niedziela, 17 lipca 2016

Od Lin- C.D. Diana

   Światło wkradło się do pokoju. ,,Głupie słońce…’’- pomyślałam, otwierając oczy.
Moje współlokatorki jeszcze spały. Nie miałam zamiaru ich budzić. Było jeszcze wcześnie.
Przebrałam się, spakowałam i wyszłam z pokoju. Na korytarzu jeszcze nikogo nie było. Rozciągnęłam się, po czym pobiegłam w stronę bloku A.

Budynek ten był ogromnym pałacem. Niesamowity, olśniewający, cudowny. Kiedy weszłam do środka, stwierdziłam, że wnętrze mi coś przypomina. A no tak! Wyglądało jak w kościele. Na oknach były witraże z biblii, a samo budownictwo akademii przypominało kościół w stylu gotyckim. Tylko te metalowe szafki i plakaty na ścianach psuły klimat.

Zaczęłam grzebać w swojej skurzanej torbie, szukając planu lekcji. Wyjęłam zmiętoloną karteczkę. Pierwszymi zajęciami była lekcja wychowawcza. Wychowawca musiał nas zapoznać ze sobą, przedstawić zasady i obowiązki każdego ucznia i pewnie masę innych niepotrzebnych rzeczy. Skierowałam się do sali w której miałam mieć lekcje.

W klasie jeszcze nikogo nie było.  Usiadłam w ostatniej ławce. Po jakimś czasie do pokoju weszli trzej uczniowie. Camini o niebieskich włosach, prawdopodobnie Minori. Za nią wbiegł brązowowłosy wampir. Ostatnią osobą jaka weszła do klasy był Alex. Chłopak nawet mnie nie zauważył. Wszyscy zajęli swoje miejsca.
Po dziesięciu minutach do sali wbiegła Diana. Wyglądała okropnie, jakby w ogóle nie spała w nocy. ,, Pewnie znowu miała koszmar. ‘’- pomyślałam, obserwując dziewczynę.- ,, Muszę jak najszybciej przebadać jej próbówkę.''

..........................................................................................................................................................................

Diana? Wybacz, że mnie wczoraj nie było. Internet mi się zepsuł. :/



sobota, 16 lipca 2016

Od Diany - C.D Lin

Gdy Lin zniknęła ruszyłam do naszego pokoju. Zbliżał się poranek, lecz lekcje miały początek dopiero wieczorem. Postanowiłam przespać się trochę, a później zwiedzić dokładniej Akademię.
Zapowiadało się na ładną pogodę, więc może popływam trochę w jeziorze? Dyrektor mówił, że znajduje się ono niedaleko męskiego internatu.
W końcu dotarłam do pokoju. Minori spokojnie spała, lecz Lin... Coś było nie tak. Podeszłam bliżej. Dziewczyna była bardzo blada, miała cienie pod oczami, a gdy dotknęłam jej policzka stwierdziłam, iż jest zimny. Mimo to magini uśmiechała się lekko, zatopiona we własnych snach. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zabrać jej do uzdrowiciela, jednak szybko porzuciłam tę myśl. Cokolwiek się z nią działo - to nie moja sprawa. Zapewne była wyczerpana zaklęciami. W końcu, ledwo przytomna padłam na swoje łóżka.

***

Byłam w ciemnej jaskini. Nic nie widziałam. Błądziłam po omacku próbując znaleźć wyjście. Ściany jaskini były mokre, śliskie i ostre. Poczułam ból w dłoni, na podłogę skapnęło kilka kropel krwi. Po chwili zobaczyłam delikatne, białe światło. Biegiem ruszyłam w jego stronę. Znalazłam się w ośnieżonym lesie. Zaczął padać gęsty śnieg .Nagle coś poczułam. Instynktownie się odwróciłam…
Lecz tym razem sen trwał dalej. Zafascynowana wpatrywałam się w oczy. Teraz zrozumiałam czemu wydawały mi się tak znajome i jednocześnie obce. Należały do kota. Nie potrafiłam stwierdzić do jakiego dokładnie. Tygrys? Ryś? Były takie dzikie, wolne, piękne… Wpatrywały się w coś intensywnie. Powiodłam za ich spojrzeniem. Przez barierę śniegu zobaczyłam w oddali mały, błyszczący przedmiot. Chciałam podejść bliżej, zobaczyć co to takiego. Lecz nie mogłam. Dłoń nadal mnie bolała, na biały śnieg spadały kropelki krwi… Nagle ból się powiększył. Bardzo. Miałam wrażenie, iż ktoś rozrywa moją dłoń na strzępy…

Otworzyłam oczy. Znów byłam w swoim pokoju. Moje współlokatorki już dawno wyszły. Czułam się… Dziwnie. Nie miałam pojęcia czemu. Wtedy przypomniałam sobie o śnie. Przelotnie spojrzałam na swoją rękę. Otwarłam oczy ze zdumienia, strachu, niedowierzania… Wszystkiego jednocześnie.
Na mojej dłoni widniała długa, zagojona już rana. Dokładnie w miejscu, w którym się skaleczyłam.

We śnie.


<Lin? Ach te moje sny :)>

piątek, 15 lipca 2016

Od Lin- C.D. Diana



Dziewczyna podała mi fiolkę ze swoją śliną. Niesamowite…

U zmiennokształtnych rzadko zdarzają się jakieś zdolności. Ba! Nigdy się nie zdarzyły! A ta dziewczyna porusza się bezgłośnie, dzięki czemu może mi się przydać w misji.

Diana nie przeszła jeszcze swojej przemiany, przez co staje się bardziej interesującą istotą. To znaczy osobą.

Byłam taka podekscytowana, że bez pożegnania teleportowałam się do szkolnej biblioteki.

Jak przeczuwałam miejsce to było nieczynne. Szybkim krokiem skierowałam się w kierunku wydziału z księgami o zmiennokształtnych. Kiedy tam doszłam zaczęłam przeszukiwać półki. Znalazłam kilka interesujących tomów. Na szybko je przejrzałam, a następnie teleportowałam się do pokoju.

Diany jeszcze nie było. Podekscytowana usiadłam na swoim łóżku. Zaczęłam intensywnie myśleć o książkach, które teraz zostawiłam w bibliotece. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

……………………………………………………………………………………..



Zatrzymywanie i cofanie swoich wspomnień nie jest łatwe. Kiedy wywołałam wizje z przeglądaniem książki, próbowałam ją jak najbardziej spowolnić, żeby móc jak najwięcej przeczytać. Nie było to takie łatwe.

Zaczęłam wysiadać już na drugim rozdziale pierwszej księgi. Używanie teleportacji dało o sobie się we znaki. Zaklęcie to było straszliwe męczące i niebezpieczne. Ale przecież niebezpieczeństwo to moje drugie imię.

Po całym dniu byłam wykończona. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.

……………………………………………………………………………………..

Diana? Jej! :D Ktoś jednak zażyczył mi swojej śliny!!!

Od Diany - C.D Lin



Spojrzałam na dziewczynę jak na wariatkę. Nic z tego nie rozumiałam.
- Jesteś magiem, tak? - Szatynka powoli pokiwała głową. Jej włosy były o wiele jaśniejsze niż moje. - To wszystko jasne… - Mruknęłam na tyle cicho, że sama ledwo się usłyszałam.
Mój tata zawsze twierdził, iż magowie są wyjątkowo dociekliwi i ciekawscy. Mimo to postanowiłam nie osądzać dziewczyny zbyt pochopnie. Wyglądała przyjaźnie… Chociaż mogła być dobrą aktorką. Zamknęłam na chwilę oczy. Otoczyły mnie ciche, ledwo dosłyszalne szepty…
-Jestem Lin. - Powiedziała nagle dziewczyna wyciągając  w moją stronę wolną dłoń. Wzdrygnęłam się nieznacznie, głosy ustały. Po krótkim wahaniu uścisnęłam ją.
- Diana. Po co ci moja ślina? Jestem zwykłą zmiennokształtną, nie przeszłam nawet pierwszej przemiany… Lepiej poszukaj kogoś inne…
Lin przerwała mi w połowie zdania. W jej oczach pojawił się dziwny błysk… Chociaż pewnie mi się przewidziało.
- Nie przeszłaś przemiany? Ale… - Zamyśliła się. - To interesujące…  Posłuchaj: Twoja ślina jest mi potrzebna do zwykłych, prostych badań. Nic wielkiego. Po prostu się tym interesuję, a nigdy nie badałam kogoś takiego… Jak ty. Obiecuję, że cię nie sklonuje. - Uśmiechnęła się. - To jak? Pomożesz mi?
Zupełnie nie wiedziałam co począć. Z jednej strony prawie nie znałam magini, z drugiej: co mogła mi zrobić? Najwyżej odkryje, że jestem zupełnie normalna i nudna. Gestem nakazałam jej, aby podała mi fiolkę. Gdy to uczyniła, napełniłam ją śliną, po czym oddałam jej niemal pełne naczynie. Lin skinęła lekko głową dziękując mi. Usłyszałam cichy szept, ale się tym nie przejęłam. Jestem zmęczona… Zdecydowanie powinnam się przespać. W końcu jutro mam pierwsze zajęcia, mnóstwo wrażeń i tak dalej.
- Wiesz, powinnam już wrócić do pokoju… - Zaczęłam.
Lecz dziewczyny już tam nie było.

<Lin? Miłych badań :)>

czwartek, 14 lipca 2016

Od Lin- C.D. Diana



Usłyszałam wycie. Wilkołak. Lekko uchyliłam oczy. Nie tylko ja wstałam.
Dziewczyna o ciemnobrązowych oczach siedziała na łóżku. Była cała spięta. Pewnie przyśnił jej się koszmar. Rozejrzała się dokoła, a ja odruchowa zamknęłam oczy.
Po dłuższej chwil nic się nie działo. Ponownie je uchyliłam. Zobaczyłam dziewczynę, która wychodziła przez drzwi. Poruszała się bezszelestnie.
Odczekałam dłuższą chwilę, po czym wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Usłyszałam trzask drzwi. Szatynka była już na dworze.
……………………………………………………………………………………..

Magia czasem jest pomocna. Szczególnie gdy próbujesz biegać za zmiennokształtnym. Dziewczyna postanowiła się przebiegnąć. Na szczęście rzuciłam na siebie zaklęcie szybkości, ale i tak nie przemieszczałam się z taką łatwością co ona. Nie mogłam spuścić jej z oczu, gdyż dziewczyna poruszała się bezszelestnie.
Po jakimś czasie drogi zobaczyłam polanę. Schowałam się za drzewem i obserwowałam dziewczynę. Szatynka usiadła na trawie. Była szczęśliwa. Nagle odwróciła się w moją stronę. Na jej twarzy było widać zdziwienie, strach, ewentualnie zakłopotanie.
Patrzyłyśmy się na siebie przez dłuższą chwilę. Była naprawdę odważna. Zniknął z niej cały strach. Trwała nieprzyjemna cisza. Postanowiłam odezwać się.
- Cześć.- powiedziałam z nieludzkim spokojem.
- Czemu mnie śledziłaś?- dziewczyna nie miała zamiaru owijać w bawełnę.
- Postanowiłam pospacerować.- skłamałam. Ostatnio często to robiłam. Od czasu, gdy przestało na mnie działać zaklęcie obronne. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
……………………………………………………………………………………..
Stałam naprzeciwko wychowawcy mojej klasy.
- Chciałem cię powiadomić, że jutro zaczynają się lekcje. No i jeszcze jedno. Będziesz miała współlokatorkę Dianę Calvino... Co ci się stało?!- wykrzykną nauczyciel.
,,Głupie wizje. Będę musiała jakoś cofnąć te zaklęcie.’’- pomyślałam.
- Wylała mi się torebka z krwią.- powiedziałam, po czym znowu zrobiło mi się ciemno przed oczami.
……………………………………………………………………………………..

- Czemu mnie śledziłaś?- usłyszałam dźwięczny głos dziewczyny. Otworzyłam oczy. Szatynka patrzyła na mnie nieufnie. Wiedziała, że kłamię.
- Jesteś ciekawą istotą.- powiedziałam prosto z mostu.
- Co?- zapytała zdziwiona.
- Posiadasz niesamowitą zdolność. Poruszasz się bezgłośnie.- tym razem nie kłamałam. Dziewczyna mogła mi się przydać…
Wyciągnęłam z kieszeni kamizelki małą fiolkę.
- Czy mogę trochę twojej śliny? Chcę się o tobie więcej dowiedzieć.
……………………………………………………………………………………
Diana? U Lin to normalne. Ona tak zaczyna znajomości ;) - Luna

Od Diany - C.D Lin

Byłam w ciemnej jaskini. Nic nie widziałam. Błądziłam po omacku próbując znaleźć wyjście. Nic z tego. Tunel był coraz węższy. Spróbowałam zawrócić, lecz za mną znajdowała się lita skała. Pozostało mi kroczyć naprzód. Ściany jaskini były mokre, śliskie i ostre. Poczułam ból w dłoni, na podłogę skapnęło kilka kropel krwi. Mimo to niestrudzenie posuwałam się do przodu. Po chwili zobaczyłam delikatne, białe światło. Biegiem ruszyłam w jego stronę. Znalazłam się w ośnieżonym lesie. Zaczął padać gęsty śnieg. Nie czułam zimna. Nagle coś poczułam. Instynktownie się odwróciłam. I wtedy spostrzegłam parę dużych, brązowych oczu. Cofnęłam się przestraszona. To były moje oczy.
Obudziłam się gwałtownie wciągając powietrze. Był środek nocy. W oddali rozległo się wycie wilka. Albo wilkołaka. Usiadłam na brzegu łóżka. W moim umyśle nadal widziałam to spojrzenie. Jednocześnie obce i dobrze mi znane. Moje współlokatorki nadal spały. Albo dobrze udawały. Uspokoiłam się nieco. To tylko sen. Zwykły wytwór mojej wyobraźni. Wstałam, bez słowa ubrałam ramoneskę, po czym bezszelestnie wyszłam z pokoju. Musiałam ochłonąć. Nie wiedziałam, iż ktoś już od dawna nie śpi. I rusza za mną.
                                                                                                 ***                              
Noc była chłodna, wręcz zimna. Niebo było pełne gwiazd. Uśmiechnęłam się delikatnie. Uwielbiam taką atmosferę - nie wiedzieć czemu daje mi ona wielką energię. Nie cierpię upałów.
Szybkim krokiem przeszłam przez ciemny park. Po drodze nikogo nie spotkałam. Dziwne. Powinno kręcić się tu wiele wampirów. Wzruszyłam ramionami. Być może wybrały się nad jezioro? Z tą myślą wkroczyłam do lasu. Od razu go polubiłam. Drzewa były naturalne, potężne i rozłożyste.  Każde wyglądało inaczej, nie to co w parku. Owinęła mnie tajemnica tego miejsca. Pozwoliłam, by wiatr bawił się moimi włosami. Poczułam wielką moc. Nigdy nie doznałam czegoś takiego. Miałam wrażenie, iż las chce mi coś powiedzieć. Powierzyć sekrety. Matka uwielbiała przebywać w puszczy. Zawsze powtarzała, że zmiennokształtni posiadają z nią szczególną więź. Wtedy nie rozumiałam o co jej chodziło. To było kiedyś. Wzięłam głęboki oddech, na sekundę wszystko ucichło.
A potem ruszyłam. Szybciej, lepiej niż kiedykolwiek. Mijałam głazy, drzewa, powalone pnie. Nie czułam zmęczenia. Biegłam nie wydając żadnego dźwięku. Zatrzymałam się dopiero na niewielkiej polanie. Usiadłam. Trawa była niezwykle miękka. Powoli rozejrzałam się dookoła. Właśnie wtedy zauważyłam postać patrzącą wprost na mnie.

<Lin?>

Od Lin - C.D Alex - end

- Tak, mi pasuje. Ja ciebie tylko ,,zahipnotyzowałam’’. Ale to plan awaryjny.- powiedziałam ze spokojem w głosie.
- To kiedy zaczynamy?- zapytał chłopak.
- Nie dziś, nie jutro, nie pojutrze. Muszę zrobić szczegółowy plan. Jak na razie zapomnij, że w ogóle rozmawialiśmy o tym. Ty ucz się panować nad swoją mocą, ja załatwię plan.
 Przez resztę drogi nie rozmawialiśmy.  Oboje byliśmy pogrążeni w swoich myślach.
 W pewnym momencie zauważyłam, że stoimy już pod budynkiem B.
- Znowu pomyłka.- chłopak popatrzył na mnie zdezorientowany- Twój akademik jest po drugiej stronie.
- No racja.- powiedział dosyć przygnębiony- No to do jutra.
- Do jutra.- powiedziałam i weszłam do budynku. Nikogo nie było na korytarzu. ,, No i lepiej.’’
Weszłam do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz, po czym usiadłam na łóżku i zamknęłam oczy. ,,Teraz, albo nigdy’’- pomyślałam. Postanowiłam wznowić zakazane zaklęcie obronne. Powinnam je przetestować. Nauczyłam się już je unicestwiać, po prostu muszę odczuwać silne emocje. Proste? Proste.
Był tylko mały problem. Muszę zrobić je z pamięci. Może się skończyć katastrofą, ale bez ryzyka nie ma wyników
- Zaklinam cię na wiatr i wichurę,
  Na mgłę i chmurę.- nagle poczułam, że zaczynam się unosić
- Na życie i śmierć,
  Na ciemności i światłości sens. - w tym momencie wyjęłam z pochwy, przypiętej do kamizelki, miecz. Długo mnie zastanawiało dlaczego nikt przedtem nie zwrócił na niego uwagi.
- Na świat cały,
  Na ból i cierpienie. - w tym momencie ciachnęłam mieczem swoją rękę. Poczułam jak krew wylatuje mi przez ranę. Otworzyłam oczy zobaczyłam, że krew zamiast kapać na pościel zaczyna się unosić.
- Z mojej krwi stwórz,
  Barierę potężną…- dalszego tekstu nie pamiętałam. Razem z krwią zaczęłyśmy opadać na łóżko.- Wspomnienia pokarz,- ponownie zaczęłam lewitować. Usłyszałam jak ktoś przechodzi po korytarzu. ,,A co jeśli, Alex mnie śledził’’- pomyślałam. Chwilę po tym zrobił mi się czarno przed oczami.
………………………………………………………………………………


Siedziałam przy stolę i czytałam książkę.
- Hej ponownie- powiedział znajomy mi głos. Choć sama tego nie chciałam, podniosłam głowę.- Co porabiasz?
,, Alex? Co ty tu robisz? Przed chwilą straciłam przytomność!’’- chciałam powiedzieć, ale nie mogłam. Jakaś siła wyższa mi na to nie pozwalała.
- Czytam.- powiedział głos wydobywający się ze mnie. ,,Czy ja wylądowałam w swoim wspomnieniu?’’- zastanawiałam się- ,, No tak. Musiałam pomylić słowa podczas wypowiadania zaklęcia! Niesamowite. Tylko jak cofnąć ten czar’’- w tym momencie wszystko zaczęło mi się rozmazywać. Zapanowała ciemność
……………………………………………………………………………………..
Otworzyłam oczy. Byłam w swoim pokoju. Nic się tu nie zmieniło. Rozejrzałam się dookoła. Krew, która przed chwilą się tu unosiła, zniknęła. Została tylko mała plamka na mojej koszulce. Na ręce miałam zaschniętą ranę. Za każdym razem gdy składałam w zaklęciu ofiarę z krwi, rana którą robiłam, zagajała się.
Naglę usłyszałam jak ktoś majstruje przy drzwiach. Szybko podbiegłam do nich i je otworzyłam.
- Alex, co ty tu robisz?- zapytałam osoby stojącej przede mną. Jednak to nie był on. 
- Wszystko dobrze?- na przeciwko mnie stał wychowawca klasy pierwszej, Max Sarren.
- Tak, wszystko jest w porządku. Czy coś się stało?
- Chciałem cię powiadomić, że jutro zaczynają się lekcje. No i jeszcze jedno. Będziesz miała współlokatorkę Dianę Calvino... Co ci się stało?!- wykrzykną nauczyciel patrząc na moją bluzkę, na której znajdowała się plamka krwi.
- Wylała mi się torebka z krwią. - skłamałam.
- Rozumiem. Jakby coś się stało to możesz na mnie liczyć.- powiedział, po czym skierował się w stronę wyjścia.
Zamknęłam drzwi, a następnie przewróciłam pościel na drugą stronę. Ciekawe co by było, gdyby moje współlokatorki zobaczyły plamę krwi na pościeli.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę wyjścia. Postanowiłam znaleźć spokojne miejsce gdzieś w lesie.
…………………………………………………………..
Znajdowałam się już nad jeziorem. Było piękne. Od idealnie gładkiej tafli wody odbijał się księżyc. Zbiornik wodny znajdował się w środku lasu pół godziny drogi od akademii.
Ciemność opanowywać już świat. W okolicy nie wyczuwałam żadnej żywej duszy. Idealnie.
Zdjęłam torbę i miecz. Szybkim ruchem wypchnęłam przed siebie ręce. Poczułam jak wiatr muska moją skórę. Powtórzyłam tę czynność kilka razy. Następnie zaczęłam kręcić rękoma w różne strony. Poczułam oplatające je zimne powietrze, po czym skierowałam ręce w kierunku wody. Wystrzeliłam z nich kulę z mgły. Leciała w szybkim tępię, po czym zderzyła się z taflą wody. Zniknęła. Na jeziorze pojawiły się koła fal (Ktoś wie jak to się nazywa?- Luna).
Zaczęłam się przyglądać wodzie, a następnie ruszyłam w kierunku akademii.
…………………………………………………………..
W okolicy nie było żadnych wampirów, co mnie dosyć zdziwił. Teraz była ich pora… Coś było nie tak.
Otworzyłam drzwi do pokoju. Zobaczyłam dwie śpiące dziewczyny. Od obu wyczuwałam kocią aurę. Wyglądały tak bezbronnie.
 ,,Mogłabym je zabić…’’- od razu powstrzymałam tą myśl. Byłam już zmęczona, więc zaczęły mi przychodzić do głowy brutalne myśli.
Bez przebierania się położyłam się na łóżku, po czym otulił mnie sen.

…………………………………………………………
Minori/Diana/Alex?Okazało się, że nie potrafię rymować ;.; A do tego się za bardzo rozpisałam… Ciekawe czy ktoś zdoła to przeczytać… Życzę powodzenia. - Luna