Srebrna tarcza księżyca schowała się za chmurami. Zagrzmiał odległy grzmot. Biegnę szybko, nie zważając na szybujące pociski. Przede mną nie ma nic. Puste pole. Ale to musi tu być!!! Czuję przeraźliwy ból w ramieniu, ale nie zwalniam. Ciepła ciecz spływa po prawej ręce. Wiem, że zaraz skończą mi się siły. Umrę tu, nic nie zmienię. Jego śmierć pójdzie na marne.
"Idź tam. Na pewno cię przyjmą"
Gó*** prawda!! Nic tu nie ma! Puste pole! Przeklęci Niemcy!
Przemieniam się w wilka. W tej postaci rana przeszkadza bardziej, ale za to biegnę szybciej. Niespodziewanie wpadam na coś twardego. Jakąś ścianę.
Za mną żołnierze rozglądają się ze zdziwieniem. Przez chwilę nie rozumiem, ale wreszcie...
"Dotarłam do murów Akademii!!" to odkrycie mną wstrząsnęło "To tu. To naprawdę tu!! Ten mężczyzna nie kłamał!!" Zaczęłam się śmiać jak szaleniec. Całe napięcie ostatnich lat, krew, śmierć, ból, strach, obłęd... wszystko to teraz pozostało poza polem chroniącym budynek. Wiedziałam, że nigdy tego nie zapomnę. Wiedziałam, że będzie powracać w snach, wizjach. Nie! Koniec! Oparłam się ręką o ścianę. Nie pozwolę by to powróciło!!
Przesuwam się wzdłuż muru. Powoli, dysząc ciężko. Z rany na ramieniu leci krew. Prawie tego nie dostrzegam. Widzę już drzwi! Ciężkie mosiężne wrota. Dopadam do nich. Resztkami sił popycham skrzydło i wpadam do środka, na długi, pusty korytarz. Światło lamp oślepiło mnie na chwilę. Potem zobaczyłam kogoś...
<Dokończy ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz