wtorek, 11 lutego 2014

Od Lestata- C.D Artura

- O, nie nie!- szybko go dogoniłem, chwytając za ramię.- Nigdzie nie pójdziesz sam.- odezwałem się, gdy obrócił sie w moją stronę, wręcz wściekły.
- Dobra, wiem, ze jesteś zły i nie będe wymieniał jaki jeszcze, ale to po prostu niebezpieczne!- wywróciłem oczami. Artur wyrwał się i dalej szedł w przeciwnym kierunku.
- Dobrze wiesz, że to prawda!- krzyknąłem za nim trochę zirytowany i znów go zatrzymałem, teraz łapiąc za nadgarstek. Nie spojrzał na mnie, uparcie patrząc przed siebie. Dobrze, że nie było w pobliżu nikogo- w końcu podbiegłem zaledwie na obrzeża Paryża.
- Wiem, że pomijając fakt, ze jesteś na mnie wściekły, boisz się. Ale chociaż raz mógłbyś mi zaufać. Podejrzewam, że chodzi też o to, ze wybieramy się do miejsca, gdzie wampiry mieszkają na stałe. To gorzej niż Akademia, bo nie ma tutaj kogoś, kto by wszystkich przypilnował. Oprócz Armanda, ale go zapewne nie ma.- dodałem po chwili.- Ale nie masz co się bać, co o to cie podejrzewam, bo...
- Zamknij się.- odezwał się nagle, przerywając mi.
- Ale...
- Czy jeśli pójdę tam z tobą to się zamkniesz?- wyrwał mi się i spojrzał wściekły. Znieruchomiałem, zdziwiony jego tonem głosu, a potem powoli przytaknąłem.
-Tak
- Więc prowadź.- warknął. Naprawdę aż tak go wkurzyłem zabraniem go bez jego zgody, czy to napięcie spowodowane strachem?
- Nie boję się.- mruknął.- Nie bardziej niż wcześniej.
Obróciłem się i ruszyłem w odpowiednim kierunku.
W ciągu godziny doszliśmy do jakiejś restauracji, gdzie Artur zjadł pierwszy lepszy posiłek, a potem znów, dalej bez słowa, szliśmy. Chłopak szedł kilka metrów za mną, a ja miałem wielką nadzieję, że Sander jednak nie wykryła gdzie jesteśmy.
W chwili gdy zaszło słońce, zatrzymałem się przed wielkim budynkiem. Taaak, był zdecydowanie nowszy od mojej ostatniej wizyty, ale dalej emanował starością.
- Jesteśmy.- odezwałem się.
- Jak miło.- odparł chłopak.- Słyszę ich myśli. Tylko kilku z nich już nie śpi.
- Dopiero kilku? Śpiochy.- mruknąłem, podnosząc rękę, by zakołatać w drzwi frontowe. Według planu pierwsze przedstawienie miało się odbyć dopiero za dwie godziny, więc mieliśmy jeszcze czas.
Zanim kołatka uderzyła drugi raz, drzwi stanęły otworem, a w nich...
- Louis!- wyszeptałem, nieruchomiejąc ze zdumienia. Wampir w drzwiach również stał nieruchomo, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
 To ten taki gościu
- Co ty tu robisz?- spytał po chwili, robiąc mi miejsce, bym wszedł do teatru.- Myślałem, że się zabiłeś.
- Zasnąłem, nie zabiłem.- odparłem, pozwalając milczącemu Arturowi wejść pierwszym.- Ale to dobre pytanie, Louisie. Co ty tu robisz?
- Wpadłem na chwilę. Z nudów.
- Nie powinieneś się nudzić.
- A ty za to powinieneś się cieszyć, ze tu jestem. Nie ma tu nikogo, kto by cię znał osobiście. Tylko ze słuchu jako właściciela Teatru.- odparł swobodnym tonem, zamykając drzwi.
- A Armand?
- A nie słyszałeś, że ostatnio nikt go nie spotkał. Jest legendą; tak jak ty.
- Miło mi.- prychnąłem.- Potrzebujemy schronienia.
- Co to za chłopak? Czemu podróżujesz z człowiekiem?- spytał szatyn, patrząc teraz na Artura.
- Później ci wszystko wyjaśnię.- weschtnąłem, widząc wrogi wzrok chłopaka.
- Lestat jakiego znałem nie zostawił by przy życiu, nie zmieniając, nawet najpiękniejszego człowieka.
- Lestat, którego znałeś, nie ma prawa bytu w świecie, do jakiego zostałem wciągnięty.- odparowałem, uśmiechając się zimno. To był plus, że Louis akurat znajdował się w Teatrze. W końcu nie miał nim za miłych wspomnień związanych z tym miejscem.
- Artur nie może zostać tutaj skrzywdzony.- dodałem jeszcze.
<Artur?>
Mogłabym tą rozmowę ciągnąć jeszcze długo... ale muszę iść spać a chciałam opublikować. Twoją odpowiedź, jeśli będzie, opublikuję rano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz