Gdy Lin zniknęła ruszyłam do naszego pokoju. Zbliżał się poranek, lecz lekcje miały początek dopiero wieczorem. Postanowiłam przespać się trochę, a później zwiedzić dokładniej Akademię.
Zapowiadało się na ładną pogodę, więc może popływam trochę w jeziorze? Dyrektor mówił, że znajduje się ono niedaleko męskiego internatu.
W końcu dotarłam do pokoju. Minori spokojnie spała, lecz Lin... Coś było nie tak. Podeszłam bliżej. Dziewczyna była bardzo blada, miała cienie pod oczami, a gdy dotknęłam jej policzka stwierdziłam, iż jest zimny. Mimo to magini uśmiechała się lekko, zatopiona we własnych snach. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zabrać jej do uzdrowiciela, jednak szybko porzuciłam tę myśl. Cokolwiek się z nią działo - to nie moja sprawa. Zapewne była wyczerpana zaklęciami. W końcu, ledwo przytomna padłam na swoje łóżka.
***
Zapowiadało się na ładną pogodę, więc może popływam trochę w jeziorze? Dyrektor mówił, że znajduje się ono niedaleko męskiego internatu.
W końcu dotarłam do pokoju. Minori spokojnie spała, lecz Lin... Coś było nie tak. Podeszłam bliżej. Dziewczyna była bardzo blada, miała cienie pod oczami, a gdy dotknęłam jej policzka stwierdziłam, iż jest zimny. Mimo to magini uśmiechała się lekko, zatopiona we własnych snach. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zabrać jej do uzdrowiciela, jednak szybko porzuciłam tę myśl. Cokolwiek się z nią działo - to nie moja sprawa. Zapewne była wyczerpana zaklęciami. W końcu, ledwo przytomna padłam na swoje łóżka.
***
Byłam w ciemnej
jaskini. Nic nie widziałam. Błądziłam po omacku próbując znaleźć wyjście. Ściany
jaskini były mokre, śliskie i ostre. Poczułam ból w dłoni, na podłogę skapnęło
kilka kropel krwi. Po chwili zobaczyłam delikatne, białe światło. Biegiem
ruszyłam w jego stronę. Znalazłam się w ośnieżonym lesie. Zaczął padać gęsty
śnieg .Nagle coś poczułam. Instynktownie się odwróciłam…
Lecz tym razem sen
trwał dalej. Zafascynowana wpatrywałam się w oczy. Teraz zrozumiałam czemu
wydawały mi się tak znajome i jednocześnie obce. Należały do kota. Nie
potrafiłam stwierdzić do jakiego dokładnie. Tygrys? Ryś? Były takie dzikie,
wolne, piękne… Wpatrywały się w coś intensywnie. Powiodłam za ich spojrzeniem. Przez
barierę śniegu zobaczyłam w oddali mały, błyszczący przedmiot. Chciałam podejść
bliżej, zobaczyć co to takiego. Lecz nie mogłam. Dłoń nadal mnie bolała, na
biały śnieg spadały kropelki krwi… Nagle ból się powiększył. Bardzo. Miałam
wrażenie, iż ktoś rozrywa moją dłoń na strzępy…
Otworzyłam oczy. Znów byłam w swoim pokoju. Moje
współlokatorki już dawno wyszły. Czułam się… Dziwnie. Nie miałam pojęcia czemu.
Wtedy przypomniałam sobie o śnie. Przelotnie spojrzałam na swoją rękę. Otwarłam
oczy ze zdumienia, strachu, niedowierzania… Wszystkiego jednocześnie.
Na mojej dłoni widniała długa, zagojona już rana. Dokładnie
w miejscu, w którym się skaleczyłam.
We śnie.
<Lin? Ach te moje sny :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz