sobota, 5 lipca 2014

Od Picasa

Po wyjściu z pociągu i wzięciu walizek stanąłem sam na peronie pośród szarej masy ludzi. Każdy z nich się gdzieś śpieszył, a ja tylko stałem i patrzyłem za odjeżdżającym pociągiem. I tyle z Hogwartu- pomyślałem. Uśmiechnąłem się wspominając jak to bardzo czekałem na ten upragniony list z tą upragnioną pieczątką. W sumie prawdę mówiąc, to czekam nadal. Rozglądnąłem się dookoła szukając peronu 9 i ¾ z złudną nadzieją, że ta Akademia to przystanek między moim domem a Hogwartem pod przykrywką. Z zamyślenia wytrącił mnie głos pani mówiącej po francusku.
-Proszę opuścić peron. Zaraz przyjedzie następny pociąg. Proszę opuścić peron i udać się w swoim kierunku. Polecamy kawiarenkę i sklepik przy wyjściu z budynku.- powiedział monotonny, znudzony swoją pracą głos.
-Dobra, już dobra.- odezwałem się do niej i pobiegłem wraz z nurtem, z walizką na plecach w kierunku rzędu taksówek w celu wynajęcia jednej. Wiem że bieganie to zdrowie i w ogóle, ale komu chce się biegać jak ma możliwość spokojnej podróży w aucie?
Po nagłym zaskoczeniu taksówkarza moją nagłą obecnością w jego taksówce i wskazaniu mu celu mojej podróży, pojechaliśmy. Ze spokojem spoglądałem przez okno podziwiając widoki w tle przedpołudniowego słońca. Po pewnym czasie auto zatrzymało się przerywając moje zamyślenie.
Taksówkarz wysadził mnie w pobliżu Akademii bo sam nie mógł wejść bez zaproszenia. Po zapłaceniu, podziękowaniu i wzięciu walizki na plecy ruszyłem w kierunku bramy. Była duża. Czemu nie powiem, że ogromna? Może dlatego, że za nią stał ogromny budynek Akademii, który sprawiał, że brama była tylko duża w porównaniu z jego rozmiarami. Przekroczyłem próg i pierwsze co zwróciło moją uwagę to stadion i las. Dostrzegłem też w oddali jeziorko i kilka sklepów. Pewnie to było to „miasteczko” o którym czytałem w biuletynie załączonym do zaproszenia. Ale moja uwaga była skupiona głównie na budynku Akademii i „Bloku C”, czyli tymi budynkami po prawej stronie. W trakcie dążenia do mojego celu dostrzegłem kilka osób na „podwórku”.
-Eh…- Westchnąłem cicho. Jak ja czasem nie lubię rozmawiać z ludźmi. Postanowiłem cichaczem przemknąć do tego akademika, by mnie nie zauważyli.
Po szybkiej akcji, znalezieniu i wejściu do pokoju który mi przydzielono, zobaczyłem, że dwa pozostałe łóżka są już zajęte. Mam nadzieję, że nie będą zwracać na mnie uwagi- pomyślałem w duchu. Na szczęście jeden z nich, chyba wampir spał sobie spokojnie a drugiego nie było. Dzięki ci. Kiedy powkładałem moje rzeczy do szafy i innych miejsc, upadłem na łóżko i wyciągnąłem moje PSP. Nie chciało mi się wychodzić na dwór, zwłaszcza kiedy przesiadywali tam inni uczniowie. Po kilku godzinach grania, zorientowałem się, że większa połowa baterii się wyczerpała, a w tym pokoju nie było gniazdka z prądem. Postanowiłem zostawić resztę na jutro i poprzechadzać się oraz pooglądać tereny Akademii. Tak więc wyszedłem z pokoju, a potem z akademika by pozwiedzać.
Na razie zwiedziłem jezioro i jego tereny, stadion oraz miasteczko. Podczas chodzenia po lesie słyszałem wiele głosów, a między innymi:
-Ty, patrz. Jakiś nowy. Ciekawe co tym razem.- szybko powiedział jeden głos.
- Mam nadzieję, że jakiś spokojny. Bo tamte wampiry, co ostatnio, zakłócają tylko spokój lasu tymi swoimi zabawami.- odpowiedział mu równie szybko drugi.
- Nigdzie nie zaznam spokoju. Przenosiłem się w różne części lasu, ale te potwory są wszędzie.- żalił się trzeci.
- Dam jedną skarpetę za 16 orzechów-
- Ty, panie przestań mi stukać w mój dom!-
Było jeszcze wiele innych głosów mówiących i mających coś do powiedzenia, ale udało mi się je zignorować.
-Eh… - westchnąłem. No tak. Zawsze zapominam.
-Dzięki za informacje, do następnego- Mruknąłem w ich kierunku i poszedłem zwiedzić resztę Akademii, a przynajmniej tą część, która zawierała w sobie posiłek. Nic nie poradzę, że uwielbiam jedzenie.
Kiedy wszedłem do dużej sali zwącej się jadalnią, szybkim krokiem ruszyłem ku jadłospisowi.
Po dotarciu, zasmuciłem się, dziś nic ciekawego. Ale jutro? Jutro to będzie dobry obiad. Na tą myśl mój żołądek się uśmiechnął, a ja razem z nim. Musimy wytrzymać do jutra. Zerknąłem w stronę okien i zauważyłem, że ciemno się robi. Może lepiej już pójdę spać.
Po dotarciu do pokoju zobaczyłem, że te wampir gdzieś zniknął, zamiast niego na drugim łóżku leżał jakiś gość o brązowych włosach. Nie znam ich imion, więc będę ich chwilowo nazywać tak jak nazywam. Przeanalizowałem sytuację i oceniłem. Spoko. Nie ma problemu dopóki mnie nie zauważają. Dobra, chyba mogę spać normalnie i nie muszę być w jakimś stanie czuwania, nikomu nie podpadłem, nikogo nie zdradziłem, więc nic mnie nie goni. Z tą myślą klapnąłem na łóżko i zasnąłem szybciej niż zdążyłem mrugnąć.
Obudziłem się o 5 w nocy. Znowu. Nie, nie znowu. Jak zwykle. Jak zwykle samoistna pobudka o 5 rano i niemożliwość spania.
-Buuuu…- płakałem cicho w poduszkę. Czemu ja. Czemu zawsze ja.
No trudno, taki już mój los. Wziąłem PSP i jak jakiś nocny nerd, który nie umie przestać, wyczerpałem całą baterię do końca. Kiedy konsola wyłączyła się jak na złość w najlepszym momencie gry, podniosłem wzrok i zorientowałem się, że jest już dzionek. Nie chcę śniadania, mam niecne plany aby zjeść cały dostępny obiad. Niestety, muszę poczekać jeszcze kilka godzin. I tak leżąc sobie na łóżku w sztywnej pozycji jak jakiś faraon, przypomniało mi się, że wziąłem ze sobą książki. Doskonale, akurat jestem w trakcie ciekawej powieści fantasy. I tak minął mi cały czas, jakim był ranek i przedpołudnie.

<Tak. Wiem, za dużo westchnień. To mój słaby punkt ;-;
I przepraszam Rodney’a/Hafazę za kopiowanie, ale moim drugim słabym punktem jest to, że nie umiem wymyślić początku opowieści

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz