?
- Okropnie!- jęknąłem- Moja kontrola przy camini jest okropna! W tłumie ludzi jestem w stanie nie zaatakować, ale jak tylko zobaczyłem camini… Jest pan w stanie na to zaradzić?
- Na chwilę obecną nie za bardzo- odparł spokojnie- więc uważaj. Nie pozwól sobie na podejście, gdy czujesz, że jesteś głodny.
Pokiwałem głową.
<Haneko?>


 Miałam pomysł, i nawet trochę napisałam, że Haneko wszystko słyszała i teraz smuta, bo Say właściwie nie może przy niej przebywać, ale to twoja rola XD Nie miałabyś, co napisać, gdybym to zrobił :c- Aru

Od Haneko- C.D Saya

Wtuliłam się mocniej w chłopaka. Rany… jak ja tęskniłam za przytulaniem się do niego. Nagle otworzyłam szeroko oczy, zdając sobie sprawę z tego, co mówi. Uniosłam powoli głowę i popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Nikt mnie nie skrzywdził… - usiadłam na nogach i popatrzyłam na zdezorientowanego wampira - Naprawdę. Trenowałam z panem Keichim i pierwszy trening nie poszedł za dobrze… Wpadłam w krzaki róż, oberwałam kilkanaście razy twardym jabłkiem… - zaśmiałam się, łapiąc się za tył głowy. Było mi trochę wstyd opowiadać o tym złotookiemu, bo nie chciałam, żeby brał mnie za jakąś niezdarę.
- Trenowałaś…? - zaciekawił się. Uśmiechnęłam się szeroko i zamachałam radośnie ogonem. Ponownie przytuliłam się do Saya , tym razem kładąc się tak, by moja twarz była na równi z jego. Szturchnęłam go nosem w policzek, żeby na mnie popatrzył. Kiedy tego nie zrobił zmartwiłam się.
- Say, w porządku…? - spytałam cicho uważnie go obserwując.
- Tak, jasne - uśmiechnął się słabo.
- Nie kłam… - powiedziałam smutno i pocałowałam go w policzek.
- Jestem tylko zmęczony, gatti - westchnął, a ja wtuliłam się w niego bardziej.
- Skoro tak mówisz… - mruknęłam - Powinieneś się przespać..   

<Say?>

Serio. Serio. Nie słyszała, co gada? Haha- Aru

Od Saya- C.D Haneko

- Hmm?- otworzyłem oczy półprzytomnie, rozpoznając znajomy zapach. Usiadłem i rozejrzałem się zmęczonym wzrokiem. Niby wyspany, ale i tak wykończony… nagle opadłem znowu na materac, gdy coś na mnie wpadło. Dziewczęce ręce objęły moją szyję, na twarzy poczułem łaskotanie kociej sierści. Zamrugałem zdezorientowany, a po sekundzie zrozumiałem, co się dzieje, gdzie jestem i kto mnie przytula. Przytuliłem camini z uśmiechem.
- Hej, gatti- wymamrotałem. Haneko wstrząsnął płacz. Zaniepokoiłem się- Gatti?
- Nic, nic- wyszlochała, kręcąc lekko głową. Przesunąłem się, opierając o ścianę i odczepiłem od siebie dziewczynę. Z przerażeniem i niejaką złością zobaczyłem na jej policzkach i dłoniach drobne zadrapania- Co się stało?- spytałem ostro, dotykając ostrożnie jej policzka. Rany nie były głębokie i najwyraźniej minęło już kilka dni- To przez oko…? A obiecałem cię chronić… Kto cię skrzywdził?! Znajdę go i…- chciałem wstać, ale przyciągnęła mnie z powrotem na łóżko, kładąc się na mnie. Położyła głowę na mojej klatce piersiowej, a rękę zanurzyła we włosach.
- Haneko? Jeśli ktoś cię skrzywdził, to mnie nie powstrzymasz- powiedziałem cicho, ale nie poruszyłem się. Może coś opatrznie zrozumiałem?
<Hanekoś?>
Hehe, witaj fabuło.



Od Haneko- C.D Saya

W dzioba… Chyba zacznę chodzić na bosaka, bo już drugi raz zleciałam z wysoka przez te buty. Tak. To genialny pomysł. Wszystkie buty pójdą do kosza…
 
Otworzyłam nagle oczy, ale natychmiast je zamknęłam. Biel pomieszczenia, którego swoją drogą zupełnie nie kojarzyłam. Jęknęłam i zakryłam twarz dłońmi. Usłyszałam dość znajomy śmiech, więc zmrużyłam oczy i przyjrzałam się rozmazanej postaci koło… łóżka? Kiedy moje oczy w końcu przyzwyczaiły się do jasnego światła otworzyłam oczy i ze zdziwieniem zobaczyłam Dyrektora. Gdzie ja jestem? To na pewno nie był mój pokój. Na sto procent, nawet po śmierci, poznałabym te okropne różowe ściany. Więc gdzie jestem i co robi tutaj Dyrektor?
- Obudziłaś się w końcu, moja uszata koleżanko - zaśmiał się, przyglądając mi się z uśmiechem. Zamrugałam kilka razy i zastrzygłam uszami. Kompletna cisza.
- Gdzie ja jestem…? - spytałam rozglądając się. Biały pokój… Tak mi się przynajmniej wydawało. Przez okno wpadało światło słoneczne, które odbite od śnieżnobiałych ścian, oślepiało mnie. Nie miałam szans, żeby dokładniej przyjrzeć się pokojowi.
- Myślę, że nie będziesz wiedzieć, nawet jeśli ci powiem - mrugnął do mnie, po czym wyciągnął obie ręce w moją stronę. W jednej dłoni trzymał ciasteczko, a w drugiej dorodne jabłko. Popatrzyłam na oba przedmioty rozmarzonym wzrokiem - Wolałabyś jabłko czy ciastko? - spytał poważnie. Popatrzyłam najpierw na mężczyznę, potem na owoc, na ciasteczko i znowu na maga. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Popatrzyłam na dyrektora zrozpaczonym wzrokiem, na co mężczyzna się zaśmiał.
- Żartowałem, trzymaj - podał mi ciastko, a jabłuszko położył na szafeczce obok łóżka - Muszę ci powiedzieć, droga Haneko, że dawno nikt nie narobił takiego hałasu na całą akademię - zaśmiał się - Nawet bibliotekarz wyskoczył ze swojego kąta i pobiegł sprawdzić co się dzieje. Wszyscy przybiegli - zaśmiewał się coraz bardziej, a ja czułam coraz większy wstyd z tego powodu - Na szczęście nic ci się nie stało. No… przynajmniej poważnego. Spałaś ponad dzień i jesteś trochę poturbowana, ale wyjdziesz z tego.
Odwzajemniałam uśmiech mężczyzny i zjadłam ciasteczko, zastanawiając się czy faktycznie przespałam cały dzień. Skoro tak, to ile dni nie ma już Saya…?
- Camini są znane ze swojej zręczności… - mruknął dyrektor. Popatrzyłam na niego nieco zdziwiona - Czy jest coś co cię trapi, moja droga?
- Sama nie wiem… - szepnęłam, kładąc uszy po sobie. Spojrzałam na ziemię i siedziałam tak chwilę w milczeniu - Dyrektorze… a ile nie ma już Saya…?
- Dziś będzie chyba trzeci dzień - uśmiechnął się łagodnie, po czym spytał - Zechciałabyś może potrenować?
Zastrzygłam uszami, przyglądając się magowi zaciekawiona.
- Pomyślałem, że skoro Say zniknął by poćwiczyć panowanie, ty mogłabyś też przejść podobny trening. Oczywiście dla ciebie będzie to inny rodzaj treningu, ale uważam, że wtedy oderwiesz myśli od wampira - uśmiechnął się zawadiacko. Wiedział o nas…
- A kto miałby mnie tego uczyć?
- Opiekun camini, oczywiście. Pozwolisz, że po niego zadzwonię? - szybko skinęłam głową i już chciałam wygrzebać się z łóżka, jednak mężczyzna powstrzymał mnie ręką - Ale dopiero od jutra, dziś musisz jeszcze poleżeć.
Westchnęłam i opadłam ciężko na poduszkę. Obserwowałam dyrektora jak wychodzi z białego pomieszczenia. Uśmiechnęłam się pod nosem i sięgnęłam po owoc na stoliku. Cieszyłam się, że w końcu będę mogła spotkać kogoś takiego jak ja. W głowie miałam już tysiące pytań, które chciałam zadać opiekunowi. Po kilku minutach przyszedł mag z książkami, które ostatnio zabrałam do pokoju. Powiedział, że z opiekunem caminich będę mogła spotkać się dopiero jutro, a dziś mogłabym poczytać księgi, ponieważ będę musiała je w końcu zwrócić. Z żalem popatrzyłam na dwie wielkie książki i skinęłam tylko głową. Na resztę dnia zostałam sama w białym pokoju. Cholernie mi się nudziło…
***
Następnego ranka obudziło mnie natarczywe stukanie w metalową szafkę obok mojej głowy. Otworzyłam z trudem oczy i ze zdziwieniem zobaczyłam wysokiego mężczyznę o blond włosach i kremowych uszach, stojącego obok łóżka. Przyglądał mi się czarnymi oczami, chowając dłonie do kieszeniach brązowej kurtki, narzuconej na kremową koszulę.
- A pan to kto…? - zapytałam. Kolejne głupie pytanie w mojej karierze najgłupszych pytań.
- Keichi Otoko - przedstawił się z lekkim uśmiechem - Wstawaj, trening czas zacząć.
- Ale jest ranoooo… - jęknęłam, naciągając kołdrę na głowę. Pożałowałam tego szybciej niż myślałam. Po kilku sekundach pan Otoko ściągnął ze mnie kołdrę i wylał całe wiadro lodowatej wody. Pisnęłam, wyskakując natychmiast z łóżka.
- Czy pan zwariował?! - popatrzyłam na niego zła.
- Możliwe - uśmiechnął się, idąc w stronę drzwi - Ale przynajmniej już wstałaś.
Popatrzyłam na zamykające się drzwi, a następnie na siebie. Byłam cała mokra. Dosłownie. Nawet bieliznę miałam mokrą. Z cichym warknięciem poszłam do swojego pokoju się przebrać.
***
Stałam nad jeziorem w towarzystwie pana Keichi i patrzyłam w dal, zastanawiając się co się dzieje z Sayem. Z potoku niebyt przyjemnych wizji wyrwało mnie pytanie nauczyciela.
- Ćwiczyłaś coś kiedyś?
- Tak… Śpiewałam i tańczyłam, ale nie robiłam tego już do… Dłuższego czasu - skrzywiłam się na wspomnienie ostatniego treningu przed występem.
- Powinnaś do tego wrócić. Taniec to bardzo dobra forma treningu. A śpiew wcale nie jest najgorszy - blondyn zaśmiał się przyjaźnie - Może w ramach podziękowania za trening coś mi zaśpiewasz.
- Może… - mruknęłam, choć byłam prawie pewna, że tego nie zrobię.
- No dobrze, zacznijmy trening. Najpierw sprawdzimy jak miewa się twoja forma - kocie kły błysnęły mu w uśmiechu i nim się obejrzałam, opiekun biegł przed siebie. Mruknęłam pod nosem i puściłam się biegiem za mężczyzną. Mimo, że biegłam najszybciej jak potrafiłam, nie mogłam dogonić pana Otoko. Nagle mężczyzna z kremowymi uszami zmienił kierunek o sto dwadzieścia stopni. Zdziwiona tym ruchem nie zdążyłam zatrzymać się przed krzakami róż, w które po chwili wpadłam.
 
- Auuuuuuu… - zawyłam, kiedy kolce powbijały mi się w całe ręce i policzki. Usłyszałam rozbawiony śmiech i po chwili zostałam uniesiona do góry i postawiona na nogach obok krzaku. Potarłam obolały policzek i popatrzyłam zawstydzona na nauczyciela.
- Musisz przestać myśleć o swoim koledze, bo to cię rozprasza. Musisz się skupić na treningu, żeby on coś dał, rozumiesz? - popatrzył z góry w moje oczy, po czym obrócił mnie i popchał z powrotem w stronę jeziora. Miałam nie myśleć o Sayu? Łatwiej powiedzieć, niż zrobić… Następne ćwiczenia miały na celu, tak jak ten pseudo wyścig, sprawdzić, co już umiem. Wcześniej myślałam, że jestem naprawdę dobra, ale kiedy porównałam się do dorosłego camini, który opanował swoje umiejętności do perfekcji… To stwierdziłam, że ze mną jest gorzej niż fatalnie.
- Nawet nie wiedziałam, że mam takie możliwości - powiedziałam, kiedy około południa zrobiliśmy sobie przerwę.
- Masz. A nawet większe. Musisz tylko potrenować - zaśmiał się, rzucając mi kolejne jabłko do rąk. Następne godziny, aż do rozpoczęcia lekcji, mijały na żmudnym trenowaniu mojej zwinności, równowagi, szybkości i wyostrzenia zmysłów. Te ostatnie ćwiczenia najmniej mi się podobały, z uwagi na kilkunastokrotne oberwanie twardym owocem. Naprawdę nie wiedziałam jak z opaską na oczach miałam złapać, lecące w moim kierunku jabłko. Najlepiej chyba wychodziło mi bieganie między drzewami, chociaż pan Otoko twierdził coś innego. Czeka mnie ciężkie kilka następnych dni…
***
Tutaj jest te… cztery dni? Podczas, który Saya nadal nie ma, a Neko trenuje, nie każcie mi tego opisywać xc- Neko
***
Wykończona wlokłam się akademickim korytarzem w kierunku bloku B. Trening i siedem godzin lekcji, piąty dzień pod rząd to zdecydowanie za dużo. Kiedy byłam na parterze, usłyszałam rozmowę dobiegającą z gabinetu dyrektora. Zaciekawiona podeszłam cichaczem pod drzwi i zastrzygłam uszami, nasłuchując. Słowa były bardzo niewyraźne, jednak byłam pewna, że kilkukrotnie słyszałam słowo „pragnienie” i „trzymać z daleka”. Zaczęłam się zastanawiać, o co może chodzić i z kim dyrektor rozmawia. Nagle do moich uszu dotarło bardzo wyraźnie „Vlad Tepes”. Otworzyłam szeroko oczy. Przecież to on był z Sayem… Więc skoro on jest w szkole… To Say też? Natychmiast odzyskałam energię i ruszyłam biegiem w stronę męskiego akademika. Zatrzymałam się dopiero przed drzwiami do jego pokoju. Kiedy ja w ogóle przekroczyłam próg bloku C? Pokręciłam głową. A co jeśli on nie chce mnie widzieć…? Albo… delikatnie pchnęłam drzwi do pokoju wampira, które uchyliły się powoli. Nawet ich nie zamknął… Zajrzałam do pomieszczenia i zobaczyłam jak złotooki śpi wyłożony na łóżku. Automatycznie na moje usta wpłynął szeroki uśmiech. Miałam ochotę się na niego rzucić, przytulić i już nie puszczać. Ale nie zrobiłam tego, tylko dlatego, że chłopak spał i naprawdę nie chciałam go budzić. Zresztą… Wyglądał jakoś tak inaczej niż przed tym zniknięciem…
- Co ci zrobili…? - spytałam cicho sama siebie i wślizgnęłam się do pokoju, zamykając drzwi za sobą. Podeszłam do łóżka wampira i kucnęłam obok jego głowy. Przekrzywiłam głowę w prawo i delikatnie przeczesałam mu włosy palcami. Kiedy drgnął, odskoczyłam wystraszona. Na szczęście go nie obudziłam. Usiadłam z podkulonymi nogami na sąsiednim łóżku i popatrzyłam na złotookiego. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam w okno. Chciałam zaczekać, aż się obudzi. Choćbym miała czekać na to aż do rana tydzień później.
<Say?>
Wracamy do fabuły ^ ^- Neko

Yaay- Aruccio

Od Saya- C.D Gabrieli

Przez chwilę patrzyłem na nią z niepokojem. Co się stało? Nie chciała, żeby było wiadomo, że jest córką Vlada Tepesa?
- Say. Obróć się- odezwał się nauczyciel i wykonałem polecenie.
- Przepraszam, psorze.
- Kryteria oceniania obejmują właściwie oceny, co jest dość, szczerze powiedziawszy, zabawne, zważając, że niektóre z tych przedmiotów się nie przydadzą…
Parsknąłem rozbawiony, ale szybko zamieniłem to w kaszel, gdy spojrzenie Vlada padło na mnie. To, że poznałem Vlada chwilę wcześniej i widziałem rozczulającą scenę, nie znaczy, że mogłem sobie pozwolić na więcej, niż normalny uczeń… więc radzę się ogarnąć, Say, zanim Vlad się zirytuje i zrobi ci coś złego.
- Będę musiał robić sprawdziany i odpytywania, więc radzę coś umieć. Jeśli ktoś dostanie złą ocenę, to nie czeka na niego jedynie jedynka, ale także coś dodatkowego, prawdopodobnie praca społeczna. Nie przyjmuję usprawiedliwień takich jak „nie miałem, miałam czasu”, „zmęczony byłem, byłam”, czy „mam też inne przedmioty, które muszę umieć”. Jasne? A co do nie przygotowania się…najchętniej nie dawałbym wam żadnej szansy na „np.”, jak to się teraz nazywa, ale regulamin mówi, że chociaż jedno musi być… więc dostajecie jedno „np.” na semestr. Jeśli zapomnicie, że wzięliście i będziecie chcieli wziąć drugie, to spodziewajcie się kary gorszej niż po prostu powiedzenie, że czegoś się nie ma.
<Gabi?>

Nada się?- Aru

Od Saya- teor. C.D Haneko

Droga zajęła nam niewiele czasu. Stanęliśmy na klatce schodowej jakiegoś bloku.
- Spróbuj go nie zabić na samym początku- Vlad spojrzał na mnie z rozbawieniem. Mi nie było do śmiechu. Wiedziałem, że nauczyciel mnie powstrzyma, jeśli zacznę sprawiać kłopoty, ale jednak… nie chciałem ich sprawiać. Już dość, że Vlad musiał gdzieś ze mną pójść… a Sandra mówiła o jednej osobie, która jest na tyle nierozważna, by zabrać mnie poza teren Akademii…
- Cześć. O co chodzi?- jasnowłosy mężczyzna otworzył drzwi. Spojrzałem na niego, rejestrując zaskoczone zielone oczy, uśmiech… Cholera.
- A nic takiego- uśmiechnąłem się, starając się, bym nie wyglądał strasznie. Muszę sprawić, by nie nauczyciel nie zauważył, że coś się dzieje. Zauważ, wampirze!- Vlad przyprowadził mnie tutaj, żebym.. cię ugryzł!
Rzuciłem się na zaskoczonego camini. Mężczyzna obok mnie zaklął zaskoczony w nieznanym mi języku i spróbował mnie chwycić, ale nie zdążył. Uderzyłem w jasnowłosego, otwierając usta, by zatopić kły w jego tętnicy… tak kusząca…
Vlad zrzucił mnie z przyjaciela i objął na wysokości ramion jedną ręką. Drugą otoczył szyję, przyciskając do swojego ciała.
- Puść mnie!- warknąłem- Potrzebuję krwi!
Nie puszczaj! Daj mi chociaż trochę medycznej!
- Opamiętaj się, Say!- syknął wampir. Camini pozbierał się bardziej zaskoczony niż przerażony- Albo cię ugryzę i pozbawię przytomności.
- Wtedy już w ogóle mnie nie powstrzymasz przed pragnieniem!- warknąłem.
- Dostaniesz trochę krwi, jeśli Abel się zgodzi, ale uspokój się!
- Co się stało?- camini podszedł ostrożnie, ale zaraz potem cofnął- Vlad przypuszczalnie posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
- To Say Aruccio. Z jakiegoś powodu traci kontrolę przy camini. Przy ludziach jest spragniony, ale przy camini nie jest w stanie się powstrzymać- powiedział, powstrzymując mnie przed wyrwaniem się. Abel bez słowa poszedł do innego pokoju… i wrócił z nożem. Otworzyłem oczy przerażony i znieruchomiałem. Chce mnie zabić?! Ale mężczyzna przycisnął ostrze do swojego przedramienia, przeciągając nim po skórze. Szarpnąłem się, czując zapach jego krwi. Różnił się od krwi Haneko, jej krew jeszcze bardziej mnie do siebie ciągnęła… jednak ta także.
- Nie puszczę cię- mruknął Vlad. Abel powoli podszedł, wyciągając rękę w moją stronę. Stanął tak, że kilkanaście centymetrów dzieliło raną od mojej twarzy, ale nie byłem w stanie jej sięgnąć.
- Uspokój się albo się nie napijesz- ostrzegł wampir. Znieruchomiałem, zaciskając zęby.
- Jestem głodny, Vlad- wycedziłem- Potrzebuję krwi!
- Wiem. Dostaniesz ją, jeśli się uspokoisz!
Odetchnąłem, starając się, by nie pokazać, jak bardzo mnie do niej ciągnie. Po kilkunastu sekundach Vlad poluzował uścisk. Powstrzymałem natychmiastowy odruch rzucenia się na Abla.
- Dobrze- wampir to wyczuł- Ablu?
Camini się zbliżył. Jego ręka był tak blisko… przedramię całe zakrwawione… jak dla mnie zbyt długo zwlekali. Może camini zaraz straci zbyt dużo krwi, bym mógł się napić?!
- Nie ugryź go. Jeśli go ugryziesz, to cię odciągnę- powiedział Vlad. Pokiwałem sztywno głową. Ostrożnie przytknąłem usta do rany Abla, z całych sił powstrzymując odruch zatopienia kłów w przedramieniu. Połknąłem pierwszy łyk. Wracam. Pozwólcie mi wrócić. Nie zostawiajcie tego mnie w moim ciele!
Po chwili się oderwałem i osunąłem na kolana, gdy wampir mnie wypuścił. Zakryłem twarz w dłoniach i zaszlochałem.
- Przepraszam!- wydusiłem, słysząc, że Vlad kuca obok mnie. Abel zniknął w kuchni, by opatrzeć ranę- Nie chciałem!
- Wiem- odparł łagodnie nauczyciel- Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale już wiem, że camini przy tobie nie są dobrym pomysłem. Nie możesz przebywać przy Haneko głodny.
Pokiwałem głową.
- Chodź. Trzeba pozbyć się twojego pragnienia i wrócić do Akademii.
- Ta wyprawa nic nie zdziałała!- zaprotestowałem słabo.
- Zdziałała więcej, niż myślisz. Mam informacje. Mogę je przekazać Dyrektorowi, a on będzie mógł zrobić więcej.
<Haneko? Ktuś?>



piątek, 29 stycznia 2016

Od Gabrieli- C.D Saya

To ojciec zdążył już przygotować salę lekcyjną!? To kiedy tu przyjechał!? Dobra nie będę zaprzątała głowy jakimiś pierdołami… Przynajmniej cieszę się z tego, że zakopaliśmy ten przeklęty topór wojenny. Miałam nadzieje na to, że porzucił swoje „nawyki” i bardziej zajmie się rodziną i... nauczaniem. W końcu jest w tej szkole nauczycielem, chodź wiązało się z tym pewne ryzyko. Nie wiedziałam, jakie życie mieli ci, którzy uczyli się w szkołach, gdzie pracowali ich rodzice. Jednak ploteczki mówiły, że mają ciężko. Oby mnie się taki los nie przytrafił.
Nim się obejrzałam, nasza trójka szła korytarzami szkoły, które wyglądały jak wyjęte z Hogwartu. Ściany były jasnobrązowe, a podłoga pokryta czarnymi kafelkami. Na oknach pojawiały się witraże okienne przedstawiające różne sceny z biblii. Od czasu do czasu ojciec mruczał zły pod nosem. No tak... te szyby kojarzyły mu się z kościołem i innymi świętymi rzeczami, które mogły doprowadzić wampira do szaleństwa. Cóż… Nie raz widziałam rzędy metalowych szafek, zamykanych na kłódkę z szyfrem. (Normalnie jak w Ameryce...) Co jakiś czas pojawiały się ciemno bordowe drzwi z jakimś rzymskim numerem, a obok grupka ludzi. Mogłam się domyśleć, że to też byli uczniowie. Ja Say i ojciec, a raczej profesor Tepes zatrzymaliśmy przy drzwiach z numerem XIII. Przy nich stało też jeszcze dziesięciu uczniów, z czego dwie uczennice się wyróżniały z tłumu. Jedna miała kocie uszy i ogon, a na twarz miała medyczną opaskę na oko. Czuć było, że to camini, gdyż zapach ją zdradzał. A druga postać ubrana na czarno, z czego charakterystycznymi elementami był wysoki kołnierz i glany.
Ojciec nie marnował czasu i otworzył drzwi. Jednym gestem ręki zaprosił naszą grupę do środka. Tata wszedł jako pierwszy, a ja jako ostatnia. Jednak to Say zamknął drzwi i trochę mnie zirytował. Przecież nie lubiłam tego, jak ktoś mi usługiwał. Od dwustu lat radzę sobie sama i tak ma być! Wchodząc do środka przeżyłam prawdziwy szok.
Sala lekcyjna wyglądała jak z okresu baroku. Ciemnobordowe ściany, złote zdobienia z kwiecistymi motywami, wielkie okna z widoczkiem na park, gdzie oświetlony był przez latarnie. Musiałam przyznać, że o tej porze szkolny park, wyglądał jak wyjęty z obrazu malarza. Okiennice były ozdobione czerwonymi zasłonami. Po za tym, wyglądała jak normalna sala lekcyjna. Tablica, biurko nauczyciela, pojedyncze ławki jak w Stanach, szafki na różne rzeczy, półki na książki... na końcu sali były różne gablotki z różnymi przedmiotami, które zainteresowały klasę.
Od razu podeszłam i wepchnęłam się, aby zobaczyć zawartość gablot. Okazało się iż były wypełnione antykami, ale nie byle jakimi. Były stare miecze, akcesoria dla rycerzy, różne stare pergaminy i księgi. Nie dziwiłam się, gdyż poznawałam te przedmioty. Widziałam je w domu, kiedy mieszkałam jeszcze w Rumunii.
- Dobra, drodzy uczniowie! Zajmijcie miejsca! - zawołał profesorek, a pozostali wykonali moje polecenie. W niektórych uczniach wyczuwałam domieszkę strachu. Nie dziwiłam się... w końcu historykiem jest wiekowy wampir, chodź nie najstarszy. Ja zajęłam ostatnią ławkę przy oknie, a Say zajął ławkę przede mną.
- Pewnie się domyślacie kim jestem, więc od razu przejdę do rzeczy – oznajmił oficjalnym tonem profesor i podchodząc do tablicy, wziął kredę i zaczął pisać.
Nazywam się Profesor Vladislau Tepes i od tego roku będę nauczał historii – dodał odwróciwszy się do nas i posłał nam lekki uśmiech. Nagle w sali usłyszałam czyjeś westchnięcia. Jakby dziewczyny były na niego nieźle napalone. Rozglądając się widziałam jak kilka dziewczyny faktycznie zaczynało się mizdrzyć do ojca jakby był ósmym cudem świata. Ta szkoła chyba jest nienormalna.
- Więc, zacznę od listy obecności – kontynuował, wróciwszy za biurko i przeglądał dziennik. Po chwili wyczytywał nazwiska, a w odpowiedzi słychać było „jestem”.
- Argona Ryuketsu!
- Jestem – odpowiedziała ta dziwna w czerni. O dziwo głos miała gwarny i potężny. Może to przez kaptur. Nie wiem.
- Haneko Fumi!
Obecna! - po chwili odezwała się dziewczyna z kocimi uszami. Więc tak nazywały się te dziewczyny z korytarza! Dzięki Tatuśku ^^ To mi się przyda.
- Say Aruccio!
Jestem, Profesorze! - zawołał wesołym głosem, a historyk odpowiedział cichym chichotem.
- Dobra... jesteś bardzo uprzejmy – dodał w przerwie między chichotem i kontynuował wyczytywanie. - I na końcu... Gabriela Tepes! - I w tym momencie poczułam jak mą twarz oblał rumieniec.
Nagle poczułam jak wszystkie spojrzenia, prócz Saya były skierowane na mnie. Pewnie zszokowało ich to, że mieliśmy takie same nazwiska. Po czym usłyszałam jak niektórzy szeptali coś między sobą. Pewnie nie mogli uwierzyć, że legendarny wampir miał dziecko, które będzie uczęszczać do tej szkoły. O co wcale się nie prosiłam! Niby pogodziłam się z tym, że nie mogę opuścić Ignotus, lecz chciałam być po prostu zwyczajna. W tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że już mogę zapomnieć o zwyczajnym traktowaniu przez innych.
- Obecna – powiedziałam nieśmiało i schowałam twarz w chustę.
- Hej Gabi... nic ci nie jest? – wyszeptał Say. Kiedy spojrzałam na jego twarz, zagościła trochę zatroskana mina. Na co oczywiście się zarumieniłam. Choć nie... musiałam przyznać, że jego oczy były... piękne, co dodawało mu uroku - KOBITO WEŹ SIĘ W GARŚĆ! NIBY JESTEŚ DOROSŁA, A ZACHOWUJESZ SIĘ JAK NIEDOJRZAŁA NASTOLATKA – skarciłam się w myślach. Jednak nie miałam pojęcia co powiedzieć Sayowi.
A więc, skoro formalności mamy za sobą, przejdę do zasad, kryteriów oceniania itp... - nagle usłyszałam w tle głos ojca. Po chwili cała uwaga poza Sayem ponownie wróciła na pedagoda.
<Say?>

Przy odpisie spraw, aby Vlad był surowym... niech powie, że będzie tylko jedno przygotowanie na semestr, czy coś w tym guście. Okej? - Ivy.