czwartek, 14 lipca 2016

Od Diany - C.D Lin

Byłam w ciemnej jaskini. Nic nie widziałam. Błądziłam po omacku próbując znaleźć wyjście. Nic z tego. Tunel był coraz węższy. Spróbowałam zawrócić, lecz za mną znajdowała się lita skała. Pozostało mi kroczyć naprzód. Ściany jaskini były mokre, śliskie i ostre. Poczułam ból w dłoni, na podłogę skapnęło kilka kropel krwi. Mimo to niestrudzenie posuwałam się do przodu. Po chwili zobaczyłam delikatne, białe światło. Biegiem ruszyłam w jego stronę. Znalazłam się w ośnieżonym lesie. Zaczął padać gęsty śnieg. Nie czułam zimna. Nagle coś poczułam. Instynktownie się odwróciłam. I wtedy spostrzegłam parę dużych, brązowych oczu. Cofnęłam się przestraszona. To były moje oczy.
Obudziłam się gwałtownie wciągając powietrze. Był środek nocy. W oddali rozległo się wycie wilka. Albo wilkołaka. Usiadłam na brzegu łóżka. W moim umyśle nadal widziałam to spojrzenie. Jednocześnie obce i dobrze mi znane. Moje współlokatorki nadal spały. Albo dobrze udawały. Uspokoiłam się nieco. To tylko sen. Zwykły wytwór mojej wyobraźni. Wstałam, bez słowa ubrałam ramoneskę, po czym bezszelestnie wyszłam z pokoju. Musiałam ochłonąć. Nie wiedziałam, iż ktoś już od dawna nie śpi. I rusza za mną.
                                                                                                 ***                              
Noc była chłodna, wręcz zimna. Niebo było pełne gwiazd. Uśmiechnęłam się delikatnie. Uwielbiam taką atmosferę - nie wiedzieć czemu daje mi ona wielką energię. Nie cierpię upałów.
Szybkim krokiem przeszłam przez ciemny park. Po drodze nikogo nie spotkałam. Dziwne. Powinno kręcić się tu wiele wampirów. Wzruszyłam ramionami. Być może wybrały się nad jezioro? Z tą myślą wkroczyłam do lasu. Od razu go polubiłam. Drzewa były naturalne, potężne i rozłożyste.  Każde wyglądało inaczej, nie to co w parku. Owinęła mnie tajemnica tego miejsca. Pozwoliłam, by wiatr bawił się moimi włosami. Poczułam wielką moc. Nigdy nie doznałam czegoś takiego. Miałam wrażenie, iż las chce mi coś powiedzieć. Powierzyć sekrety. Matka uwielbiała przebywać w puszczy. Zawsze powtarzała, że zmiennokształtni posiadają z nią szczególną więź. Wtedy nie rozumiałam o co jej chodziło. To było kiedyś. Wzięłam głęboki oddech, na sekundę wszystko ucichło.
A potem ruszyłam. Szybciej, lepiej niż kiedykolwiek. Mijałam głazy, drzewa, powalone pnie. Nie czułam zmęczenia. Biegłam nie wydając żadnego dźwięku. Zatrzymałam się dopiero na niewielkiej polanie. Usiadłam. Trawa była niezwykle miękka. Powoli rozejrzałam się dookoła. Właśnie wtedy zauważyłam postać patrzącą wprost na mnie.

<Lin?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz