sobota, 13 lutego 2016

Od Haneko- C.D. Ticho/Say

Natychmiast odwróciłam się w stronę, w którą patrzył chłopak. Faktycznie. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna kroczył w naszą stronę. Rany… Chyba nigdy wcześniej nie chciałam zwiać tak bardzo, jak w tamtej chwili. Nie wiem, jaka siła powstrzymała mnie przed natychmiastowym zniknięciem z tamtego miejsca. Nauczyciel samoobrony stanął przed nami i popatrzył na mnie z góry.
- Panno Fumi, dyrektor wzywa do siebie - powiedziała jak zwykle chłodnym głosem. Przełknęłam ślinę i popatrzyłam na złotookiego. 
- Ale Say idzie ze mną - powiedziałam twardo. Jakimś cudem udało mi się opanować głos, by nie drżał. Latres posłał mi tylko niezadowolone spojrzenie. Zerknęłam na wampiry i wstałam powoli, ruszając za posłańcem dyrektora. Szatyn szepnął coś drugiemu chłopakowi i podążył za nami. Wbiłam wzrok w ziemię i nie podnosiłam go dobmomentu, jak znaleźliśmy się w gabinecie dyrektora akademii. Dopiero wtedy popatrzyłam na dwóch mężczyzn. Jeden był mi bardzo dobrze znany, natomiast drugi ubrany w zieloną szatę i zawadiacki kapelusz z gałęzi, był mi zupełnie obcy. Skłonił się naszej trójce, uchylając przy tym kapelusza. 
- To jest mój przyjaciel, który postara ci się pomóc - powiedział mag w czerwonej szacie, wskazując ruchem ręki mężczyznę obok siebie - A to jest Haneko Fumi, to ona potrzebuje twojej pomocy - wskazał na mnie, więc skłoniłam się na powitanie. Zielony czarodziej skinął na mnie głową, bym podeszła bliżej. Powoli zrobiłam trzy kroki, które dzieliły mnie od moich wspomnień. Wahanie znowu dopadło mnie tuż przed ostatnimi centymetrami. A co jeśli robię źle? Jeśli coś pójdzie nie tak? Co się wtedy stanie? Czy wszystko to… co jest teraz, się zmieni…? Czy może po prostu zniknie…? 
- Dyrektor mówił ci, jakie zagrożenia się z tym wiążą, prawda? - przyjaciel spojrzał na brodatego mężczyznę. Skinęłam głową, spuszczając wzrok na ziemię i stanęłam przed czarodziejami. Nie było już odwrotu. Nie miałam możliwości ucieczki. Nie mogłam uciec. Nie powinnam. Choć chciałam. Ale sprawiłam już tym tyle kłopotu wszystkim… Przecież nie mogłam nagle powiedzieć, że się rozmyśliłam. 
- I mimo to, nadal chcesz zaryzykować? - zapytał. Uniosłam spojrzenie na jego uśmiechniętą twarz. Wyrażała ciepło, tak jakby próbował mnie pocieszyć i zapewnić, że wszystko pójdzie tak, jak sobie to wymarzymy. Zerknęłam w bok na Saya, stał w kącie, obok pana Latresa. Skinęłam głową, nie odzywając się. Żadne słowa nie potrafiły przecisnąć się przez zaciśnięte do granic możliwości, gardło. 
- W takim razie zamknij oczy…
- A czy… - zapiszczałam cicho. Skarciłam się za tchórzostwo, które okazałam tak wysokim tonem. Odchrząknęłam szybko i zapytałam, już w miarę normalnym głosem. - Czy Say mógłby pójść ze mną?
- Obawiam się, że nie posiadam takich zdolności - odparł smutno. Skinęłam tylko głową, dając do zrozumienia, że rozumiem. Chociaż w rzeczywistości miałam ochotę stamtąd zwiać, schować się w najciemniejszym kącie w szkole i po prostu płakać. Płakać ze strachu, z bezsilności… Płakać, aż skończą mi się łzy. Mimo to posłusznie zamknęłam oczy i zacisnęłam dłonie w pięści. Martwiłam się, czy wszystko pójdzie dobrze. Bałam się, tego co zobaczę. Denerwowałam się, bo nie wiedziałam czego mam się spodziewać.
Nagle poczułam mocny powiew wiatru. Natychmiast otworzyłam oczy i… Cofnęłam się o krok, zdając sobie sprawę, że jestem w szarym pokoju. Tak. W TYM szarym pokoju. Rozejrzałam się przestraszona. Jedyne co widziałam to szara ściana przede mną. Nie… Chwila, ona nie była szara. Powoli szarość zmieniała się w radosny błękit nieba, jakby do pokoju wkraczało światło. Kiedy zrobiło się zupełnie jasno i szarość odeszła w zapomnienie, dostrzegłam więcej przedmiotów w owym pokoju. Było w nim mnóstwo zabawek dla dzieci takich jak misie, klocki i… Drewniane, pogryzione deseczki? Wszystko, oczywiście oprócz deseczek, było w niebieskich odcieniach. Odetchnęłam z ulgą, to miejsce sprawiło, że strach, niepokój i zdenerwowanie uciekły. Usłyszałam za sobą radosny śmiech, który z pewnością należał do małego dziecka. Odwróciłam się powoli i… po prostu zamarłam. Na kocyku, na łóżku ustawionym pod oknem, siedziała mała dziewczynka. Miała czarne włosy spośród, których wystawały czarne kocie uszka. W małych rączkach trzymała koci ogon i go gryzła, co chwila się zaśmiewając. Czy to byłam ja…? 
- Oj, Neko nie gryź się po ogonie, będzie cię potem bolał! - zawołała nieco starcza dziewczyna. Zauważyłam ja dopiero, kiedy się odezwała. Wcześniej jej osoba jakoś umknęła mojej uwadze. Być może przez to, że bardzo skupiłam się na małej sobie… Przyjrzałam się uważnie starszej dziewczynie. Też miała uszy i ogon, jednak jej kocie atrybuty były pokryte śnieżnobiałą sierścią. Sięgnęła gdzieś wysoko na półkę, wyżej niż ja mogłabym dostać nawet teraz, i ściągnęła z niej złoty dzwoneczek na niebieskiej wstążeczce. Odruchowo dotknęłam swojej szyi, na której wisiał dokładnie taki sam. Mała ja zaczęła radośnie krzyczeć, na widok dzwoniącej rzeczy i zostawiła ogon w spokoju. W osłupieniu przyglądałam się temu wszystkiemu. Kim była ta dziewczyna…? Czyżby była…
- Neko, Neko, Haneko… - westchnęła i zaśmiała się, spoglądając na małą mnie - Kiedyś będzie z ciebie świetna dziewczyna, siostra - pocałowała małą w policzek. Dotknęłam swojego, ponieważ miałam wrażenie, że czuje jak dziewczyna mnie całuje. - Tylko nie zgub siebie, bo to najważniejsze, co masz - pstryknęła mnie w sterczące ucho. Obydwie zastrzygłyśmy uchem w tym samym momencie, to było dość dziwne. Po chwili posmutniałam lekko, zdając sobie sprawę z tego, co działo się potem. Znaczy kiedy już chodziłam do szkoły. 
- A…ya..sha! - czarny ogonek zamachał wesoło, kiedy udało mi się wypowiedzieć, najwyraźniej imię siostry. Jasnowłosa popatrzyła na małą z szerokim uśmiechem i przytuliła ją natychmiast. Przekrzywiłam głowę w prawo. Ile ja mogłam mieć wtedy lat…? W jednej chwili radosny klimat przerwał jakiś krzyk dochodzący z innego pokoju. Ayasha natychmiast się wyprostowała i czujnie zastrzygła uszami, patrząc w stronę drzwi. Powoli podeszła do nich wyglądając do innego pomieszczenia. Nagle cofnęła się kilka kroków, wystraszona i skoczyła w moją stronę. Jednak zanim palce jej wyciągniętej ręki zetknęły się z łóżkiem, na którym siedziałam, rozległ się głośny huk. Drgnęłam i znieruchomiałam. Szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w wysokiego mężczyznę, który włócząc nogami, wchodził powoli do pokoju. W jednej ręce trzymał pistolet, który po chwili odrzucił w bok. Palce drugiej ręki całej we krwi zaciskał na rękojeści długiego noża, którego ostrze połyskiwało w promieniach, wdzierających się do pomieszczenia przez okno. Czułam, jak moje serce przyśpiesza. Chciałam się ruszyć, jednak nie potrafiłam. Byłam jak rzeźba z kamienia, niemogąca się poruszyć. Mężczyzna o kruczoczarnych włosach nieubłaganie zbliżał się do niczego nieświadomej mnie. Kiedy był już o krok wyciągnął w tył rękę, w której trzymał nóż, by wziąć zamach. Przed moimi oczami znowu pojawiło się srebrne ostrze, które z wielką szybkością zbliżało się do mnie. 
- Tata! - zawołałam radośnie, a nóż zatrzymał się tuż przed moim prawym okiem. Ojciec oddychał ciężko, jakby toczył wewnętrzną walkę z czymś, co tylko on widział. W jednej chwili pokój przeszył przerażający krzyk mężczyzny, pełen bólu i wściekłości. Kiedy ucichł, upadł na kolana i zaszlochał głośno. W tamtej chwili do złudzenia przypominał mi Saya (co, czemu, mam mindfucka .-. - Aru) , być może dlatego miałam wrażenie, że dwa obrazy nakładają się na siebie… Szeroko otwartymi oczyma wpatrywałam się w scenę. Dlaczego był cały we krwi? Dlaczego płakał? I dlaczego, do cholery, chciał mnie zabić!? Chwilę później do pokoju weszło trzech facetów ubranych na ciemno. Dwóch z nich trzymało broń palną wycelowaną w mojego ojca, natomiast trzeci z nich, najwyraźniej dowodzący, przyglądał się całemu zajściu, pocierając brodę. 
- Dlaczego jej nie zabił? Przecież go kontrolowałeś - zasyczał jeden z mężczyzn z bronią w dłoni. Chciał zrobić krok w stronę taty, jednak dowódca mu nie pozwolił. 
- Zostaw ich. Najwyraźniej ta mała ma w sobie coś, co wyzwoliło go spod mojego wpływu - mruknął zamyślony. Przyjrzałam mu się uważniej. Jasnobrązowe włosy miał przylepione żelem do głowy tak bardzo, że ani jeden włosek nie odstawał od reszty. Zimne szare oczy zlustrowały moją małą osobę, a mnie przeszły ciarki. Miałam nieprzyjemne przeczucia co do tego, co miało się zaraz stać. Ojciec podniósł się na rękach i popatrzył na mnie oczami pełnymi łez. 
- Przepraszam cię, Haneko… Tak strasznie cię przepraszam… - szlochał, a mnie ściskało się serce, kiedy słyszałam głos pełen żalu, smutku i goryczy - Nie chciałem nikogo zabijać… Kochałem… Kocham was wszystkich, nie chciałem was krzywdzić.. - jego usta na moment spoczęły na moim ciele, a po chwili czarnowłosy podniósł się i popatrzył wściekle na intruzów. - Zostawcie ją! Ona nie ma z tym nic wspólnego! Nie możecie jej skrzywdzić! - wrzasnął i ruszył wściekle na trójkę. W jednej chwili dowodzący wydobył długi sztylet, który natychmiast przebił klatkę piersiową mojego ojca. Czułam, jak wszystko we mnie krzyczy i płacze jednocześnie, jest wściekłe i pełne żalu, cała się trzęsłam bardziej niż kiedykolwiek wcześniej i nic nie mogłam na to poradzić. Szeroko otwartymi oczyma patrzyłam, jak z ust mężczyzny wylewa się ciemnoczerwona krew, jak oczy szklą się od łez, a całe jego ciało bezwładnie leci w tył. Nie mogłam nawet zamknąć oczu, tak jakby coś zmuszało mnie do patrzenia na to. Ostrze wysunęło się z ciała taty, a on upadł na ziemię. Myślałam, że już nie żyje, jednak jego oczy śledziły dowodzącego, kiedy podchodził do małej mnie. Widziałam, jak białe oko uważnie rejestruje każdy ruch nieznanego mężczyzny, a kiedy ten był o krok ode mnie, czmychnęłam przez otwarte okno. Spodziewałam się jakiegoś warknięcia, ataku złości czy czegoś podobnego, jednak jedyne, co usłyszałam to jego śmiech. 
- Idealnie. Wręcz cudownie - powiedział rozmarzonym głosem - Idźcie za nią. Macie ją znaleźć i dać jakiejś kobiecie pod opiekę. Nie chcemy przecież, żeby nasza mała dziewczynka coś sobie zrobiła, prawda? - popatrzył z szaleńczym uśmiechem na tatę. 
- Nie.. uda ci… się to… - wychrypiał plując krwią. 
- Wręcz przeciwnie, mój stary przyjacielu. Już mi się udało. I przypnijcie jej karteczkę z imieniem, nie chcę by je zmieniała. Haneko to słodkie imię. I jeśli zapomnicie o wyczyszczeniu jej pamięci to ja wyczyszczę wasze istnienie z historii świata - syknął - A teraz już idźcie. 
Pozostała dwójka natychmiast wyszła na poszukiwania. Nie mogłam się ruszyć, chociaż chciałam iść za nimi. Najwyraźniej moce maga pozwalały tylko na przebywanie w jednym miejscu. Jegomość w czarnym stroju usiadł na łóżku i przyglądał się konającemu camini, z wymalowaną na twarzy przyjemnością. 
- Widzisz do czego mnie zmusiłeś? - zaśmiał się.
- Dlaczego.. - zachrypiał ojciec. Z jego ust wylewało się coraz więcej krwi, jednak nadal był w stanie mówić. Ale jak…
- Dlaczego nie zabiłem jej teraz? Bo lubię się bawić. A zabicie jej teraz to żadna zabawa. Poczekam aż dorośnie i wtedy po nią wrócę. Zabiję wszystkich, których kocha, zniszczę ją psychicznie, zmiażdżę ją. Nie zostanie z niej nic, rozumiesz? Zrobię jej to co ty zrobiłeś mi! Ona będzie cierpieć za twoje błędy! - podniósł się, wyciągnął szpadę i przebił jej końcem gardło czarnowłosego. Czułam jak coś łamie się we mnie, jakbym traciła niewinną część mnie, która egzystowała do tej pory bez żadnych problemów. 
- Odzyskam swoją córkę - zasyczał w stronę martwego ciała. CO?! Silny podmuch powietrza pchnął mnie w mocno w tył. 
Straciłam równowagę i wylądowałam na ziemi. Znowu byłam w gabinecie dyrektora… 
- Neko! - usłyszałam głos Saya, który przypadł do mnie w jednej chwili i przytulił mocno. Nawet się nie poruszyłam. Nie wydałam z gardła żadnego odgłosu. Nawet się nie uśmiechnęłam. Po prostu patrzyłam przed siebie pustym wzrokiem szeroko otwartych oczu. W głowie także miałam pustkę. 
- Wygląda normalnie… - mruknął zielony czarodziej - Wydaje się, że wszystko poszło tak, jak powinno. Mimo to nie podoba mi się to, że straciła równowagę… Myślę, że powinniście jej przypilnować, zwłaszcza w nocy. Może się okazać, że jednak coś jest nie tak. Jeśli chodzi o oszołomienie, to jest to normalne po czymś takim. Nie ma się czym przejmować. Cóż… Moja misja chyba dobiegła końca - uśmiechnął się do dyrektora i pana Latresa. Następnie podszedł do nas i położył mi dłoń na głowie - Będzie dobrze, nie martw się - posłał pocieszający uśmiech Sayowi, ponieważ ja nie raczyłam nawet na niego spojrzeć. Po chwili usłyszałam, jak drzwi zamykają się za nim. W pomieszczeniu zapanowała kompletna cisza. Silne ramiona wampira cały czas mnie ściskały, jakby bały się, że w jednej chwili zniknę. 
- Również uważam, że powinieneś jej przypilnować, Sayu - odezwał się mag w czerwonej szacie. Złotooki popatrzył na niego, a potem na mnie. 
- Powinna u ciebie spać. Pod warunkiem, że nie będzie to problem dla twojego współlokatora - uśmiechnął się delikatnie. 


<Say?>
Koło 10 dodatkowych intów i trzy usuniete xD nie wiem, czy uda mi sie odpisać, bo miałam pidżama party i śpiąca jestem - Aru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz