Spojrzałam na czarnowłosą dziewczynę z ledwo hamowaną wściekłością, jednak szybko opanowałam się i krzyknęłam z pogardą:
- Owszem jest!
Zobaczyłam jak źrenice zmiennokształtnej rozgrzeszają się
- Jest miedzy nami olbrzymia przepaść, przez którą żadne z nas nigdy nie zdoła przeskoczyć, by zostać przyjacielem drugiego.
Nie widziałam reakcji dziewczyny. Szłam już przez las w ciszy i
spokoju. Płynnie przemieniłam się w wilka. W samotności potrafiłam
kontrolować go doskonale. Tylko wśród ludzi miałam problemy. Oni wszyscy
strasznie działali mi na nerwach. Tak samo nauczyciele. Nie dało się
wytrzymać w tej dusznej atmosferze Akademii, mimo że do samego budynku
miałam niezmierny szacunek. Właściwie nie opuściłam jej jeszcze tylko z
powodu czyhających na zewnątrz kuzynów ninja.
Biegłam truchtem pomiędzy drzewami. Właściwie nie wiedziałam po co.
Może mimo wszystko chciałam się stąd wydostać? Granica terenów Akademii
była już niedaleko... Wtem zobaczyłam kogoś... Miał na sobie czarny
strój, bez żadnych znaków. W ręku ściskał nóż. Stał jakieś 3 metry ode
mnie. Na terenie Akademii.
Stałam się dziewczyną i szybko ukryłam się za drzewem. Dobyłam katany.
Mężczyzna musiał to usłyszeć, bo zesztywniał i spojrzał w kierunku
mojej kryjówki. Zobaczyłam jego oczy. Jego zimne, błękitne oczy... Nie
miałam wątpliwości co do jego tożsamości. To był Kikuta Kotaro. Mistrz
rodziny Kikuta i najzdolniejszy zabójca, jakiego kiedykolwiek spotkałam.
To właśnie on uczył mnie tego niebezpiecznego fachu, zanim uciekłam.
W tej sytuacji pozostawało tylko jedno wyjście... Szybkim ruchem
schowałam katanę i przemieniłam się w wilka. Skoczyłam w kierunku
Akademii. Usłyszałam świst noża w powietrzu tuż nad moim uchem i cichy
oddech podążającego za mną zabójcy. Biegliśmy szybko, pozostawiając za
sobą granicę.
"Skąd on się tu wziął??" Myślałam intensywnie "Przecież do Akademii nie może wejść nikt, kto nie otrzymał zaproszenia...!"
Widziałam już skraj lasu, gdy poczułam przeraźliwy ból w barku.
Obejrzałam się na bolące miejsce i ujrzałam mały nożyk tkwiący po
rękojeść w ciele. Poczułam, że słabnę. Nóż musiał być zatruty. Zostało
mi jeszcze dziesięć metrów do końca lasu. Za chwilę miałam wybiec na
otwartą przestrzeń. Może ktoś mógłby mnie zauważyć? Przed moimi oczami
zaczęły latać czarne plamy. Jeszcze tylko pięć metrów, cztery, trzy,
dwa, jeden...! Upadłam. Spróbowałam się podczołgać jeszcze ten jeden,
ostatni metr, ale poczułam mocne uderzenie w tył karku. Straciłam
przytomność jednocześnie powracając do ludzkiej postaci...
***
Obudziłam się w ciasnym pomieszczeniu. Słyszałam jednostajny szum
silnika i podskakiwałam na wybojach. Jakieś głosy rozmawiały o czymś,
jakby za ścianą. Spróbowałam się poruszyć, ale moje ręce i nogi były
zakute w ciężkie srebrne kajdany. Straszliwy ból, jaki sprawiał mi
kontakt ze srebrem, uświadomiłam sobie dopiero chwilę później, jak
również to, że jestem w bagażniku jakiegoś samochodu. I że jeśli szybko
się nie wydostanę to dostanę nieobecność na lekcjach... (tag, moim
największym zmartwieniem jest nieobecność na zajęciach )
Musiałam chyba przysnąć, bo gdy otworzyłam oczy ktoś otworzył klapę
bagażnika. Zostałam brutalnie wyciągnięta z wnętrza i postawiona na
chodniku. Ktoś zawiązał mi oczy, ktoś inny pchnął do przodu i rozkazał:
- Ido, uragirimono! (Ruszaj, zdrajco!)
Popychana przez niewidzialne dla mnie dłonie ruszyłam w stronę...
właściwie nie wiem jaką, bo nic nie widziałam. Potknęłam się o stopień i
szliśmy po schodach. Było ich dokładnie 17. Potem słyszałam świst
sprężanego powierza i uderzył we mnie zapach świeżo umytych podłóg oraz
strumień klimatyzacji. Zapewne właśnie weszłam przez rozsuwane drzwi do
wnętrza jakiegoś biurowca. Następnie przystanęliśmy na chwilę i rozległ
się cichy dźwięk gongu i znów szelest sprężanego powietrza. Wsiedliśmy
do windy jechaliśmy dobrą minutę, czyli średnio... 100 pięter...
Wreszcie zatrzymaliśmy się i wyszliśmy z metalowej puszki. Rozwiązano
mi oczy i wepchnięto do jednej z trzech identycznych, opancerzonych
celi.
Zostałam sama w ciemności...
(Ktoś ogarnie, że zniknęłam :P)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz