Stałam na pokładzie sporego statku, oparta o barierkę i przyglądałam się falom, uderzającym w burtę łodzi. Podmuchy wiatru delikatnie poruszały fałdy materiału mojej krótkiej spódnicy, podobnie jak pasma niebieskich włosów, które łaskotały mnie po twarzy. Statek był naprawdę dobrze wyposażony, można by wręcz powiedzieć, że luksusowy. Jedyna rzecz, która wydawała się dziwna i była nieco przerażająca, to fakt, że na pokładzie łodzi było pusto. Naprawdę pusto. Z tego co udało mi się wyłapać, oprócz mnie było tu jeszcze może ze 3 osoby, ale nikt poza nimi. Żadnych innych pasażerów. Zapewne niektórym by to przeszkadzało, jednak nie mi. A przynajmniej nie w tym momencie. Powoli przeniosłam spojrzenie na niebieski horyzont. Zaczęłam się zastanawiać czy aby dobrze robię, udając się do Akademii. Jakby nie było w dalszym ciągu byłam ścigana przez posłanników moich pseudo rodziców. Tam gdzie byłam ja, byli i oni. I przy każdej nadarzającej się okazji próbowali mnie złapać. A że nie bardzo obchodziło ich to, czy ucierpi ktoś poza moją osobą, to często ranne zostawały osoby nie mające o niczym pojęcia. Na szczęście do tej pory jeszcze nikt nie zginął. Jeszcze.
Odwróciłam się, słysząc powolne kroki wysokiego mężczyzny. Brązowooki blondyn miał na sobie białą koszulę z granatowymi naszyciami i spodnie sięgające do kolan, tego samego koloru.
- Panno Minori, za kilka minut będziemy na miejscu. - powiedział oficjalnym tonem i skłonił mi się. Skinęłam głowa i również się skłoniłam, w geście podziękowania. Grzecznie złożyłam dłonie na spódnicy, patrząc jak mężczyzna odchodzi. Kiedy zniknął za drzwiami, prowadzącymi do stwrowni, zła popatrzyłam na swój strój. Raju, jak ja nie lubiłam się tak ubierać. Jednak zdecydowałam, że na przyjazd powinnam ubrać się tak, jak przystało młodej dziewczynie. Zerknęłam w tył na horyzont, który znikał za moimi plecami. Wraz z nim znikały wszystkie moje zmartwienia, a przynajmniej większość.
~*~*~*~*~*~*~
Po krótkiej rozmowie odbytej z dyrektorem akademii, który swoją drogą był bardzo miły, zapoznaniu się z wychowawcą i odwiedzeniu swojego pokoju, postanowiłam udać się zwiedzić najbliższe tereny. Tylko najpierw się przebiorę.. W trybie natychmiastowym zmieniłam niewygodny 'galowy strój' na swój ulubiony, w którym czułam się swobodnie. Dłonie obwiązałam czarnym materiałem, jak to miałam w zwyczaju. Po roku treningów nauczyłam się, że dłonie trzeba chronić, bo obtarcie ich do krwi jest bardzo bolesne. Kołczan ze strzałami i sam łuk przerzuciłam sobie przez ramię. Chciałam poćwiczyć strzelanie do celu, by nie wypaść z formy. Wyszłam ze swojego pokoju i żwawym krokiem pokonywałam korytarz, który był niczym z filmów. Następnie wyszłam przed budynek i rozejrzałam się dookoła. Słońce było jeszcze wysoko, zajęcia zaczynałam dopiero od jutra, więc miałam mnóstwo czasu dla siebie. Na moment przymknęłam oczy i wystawiłam twarz w stronę słońca. Zawiał mocny wiatr i poruszył moim płaszczem, który na moment odsłonił zewnętrzne części moich nóg. Przez ułamek sekundy czułam na nogach ciepło świecącego słońca. To wystarczyło, by moje plany uległy zmianie. Trening może poczekać, teraz chce korzystać ze słońca i grzać się w jego promieniach. Z tego co pamiętam, dyrektor mówił o jakimś jeziorze. Tylko gdzie...? Zastrzygłam uszami, jednak nie udało mi się usłyszeć, chociaż najmniejszego szumu wody. Postanowiłam zdać się na nos. Wciągnęłam powiwtrze głęboko do płuc.... i nagle zupełnie zgłupiałam. A winny temu był zapach świeżutkich, soczystych jabłek. Na wpół przytomna ruszyłam w kierunku, z którego dochodził ten słodki, zniewalający mnie zapach. Po około dwóch minutach znalazłam się między drzewami, zdaję się, że w parku. Do moich uszu docierał dziwny dźwięk, jakby ktoś czymś podrzucał. Powoli ruszyłam w tamtą stronę, ponieważ źródło zapachu i dźwięku najwyraźniej było to samo. Po chwili moim oczom ukazał się chłopak, który leżąc na trawie, podrzucał w ręce okrągłe, czerwone jabłko. Przez chwilę uważnie śledziłam wzrokiem owoc, jednak kiedy złotooki szatyn zaprzestał podrzucania i zaczął mi się przyglądać, odezwałam się smutnym głosem.
- Masz jabłuszko... - zrobiłam smutne kocie oczka i opuściłam zupełnie uszy.
Say? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz