poniedziałek, 10 lutego 2014

Od Argony- C.D Lestata


- Poszła sobie - mruknęłam wzdychając ciężko - I mam nadzieję, że tu nie wróci
Rozmowa z Sander kosztowała mnie dużo wysiłku. Gorączkowa analiza zachowań Lestata, jego charakteru i odzywek oraz nastroju zużyła prawie całe siły, które dzięki krwi dostarczonej przez wampira odzyskałam.
- Ja też - odpowiedział(a?) "Argona" wyłaniając się z cienia - Nieźle ją wkurzyłaś...
- Więc niech idzie na skargę do dyrektora - wzruszyłam ramionami - A co do ciebie: jak już mówiłam nie powinieneś tu przychodzić... Ta sytuacja była tylko dowodem, że to zbyt niebezpieczne.
- Ale jesteś tu tylko dlatego, że Sander mnie nienawidzi, a nie z powodu twojego zachowania...
- To nieważne - podniosłam lekko głos - Nie obchodzi mnie to. Przecież moje zachowanie dostarczyło jej pretekstu, by cię przymknąć...
Zamilkłam na chwilę. Wykorzystał to Lestat.
- Ten plan był bezsensu - powtórzył po raz wtóry
- Damare... - mruknęłam - Idź spać i nie wracaj tu więcej. Jakby to powiedzieć? Nie chcę, by ktoś patrzył jak cierpię.
- Przyjdę ju...
- Nie! - zaprotestowałam gwałtownie - Ktoś może się połapać, że regularnie znikają torebki z krwią. Poza tym któregoś razu Sander może cię wyczuć i wszystko pójdzie na marne...
- Al...
- Oyasumi.
Obróciłam się w stronę przeciwną do "Argony". Usłyszałam jak "zmiennokształtna" wzdycha i szurając rusza w kierunku schodów. Po chwili jej ciche kroki rozbrzmiewały na kamiennych stopniach... aż mój słuch przestał je słyszeć.
Nie mogłam dłużej wytrzymać. Głód wampira nie jest zwyczajnym głodem. Jak z przykrością zauważyłam towarzyszy straszliwy ból na całym ciele, znacznie gorszy od bólu wyrywania paznokci, czy przypalania pięt.
Zaczęłam się wić po podłodze i jęczeć. Gdyby któryś z moich stryjów zobaczył mnie w takim stanie na pewno zacząłby się śmiać do rozruchu.
Prawie słyszałam słowa Kotaro: "Wijesz się jak piskorz! Czy tak ma wyglądać słynny Kuro no Shinigami?". Mimo tego nie mogłam opanować mojego ciała. Wysychające żyły piekły, pusty żołądek bolał. Serce nie biło, płuca nie oddychały... Dusiłam się, choć próbowałam ustami łapać chałaty powietrza... Nic nie pomagało.
Całą pierwszą noc miotałam się po celi uderzając w ściany, by realnym bólem ulżyć sobie w tym "innym" cierpieniu. Wraz z nadejściem ranka (tak przynajmniej sądziłam po odgłosach z góry) uspokoiłam się i wygodnie oparłam o ścianę. Możliwość skupienia się na hałasie pozwolił stłumić pragnienie.
Podczas lekcji wampirów mogłam praktycznie usłyszeć wszystko co opowiadała ta przeklęta Sander. Mówiła, że w kontroli najważniejszy jest spokój. Że należy się wyciszyć i wyobrazić, że wcale nie jest się tak piekielnie głodnym jak w rzeczywistości... Mogłabym przysiąc, że mówi to specjalnie dla mnie.
Próbowałam zastosować się do jej rad, ale udało mi się jedynie skupić na krwistym steku... To ni bardzo pomogło. Gdy w całym budynku zapadła cisza udało mi się trochę przespać, choć był to bardzo niespokojny sen.
I rano od nowa... Z dnia na dzień było coraz gorzej. Czasami zjawiała się ta ku... upadła kobieta i dogryzała mi, śmiała się. Zaczęłam jej coraz bardziej nienawidzić. Nie wiem jak Les mógł wytrzymać z nią codziennie tyle czasu! Naprawdę, podziwiam gościa. A propos niego: nie pojawił się więcej odkąd wyraźnie mu tego zabroniłam. Nieco żałowałam teraz swoich słów, ale cieszyłam się, że go nie złapali... I że przynajmniej on ma wolne od Sander...
Wreszcie nadszedł ten upragniony ostatni dzień. Moja najukochańsza nauczycielka przetrzymała mnie chwilę dłużej niż powinna. Wreszcie się zjawiła. Rozpoznałam ją po charakterystycznym dla wampirów szurającym, szybkim kroku. Szczęknął zamek i spojrzałam w jej zimne szare oczy.
- Wstawaj - warknęła - Dyrektor kazał mi cię wypuścić!
Wstałam na chwiejnych nogach i z wysiłkiem dumnie się wyprostowałam. Ruszyłam w stronę schodów, a wampirzyca podążyła za mną. To tak, nie kontrolowana mogłabym wyssać krew z jakiegoś przypadkowego ucznia. Dotychczas myślałam, że siedzenie w celi było męczarnią. Otóż się myliłam. Wspinaczka po schodach z oddechem Sander na plecach była jeszcze gorsza. Za to nic nie można porównać z widokiem promieni słonecznych po tygodniu ciemnych lochów. Uczniowie wracali własnie do swoich pokoi po kolacji. Mijali mnie szerokim łukiem coś szepcąc do siebie. Nie potrafiąc się powstrzymać skoczyłam w kierunku najbliższej dziewczyny, ale na szczęście w pół skoku złapała mnie Sander i przycisnęła do podłogi.
- Lestat - syknęła mi nad uchem - Jeśli jeszcze raz spróbujesz zaatakować ucznia wrócisz z powrotem do lochu.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem i ruszyłyśmy dalej, w stronę stołówki. Była pusta, a na jednym ze stolików leżała...
- Krew medyczna - stwierdziłam bez widocznych uczuć podchodząc wampirzym sprintem do stolika i bez zastanowienie wypijając trzy torebki życiodajnego napoju. Sander przez chwilę patrzyła, a potem stwierdzając, że nic ciekawego już się nie wydarzy ulotniła się gdzieś.
Zaspokoiwszy głód poszłam do bloku B, a konkretnie pokoju numer 2. Wparowałam do środka bez pukania wprost na roześmiane Cassie i Coraline. Nie zwracając uwagi na ich zdziwione, czy wręcz oburzone miny podeszłam do łóżka, na którym leżała "Argona".
- Rusz się - syknęłam - Idziemy do lasu!
<Lestat?>
Miałam ci wcześniej wysłać, ale mi się skasowało i musiałam pisać od zera   
 
Wydaje mi się, że teraz bedę musiała zakończyć fabułę :/ Skończył się fajny wątek z uwięzieniem i nie wiem czy cos zaczynać czy nie. Napisz na howrse, jeśli masz pomysł na nowy wątek.- przyp Arleni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz