Gdy tylko usłyszałem moje koszmarne drugie imię, wzdrygnąłem się mimowolnie. Zapewne w oczach postronnych wyglądałem jakby ktoś przywalił mi obuchem w twarz. Tak też się czułem. Niestety dokumenty które wysłała moja matka zawierały to haniebne imię. Meredith.... już chyba gorzej nie mogła mnie nazwać. Zupełnie jakby od samego początku chciała mi dać do zrozumienia, że uważa mnie za coś... gorszego. Zawsze chciała mieć córkę, no ale to już była przesada! Za swoją linię obrony wzięła tylko fakt, że imię należało niegdyś do bardzo sławnego członka naszego rodu. Podobno forma tygrysa i to w dodatku białego, była dość rzadka. Pfi... jakby to miało jakiekolwiek dla mnie znaczenie.
- Tak... niestety... znaczy się, dobrze pan pamięta. Ale błagam, tylko Rodney. - powiedziałem, dla podkreślenia tego faktu gestykulując mocno.
Nieznajomy mężczyzna, profesor, miał dość surowy wygląd. Wzbudzał jednak respekt. Cechował się na pierwszy rzut oka pewną lodowatą pewnością siebie. Wyczuwałem również, że chyba mam do czynienia ze zmiennokształtnym. Mimo, że nie mogłem jeszcze się pochwalić zbytnim wyczuleniem w tej kwestii. Profesor Marvin zmrużył nagle oczy i spojrzał na siedzącego obok mnie Lestata. Nie poświęcił mu jednak więcej uwagi niż owadowi który przez pomyłkę usiadł na jego garniturze. Nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć.
- Widzę, że zaczynasz już poznawać naszych Uczniów. To... właściwie. - powiedział, jakby ważąc słowa.
Uśmiechnąłem się krzywo, zastanawiając czego właściwie ode mnie chce. Niby był miły, ale jednak, było w nim coś takiego, skłaniającego do ostrożności. Zastanawiałem się też w co potrafi się przeistoczyć, jeśli jest faktycznie zmiennokształtnym.
- Lestat zaproponował, że pokaże mi szkołę. Prawda? - powiedziałem z naciskiem w głosie, dając do zrozumienia, że to nasza jedyna szansa na wyjście z tej opresji.
Oczywiście pod warunkiem, że Profesor nie zechce nam towarzyszyć.
<Lestat? ^^>
Tym razem napisałam bez Worda xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz