To chwilę trwało, kiedy wszyscy opuścili salę. Jedynymi
osobami, które pozostały na miejscu to ojciec i pan doktor. Dr. Wills od razu
zerknął do mojej karty zdrowia, a ojciec siedział przy mnie i nad czymś myślał.
Pewnie nad tym jak zacząć rozmowę.
- Panie Tepes – chwilę ciszy przerwał medyk, który spojrzał się na ojca.
- Tak, doktorze? - spytał trochę poddenerwowany.
- Jak panu mówiłem, pacjentka dochodzi już do zdrowia, lecz przez uszkodzoną krtań nie może na razie mówić. Przez około cztery miesiące – oznajmił trochę smutnym głosem. Świetnie... ten cały turek nieźle mnie załatwił. Nieźle. Po chwili doktorek kontynuował, grzebiąc coś w kieszeni – Dlatego dam jej coś co pozwoli jej się komunikować, przez ten czas – powiedział wyjmując z tylnej kieszonki kitla długopis, a podchodząc z szafki dał mi toner papieru.
- Dziękuję – odpowiedział tata i skinął głową dając znać doktorowi, że już może sobie iść. Po chwili uwaga ojca zwróciła się na mnie.
- Jak się czujesz? - to było pierwsze pytanie, które mi zadał. O samopoczuciu mogłam wiele powiedzieć. Niestety masę negatywnych rzeczy. Od razu wzięłam pierwszą kartkę papieru i zaczęłam pisać. Kiedy już zapisałam co chciałam, oddałam kartkę do przeczytania.
- „Bardzo źle... nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym”- przeczytał- Rozumiem. Podobno słyszałem plotki, że chciałaś się zabić... to prawda? - kolejne pytanie zadał smutnym tonem. Widząc jego minę, zrobiło mi się przykro. Po chwili zabrałam papier i zapisałam dwa słowa.
- „Niestety tak” ...
- Dlaczego? Co cię skłoniło do tego?
- „Moje życie okazało się jednym wielkim rozczarowaniem. Najpierw ktoś, kogo uważałeś za przyjaciela, wsadza ci nóż w plecy, potem jeszcze oskarżając cię o coś, czego nie zrobiłaś i traktują cię jak pospolitego przestępcę. Ja bym nawet muchy nie skrzywdziła. Przez to psychika mi siadła.”
- Hę... powiem ci tylko jedno. To, że jesteś wampirem, nie oznacza że jesteś wszechmocna. Każdy ma chwilę słabości. Nawet taki wiekowy wampir jak ja też ma... z tego co zauważyłaś – powiedział poważnym tonem głosu. Cóż... miał rację. Nikt nie jest wszechmocny. Każdy ma chwilę słabości, chodź każdy myślał inaczej. Po sekundzie odpisałam na jego słowa mądrości.
- „Przyznam ci rację... nikt nie jest”
- Hmm. Właśnie... mogę cię o coś spytać? - spytał zaniepokojony, a ja momentalnie się zdziwiłam. Jednakże skinęłam twierdząco. Chodź wyglądał na takiego, co chyba nie chciał jeszcze o to pytać. W końcu odezwał się - Say podobno twierdził, że zostałaś zaatakowana. Jeśli tak, to kto cię zaatakował? Powiesz mi? - spytał po chwili.
Przez moment wahałam się nad udzieleniem odpowiedzi. Skąd mogłam wiedzieć, że ta osoba była prawdziwa, gdy tamtego dnia byłam pod wpływem alkoholu? Chodź jak się zastanowić, to jest jedna rzecz, która mnie utwierdziła w przekonaniu, co do tożsamości mojego niedoszłego mordercy.
- „Dobrze, powiem ci... ale chyba mi nie uwierzysz” - po tym odpisaniu, ojciec podniósł brew i spojrzał na mnie jak na oszalałą.
Wtedy wzięłam drugą kartkę i zaczęłam rysować. Moje ruchy dłoni były bardzo dokładne i precyzyjne. A dzięki fotograficznej pamięci, mogłam z dokładnością narysować oblicze osobnika. Po paru chwilach oddałam obrazek, któremu ojciec chwilę się przyjrzał. Jego twarz skamieniała z szoku.
- Niemożliwe... jesteś pewna? - spytał. Ja zaś zdecydowanie kiwnęłam głową na potwierdzenie. Po czym dopisałam na kolejnej kartce.
- „Pamiętam jego ostatnie słowa, za nim mnie bydlak zostawił na pastę losu... („Pozdrów ode mnie matkę i braciszka”). A nikt z tego otoczenia nie wiedział o mamie i Ingerasie”.
- Cholera... niemożliwe. Przecież umarł 500 lat temu. Sam go zabiłem – oznajmił osłupiały, po czym wstał. Zdziwiona zbliżyłam się do niego i złapałam go za nadgarstek. Tatuś spojrzał na mnie i pogłaskał po głowie. Tak jak kiedyś, gdy byłam małym dzieckiem.
- Muszę coś załatwić. Niedługo cię odwiedzę... - powiedział z lekkim uśmieszkiem i schylił się, aby dać mi całusa w policzek. Po czym dodał na odchodnym – Czy chcesz, pogadać z Sayem? - od razu wzięłam kartkę i napisałam szybko. Jednak to było trudne pytanie, ponieważ miałam mieszane uczucia.
- „Sama nie wiem… ale jak chcę to niech wejdzie.”
- Okej. Przekaże mu. I według mnie, powinnaś się pogodzić... nie możesz wiecznie czuć do niego urazy, bo sprowadzi na ciebie jedynie cierpienie. Jak sama to zauważyłaś – to były jego ostatnie słowa, a potem opuścił salę segregacji. Ja zaś skuliłam się i oparłam się brodą o swoje kolana. Zastanawiając się nad tym co powiedział. Sama nie wiedziałam, co powiedzieć na ten temat.
<Say?>
Najwyższy czas zakopać topór wojennym... Takie jest moje zdanie. A ty jak uważasz Say? – Ivy
- Panie Tepes – chwilę ciszy przerwał medyk, który spojrzał się na ojca.
- Tak, doktorze? - spytał trochę poddenerwowany.
- Jak panu mówiłem, pacjentka dochodzi już do zdrowia, lecz przez uszkodzoną krtań nie może na razie mówić. Przez około cztery miesiące – oznajmił trochę smutnym głosem. Świetnie... ten cały turek nieźle mnie załatwił. Nieźle. Po chwili doktorek kontynuował, grzebiąc coś w kieszeni – Dlatego dam jej coś co pozwoli jej się komunikować, przez ten czas – powiedział wyjmując z tylnej kieszonki kitla długopis, a podchodząc z szafki dał mi toner papieru.
- Dziękuję – odpowiedział tata i skinął głową dając znać doktorowi, że już może sobie iść. Po chwili uwaga ojca zwróciła się na mnie.
- Jak się czujesz? - to było pierwsze pytanie, które mi zadał. O samopoczuciu mogłam wiele powiedzieć. Niestety masę negatywnych rzeczy. Od razu wzięłam pierwszą kartkę papieru i zaczęłam pisać. Kiedy już zapisałam co chciałam, oddałam kartkę do przeczytania.
- „Bardzo źle... nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym”- przeczytał- Rozumiem. Podobno słyszałem plotki, że chciałaś się zabić... to prawda? - kolejne pytanie zadał smutnym tonem. Widząc jego minę, zrobiło mi się przykro. Po chwili zabrałam papier i zapisałam dwa słowa.
- „Niestety tak” ...
- Dlaczego? Co cię skłoniło do tego?
- „Moje życie okazało się jednym wielkim rozczarowaniem. Najpierw ktoś, kogo uważałeś za przyjaciela, wsadza ci nóż w plecy, potem jeszcze oskarżając cię o coś, czego nie zrobiłaś i traktują cię jak pospolitego przestępcę. Ja bym nawet muchy nie skrzywdziła. Przez to psychika mi siadła.”
- Hę... powiem ci tylko jedno. To, że jesteś wampirem, nie oznacza że jesteś wszechmocna. Każdy ma chwilę słabości. Nawet taki wiekowy wampir jak ja też ma... z tego co zauważyłaś – powiedział poważnym tonem głosu. Cóż... miał rację. Nikt nie jest wszechmocny. Każdy ma chwilę słabości, chodź każdy myślał inaczej. Po sekundzie odpisałam na jego słowa mądrości.
- „Przyznam ci rację... nikt nie jest”
- Hmm. Właśnie... mogę cię o coś spytać? - spytał zaniepokojony, a ja momentalnie się zdziwiłam. Jednakże skinęłam twierdząco. Chodź wyglądał na takiego, co chyba nie chciał jeszcze o to pytać. W końcu odezwał się - Say podobno twierdził, że zostałaś zaatakowana. Jeśli tak, to kto cię zaatakował? Powiesz mi? - spytał po chwili.
Przez moment wahałam się nad udzieleniem odpowiedzi. Skąd mogłam wiedzieć, że ta osoba była prawdziwa, gdy tamtego dnia byłam pod wpływem alkoholu? Chodź jak się zastanowić, to jest jedna rzecz, która mnie utwierdziła w przekonaniu, co do tożsamości mojego niedoszłego mordercy.
- „Dobrze, powiem ci... ale chyba mi nie uwierzysz” - po tym odpisaniu, ojciec podniósł brew i spojrzał na mnie jak na oszalałą.
Wtedy wzięłam drugą kartkę i zaczęłam rysować. Moje ruchy dłoni były bardzo dokładne i precyzyjne. A dzięki fotograficznej pamięci, mogłam z dokładnością narysować oblicze osobnika. Po paru chwilach oddałam obrazek, któremu ojciec chwilę się przyjrzał. Jego twarz skamieniała z szoku.
- Niemożliwe... jesteś pewna? - spytał. Ja zaś zdecydowanie kiwnęłam głową na potwierdzenie. Po czym dopisałam na kolejnej kartce.
- „Pamiętam jego ostatnie słowa, za nim mnie bydlak zostawił na pastę losu... („Pozdrów ode mnie matkę i braciszka”). A nikt z tego otoczenia nie wiedział o mamie i Ingerasie”.
- Cholera... niemożliwe. Przecież umarł 500 lat temu. Sam go zabiłem – oznajmił osłupiały, po czym wstał. Zdziwiona zbliżyłam się do niego i złapałam go za nadgarstek. Tatuś spojrzał na mnie i pogłaskał po głowie. Tak jak kiedyś, gdy byłam małym dzieckiem.
- Muszę coś załatwić. Niedługo cię odwiedzę... - powiedział z lekkim uśmieszkiem i schylił się, aby dać mi całusa w policzek. Po czym dodał na odchodnym – Czy chcesz, pogadać z Sayem? - od razu wzięłam kartkę i napisałam szybko. Jednak to było trudne pytanie, ponieważ miałam mieszane uczucia.
- „Sama nie wiem… ale jak chcę to niech wejdzie.”
- Okej. Przekaże mu. I według mnie, powinnaś się pogodzić... nie możesz wiecznie czuć do niego urazy, bo sprowadzi na ciebie jedynie cierpienie. Jak sama to zauważyłaś – to były jego ostatnie słowa, a potem opuścił salę segregacji. Ja zaś skuliłam się i oparłam się brodą o swoje kolana. Zastanawiając się nad tym co powiedział. Sama nie wiedziałam, co powiedzieć na ten temat.
<Say?>
Najwyższy czas zakopać topór wojennym... Takie jest moje zdanie. A ty jak uważasz Say? – Ivy
Ty wykopałaś, ja nie… więc to ty zakop ;) - Aru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz