czwartek, 21 stycznia 2016

Od Argony C.D Saya

  Spojrzałam na chłopaka z piorunem w oczach, po czym szybko zeskoczyłam tuż przed nim na ziemię. Nie wahając się ani chwili, wycelowałam pięść w jego brzuch, jednak ku mojemu zdumieniu zdołał uniknąć ciosu. Zasymulowałam utratę równowagi, po czym, gdy próbował ją wykorzystać do efektownego podtrzymania mnie w pasie i powiedzenia "Trzymam cię mała", wykonałam kopnięcie w górę, trafiając w szczękę. Ruszyłam biegiem w kierunku lasu. Nie ubiegłam za daleko. Na samej granicy poczułam słaby impuls elektryczny. Kawałek dalej był już mocniejszy. Zatrzymałam się i podniosłam dłoń do szyi. Kilka milimetrów pod skórą wykryłam niewielkie, elastyczne zgrubienie. Przez chwilę stałam bez ruchu, zmysłami będąc wokół mojej szyi, badając każdy jej fragment, każde załamanie. Areszt akademicki. 
  Obróciłam się w kierunku, w którym zostawiłam chłopaka. Nie było go tam, co zapewne oznaczało, że próbuje się podkraść od tyłu czy coś w tym rodzaju. Spojrzałam przez świat wszystkimi zmysłami, by spróbować go wyczuć, jednocześnie nie dając nic po sobie poznać.
  Faktycznie. Wyczułam. Smród... najpaskudniejszy z paskudnych - smród wampira.
<Say?>

Od Haneko- C.D Say

Zamrugałam kilka razy zdziwiona tym, co zrobił. Miło mu i klepie mnie po policzku? Ciekawe, zaiste ciekawe… Mimo to uśmiechnęłam się przyjacielsko i pomachałam mu.
- Mnie również. Nazywam się Haneko lub jeśli wolisz, Neko - wciągnęłam głęboko powietrze i przyjrzałam się uważniej oczom chłopaka. Otworzyłam usta, by o coś zapytać, jednak w tym samym momencie zakręciło mi się w głowie. Najwyraźniej było to bardzo widać, bo usłyszałam trochę zmartwiony głos Saya.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jasne - uśmiechnęłam się trochę krzywo, podając mu do rąk mały, złoty dzwoneczek i puściłam je luźno w stronę ziemi. Powoli zaczęłam rozluźniać zaciśnięte na gałęzi nogi. Spojrzałam w dół i nieco się przestraszyłam, do trawy miałam spory kawałek. Wzięłam głęboki wdech i opuściłam się na ręce, po czym zrobiłam fikołka i wylądowałam na zgiętych nogach. Wyprostowałam się i szeroko uśmiechnięta spojrzałam na ciemnowłosego chłopaka.
- Nieźle - pokiwał głową z uznaniem, trochę ukrywając to pod rozbawieniem. Dygnęłam, dziękując w ten sposób za komplement. Spojrzałam prosząco na jego dłonie, w których nadal trzymał część mojej obroży.
- Mogłabym odzyskać moją własność? - spytałam grzecznie, po czym odebrałam błyszczący przedmiot - A powiedz… kim jesteś? - przekrzywiłam głowę w prawo. Złotooki popatrzył na mnie zaskoczony, a po chwili zaśmiał się serdecznie.
- A zgadniesz? - spytał z zadziornym uśmiechem.
- Ale ja nigdy nie miałam styczności z kimś takim jak ty... - powiedziałam powoli prostując głowę. Po chwili zrozumiałam jak to zabrzmiało - Znaczy… mam na myśli, kogoś, kto pachnie podobnie jak ty. Nie spotkałam się jeszcze z takim zapachem - wytłumaczyłam dokładniej i rozejrzałam się, kiedy do moich uszu dotarł ćwierkot jakiegoś ptaszka.
- Może jednak zgadniesz - zaśmiał się, również się rozglądając. Zastrzygłam uszami i zastanowiłam się przez chwilę. Od zawsze miałam kontakt, tylko z ludźmi. A on na pewno nie był człowiekiem. Kogoś takiego jak ja też nie przypominał. Jego zapach różnił się też od zapachu dyrektora. Zamknęłam oczy próbując przypomnieć sobie jakieś nadprzyrodzone stworzenia lub coś podobnego.
- Nie mam pojęcia - zaśmiałam się, a po chwili wypaliłam bez namysłu - Duch.
- Dotknąłem cię.
- Zmiennokształtny.
- Wyglądam dziko?
- Czarodziej.
- Czyżby udało mi się cię oczarować?
- Wampir.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc otworzyłam oko i ze zdziwieniem zobaczyłam, że chłopak uśmiecha się szeroko. Zrobiłam z ust „o” w szoku.
- Naprawdę? – spytałam, nie do końca wierząc temu uśmieszkowi.
- Naprawdę - zaśmiał się - No, a ty kim jesteś? I co to tak pachnie?
Wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się przez chwilę.
- Zdaje się, że to ja. Choć nie jestem pewna, chyba przywykłam do własnego zapachu - skrzywiłam się lekko - A jestem… w sumie to nie wiem, kim jestem - wzruszyłam ramionami, ruszając powoli w stronę najbliższej ławki. Wampir dotrzymywał mi kroku.
- Jak to nie wiesz kim jesteś?
- Wychowywałam się wśród ludzi - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się przyjaźnie - Nie miałam styczności z nikim innym - usiadłam po turecku na ławce i zaczęłam obracać w palcach dzwoneczek – Jak to się w ogóle stało? Że zostałeś wampirem i trafiłeś tutaj? – popatrzyłam na niego z szerokim uśmiechem – Zawsze mnie to ciekawiło.
<Say?>

Znowu nie wiem, jak zakończyć xd- Neko
I dobrze, bo nie możesz opisaćjego przeszłości xD- Aruccio

środa, 20 stycznia 2016

Od Saya- C.D Haneko

Spacerowałem po parku.
Sądziłem, że w Akademii będzie ciekawie. Ale nie. Było po prostu nudno. Może miało to związek z tym, że na razie nie było wspólnych zajęć, lub z tym, że spotkałem na razie dwie uczennice, a do mojego pokoju nie zawitał nowy lokator...
Co to za zapach?
Zatrzymałem się gwałtownie i wciągnąłem nieznajomy zapach. Nie znałem go. Nie znałem istoty, która pachniałaby podobnie...  no, może poza kotem. Ale nie był to kot, tego akurat byłem pewien. Ruszyłem powoli i cicho w kierunku, skąd, jak sądziłem , przybywał, aż w końcu stał się tak bardzo nie do zniesienia, że po prostu zatrzymałem się. Rozległ się dźwięk dzwoneczka gdzieś nade mną, a gdy spojrzałem w górę, zobaczyłem czarnowłosą dziewczynę, siedzącą ja gałęzi. Zdezorientowany zauważyłem kocie uszy i ogon. To rozwiewało wszelkie wątpliwości, czyj był nieznajomy zapach. Włożyłem ręce do kieszeni i uśmiechnąłem się szeroko.
- Hej!
Dziewczyna przez chwilę wyglądała, jakby miała spaść, przez co wystraszyłem się, ale w ostatnim momencie zawisła głową w dół tuż przede mną. Kilka sekund przyglądała mi się, po czym uśmiechnęła się, ukazując dziene, kocie ząbki.
- Hej.
- Kim jesteś? Co to za dziwny zapach?- nie powstrzymałem się od pytań, chociaż wiedziałem, że to niegrzeczne. Jej osoba zbyt mocno mnie fascynowała i mogłem mieć tylko nadzieję, że nie obrazi się za brak manier. Mimo to posłałem jej przepraszający uśmiech.
- Wybacz to jakże nienaganne zachowanie. Po prostu jestem zdezorientowany i zaciekawiony. Nazywam się Say, miło...- urwałem, gdy wyciągnąłem w jej stronę rękę. Wykrzywiłem ją pod innym kątem. Jak ja mam jej ją podać, skoro wisi do góry nogami? Bokiem, żeby iść na kompromis?
Po kilku sekundach myślenia... Poklepałem ją po policzku z szerokim uśmiechem.
- Miło mi.
<Haneko?>
Chyba udalo mi się wyrobić odpowiednią długość.

Od Haneko

Siedziałam w przedziale pociągu wciśnięta w kąt. Spod przymrużonych powiek obserwowałam krajobraz za oknem w holu, który łączył przedziały. Drzewa, drzewa i cały czas tylko drzewa. Chociaż nie. Były jeszcze wzgórza, pagórki i niezbyt wysokie góry. Zastrzygłam uszami, spodziewając się usłyszeć jakieś stłumione rozmowy lub coś podobnego, jednak wszystko co słyszałam to tylko stukot kół pociągu. Wydałam z siebie pomruk poirytowania i wydostałam się ze swojego kąta. Odsunęłam delikatnie drzwi przedziału i wystawiłam głowę na hol, w którym panował lekki przeciąg z powodu otwartego okna. Czyżby naprawdę nikogo tu nie było poza mną i maszynistą? Znaczy.. Mam nadzieje, że maszynista też tutaj jest. Rozejrzałam się nieco spanikowana na tę myśl, jednak szybko skarciłam się.
- Przecież skoro pociąg jedzie, to maszynista chyba musi tu być- mruknęłam sama do siebie nieco ponuro, a po chwili spytałam jeszcze ciszej - Prawda…?
Potrząsnęłam głową, próbując się uspokoić. Najwyraźniej na razie ta zmiana miejsca nie wychodzi mi na dobre. Nerwowo zamachałam ogonem. Im bliżej miejsca docelowego byłam tym bardziej ogarniał mnie stres i panika. Stres był zrozumiały nawet dla kogoś „normalnego”, ale panika dotyczyła tylko mnie. Przynajmniej tak na początku myślałam. Bałam się, że nie zaakceptują mnie takiej, jaką jestem. Po chwili oberwałam w głowę od samej siebie. Westchnęłam cicho.
- Muszę się uspoko… - urwałam nagle, słysząc ćwierkanie za oknem. Oczy automatycznie mi się zwęziły, a kocia natura pchnęła mocno w kierunku otwartego okna. Szybko wystawiłam głowę przez otwór i rozejrzałam się. Włosy związane w kucyk natychmiast zaczęły bić mnie po twarzy, targane wiatrem. Było to dość bolesne przeżycie, dlatego też szybko schowałam się z powrotem do przedziału. Na moje nieszczęście dzwoneczek od mojej pseudo-obroży zaczepił się o okno i nie mogłam się od niego odsunąć. Przez około minutę szarpałam się z tym, ponieważ nie chciałam zerwać wstążki, która była specjalnie szyta. W końcu, nieco wkurzona szarpnęłam się mocniej, a obroża puściła. Poleciałam do tyłu uderzając w drzwi do przedziału, odbiłam się od nich i runęłam do przodu na kolana. Przytrzymałam się na rękach, by nie upaść jeszcze bardziej. Lekko oszołomiona patrzyłam szeroko otwartym okiem prosto na podłogę wyłożoną czerwoną wykładziną. Po chwili z góry spadł złoty dzwoneczek, lądując obok mojej dłoni. Przeniosłam na niego zdziwione spojrzenie. W tej samej chwili z mojej szyi ześlizgnęła się obroża i delikatnie ułożyła na ziemi.
- Niemożliwe… - szepnęłam ledwo słyszalnie. W ułamku sekundy moje oczy stały się na powrót normalne, a pazury zniknęły. Usiadłam i pomału podniosłam obie rzeczy. Obchodziłam się z nimi tak delikatnie, jakby były najcenniejszymi klejnotami, jakie kiedykolwiek trzymałam w rękach. No cóż, dla mnie były to bardzo cenne rzeczy. Które zepsułam przez własną głupotę i nieokiełznane instynkty. Usłyszałam, że ktoś zbliża się do mojego wagonu, więc schowałam to co miałam w dłoniach do kieszeni spodni i natychmiast się podniosłam. Nie myliłam się. Wysoki ciemnowłosy mężczyzna oznajmił, że zbliżamy się do naszego celu.
***
Z myśli wyrwał mnie dopiero trzask zamykanych drzwi. Dopiero teraz zorientowałam się, że siedziałam w jakimś fotelu, a naprzeciwko po drugiej stronie biurka siedział brodaty mężczyzna o łagodnym wyrazie twarzy. Na głowie miał spiczastą czapkę w czerwonym kolorze ze złotym napisem „Wizzard” i szatę takiego samego koloru. Przynajmniej tak mi się wydawało, nie widziałam jej w pełni. Przekrzywiłam głowę w prawo, a lewe ucho oklapło mi nieco, kiedy przyglądałam się uważnie twarzy mężczyzny. Zastanawiało mnie kim był, ponieważ pachniał inaczej niż ludzie, z którymi miałam do tej pory styczność.
- Miło cię tutaj gościć, Haneko - uśmiechnął się delikatnie i, jakby mnie przedrzeźniając, przechylił głowę w lewo. Zamrugałam parę razy zdziwiona, prostując się - Mam nadzieję, że nie będzie to dla ciebie kłopot, ponieważ nie mamy w akademii zbyt wielu osób takich jak ty. Mam tutaj na myśli camini. Chyba wiesz o tym, że nie jesteś pospolita?
Skinęłam powoli głową, nie za bardzo wiedząc o czym mówi. Wizzard natychmiast dostrzegł moje zmieszanie, które starałam się ukryć i zaśmiał się życzliwie.
- No tak, zapomniałem, że nie miałaś w ogóle styczności z osobami takimi jak ty, więc nawet nie wiesz jak nazywa się twoja rasa - uśmiechnął się miło - Wydaję mi się, że będzie znacznie lepiej, jeśli sama spróbujesz się czegoś o tym dowiedzieć. Jak uważasz, Haneko? - spytał z uśmiechem, patrząc na mnie znacząco. Zawahałam się przez moment, a potem spytałam cicho.
- Czy mogłabym dostać jedno ciasteczko…?- zerknęłam w kierunku miski ukrytej za stertą papierów. Wizzard zaśmiał się głośno, podsuwając mi miskę prawie pod nos.
- Poczęstuj się. Tak coś czułem, że je wyniuchasz- uśmiechnął się- To już właściwie wszystko, co od ciebie chciałem. Przynajmniej jak na razie. Mam nadzieje, że nie będziesz miała problemów z dostaniem się do swojego pokoju. A teraz wybacz mi, mam spotkanie z jednym z nauczycieli.
Kiwnęłam głową, zwinęłam jedno ciasteczko z miski i wyszłam na korytarz, dziękując dyrektorowi. Rozejrzałam się po pustym korytarzu, zjadając ciasteczko, i ruszyłam w prawo. Nie miałam bladego pojęcia, dokąd idę, ale jednego byłam pewna. Nie chciałam na razie siedzieć w pokoju.
Postanowiłam pójść do parku. Wdrapałam się na najniższą gałąź jednego z drzew i usiadłam na niej, wyciągając z kieszeni zerwaną wstążkę i dzwoneczek. Podrzuciłam go w dłoni. Naprawdę nie miałam pomysłu, jak to naprawić. Odkąd pamiętam było to całe i jeszcze nigdy nie przydarzyło mi się coś takiego. Przybicie do tego miejsca nie rozpoczęło się zbyt radośnie, więc nie miałam powodu, by sądzić, iż dalszy pobyt przyniesie jakieś zmiany.
- Hej! – zawołał ktoś z dołu, a ja brutalnie wyrwana z myśli, po raz kolejny dzisiejszego dnia, zawisłam na gałęzi do góry nogami. Zacisnęłam nogi na gałęzi i przyjrzałam się żółtym oczom jakiegoś chłopaka. Po chwili uśmiechnęłam się szeroko pokazując mu swoje kiełki.

- Hej.
<Say?>

"Myślisz, że jesteś sprytny? Spróbuj przechytrzyć kota"- Haneko Fumi


Imię: Haneko (Neko bądź Nekuś, to drugie ją nieco drażni)
Nazwisko: Fumi
Płeć: kobieta
Rasa: Camini
Wiek: przypuszczalnie 19 lat
Urodziny: 23 czerwiec
Wygląd: Bardzo niska, ma około 160 cm wzrostu, czarnowłosa dziewczyna o dużych kocich uszach i zwinnym ogonie. Długie włosy dla wygody związuje w końskiego kuca. Grzywka po prawej zasłania opaskę na oko, która przykrywa również bliznę pod ślepiem. (Edit: Say ją namówił i już nie nosi)  Ma duże kocie oczy, lewe oko jest zielone. Kocie kły są przeważnie widoczne, ponieważ Neko bardzo często się uśmiecha. Na szyi nosi niebieską wstążkę z dzwoneczkiem, która robi za swego rodzaju obrożę.
Zazwyczaj ubiera dość... Hm… Oryginalnie. Lubi podkreślać swoje kształty i kocie atrybuty. W jej ubiorze zawsze znajdzie się jakiś niebieski akcent.
Głos: Youtube
Charakter: Jako że Haneko jest poniekąd spokrewniona z kotem, posiada cechy i zachowania, które ją do niego upodabniają. Niektórzy bardzo trafnie twierdzą, że Neko przypomina czasem małego kotka, który chce się ciągle bawić, wszędzie go pełno i tylko czeka, aż się odwrócisz, żeby coś nabroić. Z pewnością, podobnie jak kot, chodzi własnymi ścieżkami i raczej nie ma w zwyczaju słuchać się innych, jeśli nie ma na to wyraźniej ochoty. Bywa uparta bardziej niż osioł, chociaż w wyjątkowych sytuacjach potrafi ustąpić. Jest dziewczyną ambitną i przebiegłą, która jest gotowa zrobić wszystko, no prawie wszystko, by osiągnąć upatrzony sobie cel. Nie znaczy to jednak, że dąży do niego po trupach. Zawsze mówi to, co myśli, nie lubi ukrywać prawdy, chyba, że chodzi o jej osobę, i oczekuje tego samego od innych. Haneko cechuje otwartość i optymizm, w każdej sytuacji stara się doszukiwać pozytywnych cech. Czuje się znacznie lepiej, gdy wie na czym stoi, dlatego preferuje otwarte rozmowy. Kiedy czuje się zagrożona, potrafi pokazać pazury i mocno nimi zadrapać, z tego też powodu nie warto zbliżać się do niej, kiedy ma jeden z swoich gorszych dni.
Są trzy rzeczy, którymi nigdy w świecie nie pogardzi. Są to: jabłka, na których punkcie ma obsesję; słodycze, choć raczej nie powinna ich jeść, bo wtedy bywa trochę nad aktywna; i pieszczoty- jak to kot. Dla jabłek i dla ludzi, którzy są dla niej ważni, jest w stanie zrobić wszystko, bez wyjątku. Za tych, których kocha jest w stanie oddać własne życie, żeby tylko być pewną, że nic im się nie stanie.
Historia: Trudno opowiedzieć o sobie coś, kiedy nawet nie wiesz, ile dokładnie masz lat, kim byli twoi rodzice i gdzie się urodziłaś. Odkąd Haneko pamięta, wychowywała ją starsza kobieta, której, jak ona sama twierdzi, mała Neko spadła do ogródka prosto z drzewa. Kobieta oczywiście wychowywała ją na początku w ukryciu, jednak w końcu Neko musiała pójść do szkoły. Uszy i ogon tłumaczyła zamiłowaniem do kotów i chęcią upodobnienia się. Gorzej było z wytłumaczeniem ostrych zębów i wielorazowych wyskoków dziewczyny powodowanych kocimi pragnieniami, którym po prostu nie potrafiła się oprzeć. Jednak mimo tych wszystkich przeszkód dorastająca dziewczyna radziła sobie coraz lepiej i lepiej z własnymi słabościami. Mając 12 lat zaczęła tańczyć i śpiewać, co, szczerze mówiąc, wychodziło jej bardzo dobrze. Rok później dołączyła do szkolnej kapeli i zaczęła występować na scenie. Ale przecież ludzie zawsze się do czegoś przyczepią, więc bardzo szybko zaczęli narzekać na uszy i ogon Haneko. Musiała ulotnić się z miasta. Przypadkiem trafiła na ślad Akademii Tenebris i jeszcze większym przypadkiem udało się jej tutaj dostać.
Rodzina: Haha, brak.
Ranga: -
Klasa: 1 klasa
Pokój: 1
Partner: -
Inne zdjęcie:
Właściciel: Neko
Kontakt: Miśka098 (howrse); GG - 45845869 (łatwiej mnie złapać, gdyby ktoś coś); miskazhwr@gmail.com

wtorek, 19 stycznia 2016

Od Saya- C.D Gabrieli

Zastanowiłem się chwilę, aż w końcu odpowiedziałem:
- Nie. Piję, kiedy zrobię się głodny lub kiedy wiem, że w najbliższym czasie mogę mieć bardzo ograniczony dostęp. Ogólnie mój przyjaciel, Hush, ma kilku ludzkich znajomych i po prostu z nich piję. On też. Jak trzeba, to skorzystam z przetrzymywanej krwi...- skrzywiłem się, a zaraz potem spojrzałem radośnie- I chyba nadchodzi to trzeba. Albo znajdę jakiegoś chętnego ucznia. Abo uczennicę- zmarszczyłem brwi, udając, że się zastanawiam.
Gabriela odstawiła kolejny pusty kubek i otworzyła usta, by prawdopodobnie zawołać po kolejny, gdy nagle drzwi knajpki się otworzyły i weszło trzech... nie byli wampirami. Ludźmi też nie. A, pomyłka. Jeden był człowiekiem. Pachniał dość pysznie. I wyglądał, jakby nie do końca czuł się tu swobodnie. Obok stała niska kobieta, która wyglądała całkowicie jak człowiek, ale miała nieludzki zapach... (domyślnie magini- Aruccio). Trzecia osoba, wysoki mężczyzna, pachniała... zwierzęciem. Zmiennokształtny? Nigdy żadnego nie spotkałem, więc nie mogłem określić... a może ten, jak to się nazywało... camini? Tego to w ogóle podobno rzadko spotkać...
- Słyszałam, że coś się tu wydarzyło- odezwała się jedyna kobieta w przybyłym trio.
- Tak- odpowiedziałem ostrożnie- Ale już jest dobrze. Sytuacja opanowana.
Spojrzenie nieznajomej padło na siedzącą obok Gabrielę. Zmarszczyła brwi.
- Powinnaś pilnować głodu- skarciła ją.
Zobaczyłem, że wampirzyca się nachmurzyła. Ktoś tu popełnił błąd...
<Gabriela?>
Sądzę, że Gabriela mogłaby się zdenerwować, że ktoś ją karci, więc pozwoliłam sobie tak napisać. Pasuje? ;)

Od Gabrieli- C.D Saya

Byłam Sayowi wdzięczna za pomoc... a nawet bardzo. Nikt do tej pory nie udzielał mi takiej pomocy. Myślałam, że jeszcze trochę i zejdę. Z początku się zakrztusiłam, kiedy poczułam ciecz w ustach. Na szczęście zapach uświadomił mi, że to była krew, nawet dobra i piłam małymi łyczkami. Nie chciałam się znów zadławić. Biorąc pod uwagę to, iż leżałam na jakiejś miękkości… pewnie na kanapie w restauracji.
Im więcej wypijałam krwi, tym szybkiej odzyskałam wzrok i widziałam jak złotooki wampir trzymał litrowy kubek, w której tkwiła słomka. To w ten sposób mi podawał. Kiedy spojrzałam na towarzysza, ujrzałam zmartwione spojrzenie.
- Wszystko w porządku? - spytał cicho.
- Tak... tak, w porządku - odpowiedziałam ociężale i próbowałam się podnieść do pozycji siadu. Oczywiście z pomocą Saya. Normalnie bym go odepchnęła, gdyż nie chciałam, aby ktoś mi pomagał. Jednak sytuacja była wyjątkowa, więc pozwoliłam mu.
- Jezu, dziewczyno! Kiedy ostatnio piłaś!? – dopytał, pod rozbawieniem ukrywając zmartwienie, a ja zabrałam od niego kubek i piłam dalej.
- Dwa dni temu. Ja posilam się jedną/dwoma torebkami dziennie. Zawsze o tej samej porze- jak z tabletkami antykoncepcyjnymi- dodałam w myślach, połykając kolejne porcje i zrobiłam umartwione spojrzenie. Przypomniałam sobie moment z Budapesztu. Po chwili uśmiechnęłam się życzliwie i wyjęłam z kubka słomkę. Chciałam jednym haustem wypić zawartość kubka. Po czym krzyknęłam głośno - Jeszcze jednego!
- Łał! widzę że masz apetycik - zaśmiał się radośnie mój kumpel.
- Jak widać. A ty? Jak się posilasz? Masz swój harmonogram posiłków? - spytałam zaciekawiona. Ja mu powiedziałam, więc teraz... jego kolej.
<Say?>

Od Saya- C.D Argony

Był pochmurny dzień, więc postanowiłem pospacerować i poszukać nowych uczniów. Gabriela wybyła się przespać, przez co nie miałem, z kim sobie pogadać...
Usłyszałem cichy trzask otwieranego okna i spojrzałem zaskoczony na damski akademik. Okno pokoju Gabrieli się otworzyło, pojawiła się czyjaś noga, która- jak od razu zauważyłem- nie należała do wampirzycy. Czy ona czasem nie mieszkała sama? Okłamała mnie czy ktoś przypadkiem do niej dołączył, ale nie zdążyła mi powiedzieć...?
Podszedłem pod okno. Czarnowłosa dziewczyna- nie człowiek, ale też nie wampir, na razie nie umiałem określić, kto- wychodziła po cichu. Chciała uciec?
- Heeej!- pomachałem jej z szerokim uśmiechem.
<Argona?>
Chciałam napisać, że się wzdrygnęła i na niego spojrzała, ale nie wiem, czy nie zamierza go z miejsca zaatakować xD- Aruccio

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Od Argony

  Białe loczki. Beznamiętny błysk ciemnych oczu. Cios i ciche słowo "przepraszam". Jego sens nie dotarł do mnie, zanim osunęłam się w pustkę. Potem. Długo potem, gdy moją świadomość rozjaśniło uderzenie o coś twardego głową. Chwila badania i wiem, że leżę na podłodze. Wszytko się trzęsie. Podskakuje. Przed moimi oczami nadal jest jedynie ciemność. Mam coś na głowie? Próbuje poruszyć rękami, jednak ciężki metal ogranicza moje ruchy. Podobnie ze stopami. Czuję, jak skóra parzy mnie w miejscu styku z metalem. Srebro...? Opierając się o ścianę przechodzę do pozycji siedzącej. Ze spuszczoną głową lustruję pomieszczenie. Metaliczne dźwięki. Niewielka przestrzeń. Tłumione wycie wiatru. Szum drzew, jakby z oddali. Są zielone, ciemne, kolczaste. Słońce musi delikatnie grać na koniuszkach szpilek, padać na soczysty mech, na brązowe, zeschłe igły. Droga leśna. Trawy ocierają się o boki pojazdu. Zarośnięta. Bez znaczników. Ciężki teren dla dużego pojazdu. Jednego? Dwóch? Trudno mi to określić. Strzygę lekko uszami, próbując wyłapać więcej detali. Na nic. Cela jest nieźle wygłuszona. 
  Powracam myślami do niedawnych wydarzeń. Wolność. Niewola. Ucieczka. Wolność. Odwieczny cykl życia. Teraz przyszedł czas na ucieczkę. Ocieram głowę o ścianę. Worek nie ustępuje. Dobrze zawiązany. Próbuję przemiany. Parzy, parzy parzy! Od razu powracam do zwykłej postaci. Dyszę lekko. Jestem pewna, że na nadgarstkach i kostkach pojawiły się pęcherze ropne. Ból przywraca mnie do świadomości, wyganiając z tego świata. Polana w środku lasu. Jasne promienie słoneczne wyłaniają się zza szarych chmur. Sosny szumią miarowo. Przechadzam się powoli, łapy zatapiają się w miękkiej trawie po kostki. Węszę. Rozglądam się. Las wydaje się spokojny, jednak tętni życiem. Trzeba znaleźć. Znaleźć, upolować i zjeść. Smak krwi i mięsa w pysku powoduje, że napływa mi ślinka do ust i ścieka po brodzie.
  Moczy tkaninę worka. Nagłe szarpnięcie sprawia, że lecę do przodu. Zapada cisza. I tylko czyjeś korki opodal. Przede mną wrota rozwierają się z trzaskiem.Unoszę głowę.Wyraźnie pojaśniało. Postać stawia ciężkie kroki nóg, obutych w ciężkie buty, po metalowej podłodze. Szarpnięciem podrywa mnie z mojego miejsca i wyrzuca w światło. Lecę chwilę, po czym upadam na zakurzoną ziemię. Przetaczam się, nieporadnie staram wstać. Ponowne szarpnięcie, warczy coś do mnie w tym świszczącym języku. Z tonu głosu i kilku poznanych już wcześniej słów, najczęściej używanych w języku polskim wnioskuje, że każe mi iść. Ruszam przed siebie, co jakiś czas obracana i popychana przez mężczyznę.
  Potykam się o stopień. Jeszcze kilka i zmiana atmosfery. Pomieszczenie. Ciepłe. Światło musi padać do środka przez szpary w zasłoniętych oknach, bo wokół panuje półmrok. Inne kroki z naprzeciwka. Brutalnie ściągają mi z głowy worek.
  Pomieszczenie było dość wszechstronne, na oknach faktycznie wisiały zasłony, a przede mną stał nieco tylko ode mnie wyższy mężczyzna w czerwonym stroju ze złotymi elementami i szpiczastym kapeluszem w tym kolorze z wyszytymi na nim gwiazdkami i napisem "wizzard". Miał białą brodę i dość dobrotliwy wygląd. Mogłabym go nawet polubić, gdyby nie fakt, że nadal byłam skuta i nie w nastroju do lubienia kogokolwiek.
  Powiedział coś świszczącego do mężczyzny, który mnie tu przyprowadził i zostaliśmy sami. Badałam go wzrokiem, dokonując skomplikowanych symulacji ucieczki z tego miejsca. Nie wiedząc gdzie jestem. Nie wiedząc, ilu przeciwników się spodziewać. Ze skrępowanymi rękami i nogami. Bez broni. Bez możliwości przemiany. Bez znajomości języka. Bez pieniędzy. Najdalej docierałam w symulacji bolesnej przemiany, rozerwania więzów i utraty na zawsze dolnych części kończyn. Najdalej, jednak nie dość daleko.
- Spodziewaliśmy się ciebie później - powiedział uprzejmym tonem. - Widać nie było korków na drodze. 
  Drgnęłam, zdziwiona znajomą mową. Nie był to mój język ojczysty, jednak niemal równie dobrze mi znany. Bliski. Mimo to nie odpowiedziałam, nie dając po sobie poznać, że rozumiem.
- Witam w Tenebris Academy! Polska liga zmiennokształtnych strasznie na ciebie narzekała. Ponoć złamałaś kilkanaście punktów ich kodeksu i musieli interweniować. Jak to dobrze, że trafiłaś do nas, a nie od razu do celi śmierci! - ciągnął. - Mam nadzieję, że uda nam się pomóc i następnym razem nie będziesz sprawiać tylu problemów.
  Mrugnął porozumiewawczo okiem. Moje rysy twarzy przekształciły się nieco. Uniosłam wysoko podbródek, wyprostowałam się. Na ustach gościł kpiący uśmiech. Wyzywałam.
- Obawiam się, że nie zabawię tu dostatecznie długo - powiedziałam kpiąco. - Mam pociąg o 16, więc lepiej mnie nie zatrzymuj wizzardzie.
- Dobrze, dobrze. Jak tylko ukończysz szkołę będziesz mogła pójść, gdzie zechcesz. - Pstryknął i kajdany opadły. Nie czekałam. Wystrzeliłam do przodu. Ciężar ciała i chwila zaskoczenia przygniotły czarownika do ziemi. Przyciskałam dłonie do jego szyi, kciukiem szukając punktu, którego uciśnięcie powoduje natychmiastową śmieć, gdy jakaś potężna siła odrzuciła mnie do tyłu i przygniotłam do ściany.
- Nic panu nie jest, panie profesorze? - spytał mężczyzna, ubrany w jasną koszulę i marynarkę, pomagając wstać nauczycielowi. Jego ciemne włosy opadały na jego niezwykle przystojną twarz. Moje oczy podpowiadały mi, że jest wampirem, jednak wszystkie pozostałe zmysły umieszczały go w kategorii ludzi.
- Tak, w porządku - czarodziej wymruczał niemrawo, rozcierając szyję. - Coś czuję, że wychowawca pierwszej klasy nie będzie miał prostego zadania.
- Na to wygląda - obrzucił mnie nieprzychylnym spojrzeniem. - Co by pan radził z nią zrobić, panie dyrektorze?
- Mieć na oku. Na razie możesz ją umieścić w pokoju ostatniej uczennicy. W razie czego zawsze można ją przenieść do lochów.
  Poczułam, że zgniatająca mnie siła zwalnia swój uścisk. Stanęłam pewnie na nogach i powoli podeszłam do mężczyzn. Obrzuciłam ich wyniosłym spojrzeniem.
- W takim razie niech mi pan wskaże pokój - oznajmiłam.
  Ciemnowłosy zmarszczył brwi i skrzywił się. Jak zauważyłam ten wyraz wcale nie oszpecił jego twarzyczki. A wręcz przeciwnie. Dodał jej wyrazistości.
- W tamtym kierunku - wskazał dłonią.
  Wzruszyłam ramionami i ruszyłam, nie czekając na dalsze słowa. I tak przecież nie zamierzam zostać tutaj długo. Weszłam do pierwszego-lepszego pokoju o niewyszukanej różowo-różowej kolorystyce i jednym łóżku zajętym. Ktoś na nim cicho pochrapywał. Na innym, tym przy oknie, leżała torba, zapewne z moimi rzeczami. Otworzyłam ją i przejrzałam. Wzięłam kilka najpotrzebniejszych broni i otworzyłam okno. W chwili, gdy była w połowie na zewnątrz, a w połowie w środku coś się wydarzyło.
(ktoś?)

Od Saya- C.D Gabrieli

- Oj oj- dziewczyna straciła świadomość w moich ramionach- Ciekawe, kiedy piła ostatnio...
Rozejrzałem się.
- Idźcie sobie- rozkazałem, siląc się na uprzejmość wobec przystających ludzi. Bez problemu podniosłam nieprzytomną wampirzycę i zaniosłem do Sanguinem.
- Mogę prosić o pomoc?- zawołałem, bo nikogo nie widziałem.
- Dobry dzień. Co sobie pan...- urwał i spojrzał podejrzliwie, zauważając Gabrielę.
- Zemdlała- wyjaśniłem, ostrożnie układając ją w rogowej kanapie- Przypuszczalnie z głodu. Może pan dać jej krew?
Mężczyzna szybko zniknął na zapleczu, a ja usiadłem obok nieprzytomnej i przyjrzałem się pomieszczeniu. Knajpka była przytulna i ukryta w półmroku, co było plusem, zważając na docelowych gości. Zamiast zwyczajnych krzeseł były wygodne kanapy. Dominowała czarnoczerwona kolorystyka- jakże trafnie. Zastanawiał mnie brak klientów, ale z drugiej strony, jaki wampir wychodzi na zewnątrz w taki słoneczny dzień... prócz znudzonych i głodnych uczniów Akademii, rzecz jasna.
Zerknąłem na Gabrielę. Kiedy ostatnio się pożywiała, że aż zemdlała? Jak dobrze pamiętałem, tylko raz zdarzyło mi się zemdleć- i było to, gdy Hush, mój przyjaciel i nauczyciel, sprawdzał, jak długo wytrzymam. Gdy się obudziłem, karmił mnie swoją krwią, bo w pobliżu nie było ludzi... Gdyby nie fakt,że byliśmy w nadnaturalnym mieście, też musiałbym dać Gabrieli własną krew. W sumie nie przeszkadzałoby mi to, chociaż doświadczenie picia z kogoś to dość... ciekawa sprawa.
Mężczyzna w końcu wrócił z zaplecza z litrowym kubkiem i słomką.
- Pełnowartościowa- oznajmił, podając mi rzeczy. Przytaknąłem. Powinno wystarczyć, przynajmniej na obudzenie. Ostrożnie włożyłem słomkę i wsunąłem drugi koniec między wargi dziewczyny. Siłą grawitacji krew spłynęła do jej gardła. Na ułamek sekundy się zakrztusiła, ale potem zaczęła przełykać małymi łyczkami.
<Gabrielo?>
Tylko się nie wystrasz, że Say cię karmi, haha ;D- Aruccio

Od Gabrieli- C.D Saya

W głowie mi się telepało od tego pragnienia krwi. Myślałam, że jeszcze trochę i zaraz zejdę... Nawet nie potrafiłam skupić się na podziwianiu miasteczka. A co gorsza, słońce wręcz grzało nie miłosiernie. Czułam się niczym zombie. Dopiero teraz przypomniałam, że ostatni posiłek miałam dwa dni temu. Zatrzymaliśmy się  przy jakiejś knajpce, gdzie wyczuwałam zapach krwi i spojrzenie mego kumpla. W tej chwili nic nie czułam po za pragnieniem. Widziałam, jak Say szedł przodem do knajpy, kiedy ja ledwo doczłapałam. Dopiero wtedy złotooki zatrzymał się w progu i odwrócił w moją stronę. Niezbyt mnie to teraz interesowało, co robi.
- Co jest?- uśmiech zniknął z jego twarzy. Zauważył osłabienie.
- Say... wez... wij... leka... rza - powiedziałam ociężałym głosem, po czym poczułam jak padałam na kolana, a z kolan na twarz. Po chwili poczułam jak ktoś mnie obejmował i lekko potrząsał, po czym nastała tylko ciemność.
<Say?>
 Żeby nie było... Gabriela zemdlała z powodu niedoboru krwi ^^ - Ivy
Taa, jasne xD A może urok złotookiego ją tak powalił?- Aruccio

sobota, 16 stycznia 2016

Od Saya- C.D Gabrieli

A kogo obchodzą zasady? Przecież powiedziałem Sandrze, że to akademia i zasady są po to, by je łamać. Tym bardziej, że ani ja, ani Gabriela nie dostaliśmy żadnych informacji na temat naszego pobytu w ośrodku.
Wampirycznym tempem znaleźliśmy się w wąskiej uliczce miasta,z której wyszliśmy do innych ludzi... chociaż zauważyłem, że nie są to tylko zwykli śmiertelnicy. Wiedziałem Ignotusie wystarczająco, ale co wiedziała Gabriela? Może nie miała pojęcia, że takie coś istnieje, a nawet jeśli, że są tu tylko istoty nadnaturalne? Zerknąłem na nią tak, by nie zauważyła. Nie wydawała się zaskoczona. Ciekawe. Ukrywa czy wiedziała?
Nagle pewna knajpka wpadła mi w oko i zaśmiałem się. "Sanguinem" nie było oryginalną nazwą, bo znaczyło po prostu "krew", ale tym, co mnie rozbawiło, było logo, czy raczej zastąpienie litery "n" wampirzymi zębami (mam nadzieję, że rozumiecie xD- Aruccio)
- Sprawdźmy tam- wskazałem ją wciąż ze śmiechem- Jestem pewny, że mają tam coś dla nas.
Dyskretnie sprawdziłem, jak zareagowała na logo knajpy. Jedna reakcja mogła wiele powiedzieć.
<Gabriela?>
Podoba mi się określenie "złotooki" <3

Od Gabrieli- C.D Saya

Nagle Say zwrócił uwagę na moją skórę i to że bije ode mnie zimno. Dotknęłam swojej twarzy i przyjrzałam się skórze na dłoni. Cholercia... miał rację. Na dodatek zaczęło mi się kręcić w głowie. Faktycznie potrzebowałam krwi. Kiedy ostatnio piłam krew? Kurde mój mózg chyba musi przejść formatowanie, ponieważ ledwo co pamiętałam. W końcu Say zaproponował wypad do miasta i wraz z ugaszeniem pragnienia, zaproponował zakupy. W sumie trochę o tym samym pomyślałam, gdyż nie posiadałam dużo rzeczy w plecaku.
- Doskonały pomysł. Ja też muszę się jakoś urządzić – powiedziałam po chwili, a potem poczułam, jak pan wesołek chwycił mnie za nadgarstek i szybko ciągnął mnie za sobą.
- Tylko nie wiem, czy mogę opuszczać teren kampusu! - zawołałam trochę przejęta, lecz złotooki chyba to zignorował, gdyż nim się obejrzeliśmy, byliśmy poza murami szkoły i udając się w stronę niewielkiego miasteczka niedaleko.
W głębi ducha ucieszyłam się z tego, że Say nie uważał mnie za kryminalistkę lub morderczynię. Zwłaszcza jeśli w grę chodziło o wrobienie. Tylko miałam nadzieje, że ojciec się o tym nie dowie i sam nie zacznie mnie szukać.
<Say?>

Od Saya- C.D Gabrieli

- Co to za mina?- wyszczerzyłem się- Dla mnie się nie zmieniłaś. Skoro mówisz, że to nie ty popełniłaś morderstwo, to dlaczego miałbym ci nie wierzyć? Nie mam powodu do braku wiary w twoją wersję.
Więc dlatego tu wylądowała. Ciekawe, czy Vlad o tym wie? Może przyjdzie po nią? Mógłbym  go poznać? Fajnie by było...
- Tak w ogóle- nachyliłem się do niej- Jesteś bardzo blada. I zimno aż z ciebie promieniuje. Nie potrzebujesz czasem krwi? Chętnie wybrałbym się do miasta, ugasił pragnienie i przy okazji zaopatrzył swój pokój. Idziesz ze mną?
<Gabriela?>
Błagam, nie mów "nie", bo skończysz fabułę. A nie chcesz chyba skończyć fabuły? XD

Od Gabrieli- C.D Saya

Kiedy wypytywał mnie o ojca, myślałam że jeszcze trochę i szlag mnie trafi. Ojciec... to jest jeden z tematów, o którym najmniej chciałabym porozmawiać. Dlatego szybko urwałam temat, zbywając go lekceważąco ręką. Pewnie myślał, że spacerek po kampusie trochę mi poprawi humor i stanę się dla niego bardziej otwarta. Trochę się pomylił. W prawdzie było mi trochę weselej, ale nie aż tak. Całe szczęście uszanował moją niewerbalną prośbę i ustąpił. W końcu zapytał mnie, co ja tu w ogóle robię, a na to mogłam mu powiedzieć. Od razu moja mina nabrała spokojniejszego, aczkolwiek trochę zmieszanego wyrazu.
- Cóż... to trochę długa i pokręcona historia, Może od razu przejdę do sedna – powiedziałam na jednym wydechu i zaczerpnęłam świeżego powietrza i kontynuowałam- Znalazłam się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze. Powiedzmy, że ktoś mnie wrobił w morderstwo i przez to uważają mnie za zagrożenie dla społeczeństwa. Dopóki śledztwo trwa i nie złapią prawdziwego sprawcy, to będzie moje więzienie- wywróciłam oczami i westchnęłam ciężko. Ciężko mi było o tym mówić, ale co poradzić. Teraz mój kompan będzie mnie uważać za kryminalistkę, chodź niczego nie zrobiłam. Kurde, ale wdepnęłam w niezłe bagno. Nie ma co.

<Say?>

piątek, 15 stycznia 2016

Od Saya- C.D Gabrieli

Hmm. To może być ciekawa znajomość. Wypuściłem dziewczynę, a ta odetchnęła i spojrzała z lekkim wyrzutem.
- Więc- uśmiechnąłem się szeroko- Opowiedz mi o swoim ojcu. Jaki z niego tata? Jest szansa, że go spotkamy? Może jest gdzieś blisko? Wiesz w ogóle, gdzie jest? Na pewno wiesz. W końcu to twój ojciec…
Zobaczyłem na jej twarzy cień niezidentyfikowanego, negatywnego uczucia. Spojrzałem zaniepokojony.
- Co jest? Powiedziałem coś nie tak? Jeśli tak, to przepraszam…
Machnęła ręką lekceważąco, zbywając pytania bez słów. Przez chwilę patrzyłem z niepewnością. Mam drążyć, czy dać spokój? Co będzie lepsze? Gdy ją spotkałem, nie była w humorze, ale miałem wrażenie, że nasze podróże po ośrodku ją trochę rozweseliły. Nie miałem ochoty teraz tego zepsuć. Co zrobić?
- Dobra- powiedziałem powoli- Jeśli nie chcesz mówić, to zostawię ten temat. A czy jeśli spytam, co córka Vlada Draculi, legendarnego wampirycznego władcy robi w akademii, to będzie źle?
Nie wiedziałem, że tu jest córka Tepesa. Skrzywiłem się mentalnie. Nie wiedziałem. Jak ja tego nienawidzę…
<Gabrielo droga? :3 >
Jeśli miałaby jednak coś odpowiedzieć na to pytanie, to krzycz XD Nie wiedziałam, co zrobić. Zawsze możesz mi powiedzieć, to urwę w tym momencie i pozostawię ci odpowiedź. Mówiłam, że to nie muszą być długie posty ;)- Aruccio



Od Gabrieli- C.D Saya

Obudziłam się z wielkim bólem głowy w nieznanym mi dotąd pomieszczeniu.  Z początku nie widziałam wyraźnie, lecz szybko odzyskałam wzrok. Wtedy w oczy uderzył mnie obrzydliwy różowy kolor ścian. Wtem zwróciłam uwagę na to, że leżałam na czymś miękkim i pokryta czymś ciepłym. Spojrzałam po sobie i zobaczyłam białą kołdrę. Jeszcze bardziej zaskoczona zmusiłam się do siadu i rozejrzałam się wkoło.  Jak zdążyłam zauważyć, pomieszczenie było przeznaczone dla trzech osób. Po za „moim” były jeszcze dwa łóżka. Jedno łóżko znajdowało się pod oknem, a drugie po prawej stronie drzwi. Zaintrygowała nowym otoczeniem, wstałam z wyrka i poszłam zbadać kolejne pomieszczenia. Zauważyłam, iż znajduje się tu szafa, a tuż obok drugie drzwi. Od razu tam podeszłam i otworzyłam drzwi. Za nimi kryła się łazienka z umywalką, prysznicem z zasłonką i ubikacją. Sprawdziłam lustro i odkryłam za nim półkę. Leżała na niej mała karteczka z drukowaną notką „Na krew medyczną”. Momentalnie się zdziwiłam, bo ten kto mnie tu przywlókł wiedział kim jestem.
W tej chwili zwróciłam na łóżko, z którego się zwlekłam i zastanowiłam się. Co to cholera za miejscówka i co do diabła tu robię. Próbowałam sobie przypomnieć coś, sprzed trafienia tutaj… ale marnie mi to szło. Jedyne, co pamiętałam, to fakt, że biegłam ciemnymi ulicami Paryża, a potem zderzenie z chodnikiem, gdy nogi się poplątały, a na końcu ciemność. Jakby ktoś włożył mi worek na głowę albo wsadził do niego mnie całą. Gdy zgięłam rękę w nadgarstku, syknęłam z bólu i spojrzałam na nią. Widać było odciski lin, jakby ktoś mnie związał. Kurna. Kobito, myśl! Musisz coś pamiętać! Moje rozmyślanie przerwało skrzypienie do drzwi.
- Widzę, że śpiąca królewna się obudziła - usłyszałam czyjś sarkastyczny, kobiecy głos. Obrzuciłam nowoprzybyłego zirytowanym spojrzeniem, gdyż ta miała czelność nazywać mnie królewną, a nią nie byłam od dobrych paruset lat.
Przed sobą miałam kobietę o czarnych, dziwnie zaczesanych włosach i niebieskich oczach. Ubrana była w pomarańczowy golf, bordową spódniczkę i czarne buty na obcasie. Tak samo jak ja ją, obrzuciła mnie zirytowanym spojrzeniem.
- Kim pani jest?! - spytałam oschle niebieskooką.
- Nazywam się Sandra i uczę w tej szkole wampiry - oznajmiła szorstko. Zdziwiłam się. Czy ja dobrze usłyszałam?
- Eee, co proszę?
- Och zapomniałam, że przysłali cię tu nie przytomną. Otóż panno Tepes, znajdujesz się w Tenerbis. Akademii w której uczą się nie tylko ludzie o niezwykłych zdolnościach, ale także istoty, których istnienia nie pojmują zwyczajni śmiertelnicy - nadal mówiła tym swoim sarkastycznym, podniosłym tonem. Jakby kogoś chwaliła. To mnie totalnie skołowało... Tenerbis? Coś mi się obiło u uszy... CHWILA MOMENT!
- Skąd pani wie kim jestem!? - krzyknęłam zszokowana.
- Cóż... Łowcy cię tu przywieźli. W dość nie typowy sposób - tu uśmiechnęła chytrze.
- ŻE CO!? Jak to możliwe!? - krzyknęłam jeszcze głośniej. Tak głośno, że czarnowłosa musiała zakryć sobie uszy, bo ogłuchnie.
- Ciszej co!? Bo zaraz ogłuchnę przez ciebie...
- Dobra, dobra... ale też wyluzuj. A mogę wiedzieć, jak tu trafiłam?
- Cóż, panno Tepes... albo raczej księżniczko Tepes…
- Tylko nie księżniczko!
- Okej. Co za bulwers. Panno Tepes. Zostałaś tu sprowadzona przez łowców, pod zarzutem zamordowania grupy ludzi w Budapeszcie - to co Sandra powiedziała, wywołało u mnie wielki szok, ale coś sobie przypomniałam. Przypomniał mi się moment, kiedy byłam w nocy na dworcu kolejowym. Jednak kiedy się pojawiłam, to grupka martwych ludzi już tam była... Chciałam stąd odejść, gdy w drogę weszli łowcy wampirów i... teraz wszystko ułożyło w logiczną całość.
- Ale to nie byłam ja! Chyba pani im nie uwierzyła! - krzyknęłam pretensjonalnie, ale damulka jak widać to olała.
- Nie mnie osądzać bez dowodów. Jednakże śledztwo trwa i dopóki nie znajdziemy sprawcy, nie masz prawa opuszczać akademii. Musisz nauczyć się żyć w społeczeństwie, bo na chwilę obecną stanowisz zagrożenie dla otoczenia - oznajmiła niebieskooka surowym tonem i szybko wstała, mając zamiar mnie zostawić. Dopiero w tej chwili przypomniałam sobie, iż przy sobie miałam swój plecak podróżny i miecz.
- Hej, gdzie są moje rzeczy?! - krzyknęłam wkurzona. Pani Sandra obrzuciła mnie groźnym spojrzeniem.
- Zostały skonfiskowane, kiedy cię tu przywieziono. Jak coś to sprawę załatwiaj u dyrektora. Lub wychowawcy- powiedziałam ze stoickim spokojem i trzasnęła drzwiami. Jeju... a do mnie mówiła, że taki ze mnie bulwers.
****
Jakieś pół dnia zajęło mi szukanie dyrektora w celu odszukania rzeczy i na razie dupa. Szukałam praktycznie wszędzie i nic nie znalazłam. Znudzona tymi poszukiwaniami zatrzymałam się w czymś co przypominał mix parku z lasem i usiadłam na ławeczce. Zaczęłam myśleć o tym czego się dowiedziałam dziś rano. Zamknęłam oczy, aby wszystko sobie poukładać, ale wiedziałam jedno. Zostałam wrobiona w tamto morderstwo i chętnie dowiem się kto był faktycznym mordercą. Och jak ja go dorwę, to... w tym momencie poczułam jak ktoś tyka moich ramion i na twarzy czułam czyiś oddech.
- Cześć! - zawołał głośno, a ja otworzyłam oczy zaskoczona. Nade mną stał człowiek o ciemnobrązowych włosach, złotych oczach i aparycji dwudziestolatka. Ów nieznajomy uśmiechał się jak głupi do sera, to jeszcze miał czelność mnie dotykać bez mojej zgody.
- Nie cześć - odpowiedziałam krótko i szybko wstałam z ławki. Stojąc do niego tyłem skrzyżowałam ręce na piersi.
- Czyżby koleżanka wstała dziś lewą nogą? – spytał ów przybysz, dodatkowo wprawiając w stan furii. Nikt nie będzie się ze mną spoufalał. A już zwłaszcza mężczyźni, którzy mają "świńską" naturę.
- Posłuchaj no! Nie jestem twoją koleżanką, ani tym bardziej nie mam ochoty na pogaduchy z takimi jak ty. Od rana mam ciężki dzień, więc jeśli ci życie miłe, to w tył zwrot i zejdź mi z oczu! Zrozumiano!? - krzyknęłam głośno, lecz chyba nie robiłam na nim wielkiego wrażenia, gdyż nadal się do mnie uśmiechał miło i życzliwie.
- Spokojnie, zrozumiałem, ale jak masz problem, to mi powiedz. Chętnie pomogę - oznajmił po chwili i oparł się o ławkę, co mnie momentalnie zdziwiło i przyprawiło o lekki rumieniec. Przecież nie powiem mu, że potrzebuje pomocy. Mam swój honor i nie będę go szargać.
- Więc jak? Chcesz pomocy? - spytał po paru chwilach ciszy i skinął głowę na bok. Tym razem jego uśmiech był delikatny i dzięki temu sprawiał wrażenie miłego i sympatycznego gościa.
- No bo... bo... szukam dyrektora - oznajmiłam zażenowana, gdyż przeczuwałam, iż to będzie ujma na moim honorze. Cóż... mówi się trudno. Co za wstyd. Ja, wielka i potężna wampirzyca, mięknę przy pierwszym lepszym chłopaku, który życzliwie się do mnie uśmiechał! Co za porażka…
- Dyrektora, powiadasz? Hmm...
- Pomożesz? - spytałam unosząc lewą brew, gdy poczułam uścisk na jednym z moich nadgarstków.
- Chodź, poszukamy dyrektora! Też chętnie go poznam - zawołał radośnie i zawlókł mnie w stronę budynku szkoły. Aż się zdziwiłam jego postępowaniem. Myślałam, że jak się na niego wydrę czy coś, to zostawi mnie i nie będzie próbować się zbliżać, a tu takie coś...  Zastanawiałam się przez to, czy to ja zwariowałam czy może świat. Nie miałam pojęcia.
****
Nieznajomy pokazał mi plan szkoły, gdzie był spis wszystkich pomieszczeń, a po pięciu minutach znaleźliśmy się pod gabinetem dyrektora, gdzie czekały na mnie moje bagaże, które skonfiskowano mi je bezczelnie. tak po prostu leżały! Na korytarzu! Błyskawicznie je zgarnęłam i przycisnęłam do siebie, jakby to był mój skarb najcenniejszy ze wszystkich.
- Spokojnie, dziewczyno. Przecież nikt ci tego nie ukradnie - zawołał wesoło złotooki, a ja spiorunowałam go spojrzeniem. Jak widać, to też na niego nie podziałało. Nagle zobaczyłam jak facet patrzył się na moją czarną pochwę z mieczem i zadał kolejne pytanie zaciekawiony- A po co ci ten nożyk do kopert?
- Nie twój interes... - odpowiedziałam nadymając policzki niczym obrażone dziecko.
- No weź... jesteśmy kolegami, więc mogłabyś powiedzieć. Tak ładnie proszę - w tym momencie złotooki zrobił wielkie oczka i minę szczeniaczka błagającego właściciela o trochę jedzenia. Zaczęłam trochę chichotać pod nosem.
- Jeśli zasłużysz - oznajmiłam z wrednym uśmieszkiem, kiedy złotooki zrobił minę w stylu "Wyzwanie zaakceptowane".
- To powiedz mi co mam zrobić by zasłużyć.
- Na początku... powiedz mi jak masz na imię.
- Okej... ogólnie nazywam się Say Aruccio - powiedział i wyciągnął do mnie rękę.
- Say? A czy to aby czasem nie jest żeńskie imię?- spytałam trochę zdziwiona i podniosłam brew.
- Cóż. Tak się składa, że nie. Ale zabawne, bo Sandra też mnie tak stwierdziła - zaśmiał się wesoło. Już widzę go w czapce klasowego błazna. Niestety zachichotałam pod nosem, gdyż zobaczyłam to w swojej wyobraźni. Na szczęście jakby tego nie zauważył- A ty jak masz na imię? - spytał w przerwie między salwami śmiechu.
- Gabriela Tepes - oznajmiłam trochę nie śmiało. Nie wiedziałam, jak zareaguje, kiedy dowie się, iż jego nowa znajoma to córka legendarnego Draculi, postrachu Turków i inne sraty-taty. Kiedy spojrzałam na twarz Saya, miał wlepiony we mnie wstrząśnięty wzrok. Oboje stanęliśmy na moment jak wryci.
- Tepes… Tepes... od legendarnego Vlada?- upewnił się.
- Taaak - powiedziałam niepewnie. Spodziewałam się najgorszego, gdy niespodziewanie Aruccio rzucił się na mnie i uwięził w żelaznym uścisku.
- Tak się cieszę, że mogę być twoim przyjacielem! To było moje marzenie, poznać kogoś kto jest spokrewniony z wielkim Vladem Draculą! - wykrzyczał wręcz szczęśliwy, a jego uścisk stał się jeszcze ciaśniejszy niż przedtem.
- Dobra! Say! Udusisz mnie! - krzyknęłam w agonii, błagając Boga o trochę powietrza. Coś czułam, że to będzie bardzo ciężki dla mnie czas. Zwłaszcza że muszę znaleźć mordercę z Budapesztu i oczyścić swoje dobre imię.
<Say?>

Powiem jeszcze, bo nie dopisałam w poście, że powinnaś opisać spotkanie z dyrektorkiem, i właściwie wtedy przerwać posta, ale jak wspomniałam, każdy kiedyś zaczynał ;) Tylko pamiętaj, że to nie sąposty na bloga z opowiadaniem,któe muszą mieć po 2000 słów :D- Aruccio

A to było moje skojarzenie, gdy ją przytulił *obrazek ze słodkiego flirtu* Nie te postacie, ale jednak XD Powiedz, że nie ;D Zaś zadługi przypis...

czwartek, 14 stycznia 2016

"Prawdziwy wróg nigdy cię nie opuści."


Imię: Argona (Zdrajca, Ponury Żniwiarz, Kitsune)
Nazwisko: Ryuketsu
Płeć: kobieta
Rasa: Zmiennokształtny
Wiek: 39 lat
Urodziny: 29 luty
Wygląd: Argona nie jest zbyt wysoka, za to szczupła i umięśniona. Ma czerwone, puste oczy i niezbyt długie i poszarpane, czarne włosy. Na karku ma tatuaż w kształcie kodu kreskowego. Zazwyczaj nosi czarne bluzy z kapturem, pod którymi ma wysoki, zapinany na zamek błyskawiczny kołnierz. Do tego nosi czarne bdu bądź w ostateczności dresy. W kwestii obuwia posiada specyficzny gust, właściwy raczej niedoszłym żołnierzom, metalowcom czy harcerzykom. Glany. Nosi je do wszystkiego. Uważa, że najlepszym dodatkiem do sukienki są glany po uda. Na szyi zawsze nosi nieśmiertelniki, do których doczepiony jest również nabój kalibru 1,7 mm oraz nordycki symbol. Zazwyczaj nie nosi ze sobą broni. A przynajmniej nie takiej, która może być ujrzana przez postronnego obserwatora. Wyjątkiem jest para pistoletów MAG-07, robionych na specjalne zamówienie, które czasami nosi na specjalnym pasie, na plecach.
Zdolność: przemiana w białego lisa
Głos: Mad Hatter - zazwyczaj, You can be king again - na prawdę
Charakter: Zdrajca jest. To jedyne zdanie, którego nie można o niej powiedzieć. Czasem wydaje się, że istnieje w równoległym wymiarze i wsłuchuje się w jego głosy, czasem myślisz, że stoi i cię słucha, a ona już dawno poszła. Jest niepokojącym typem. Jeszcze bardziej niepokojące potrafią być jej towarzyskie zachowania, gdy wydaje się być normalna, uśmiechając się i mówiąc prawdę w żywe oczy. A gdy zwraca oczy na ten świat zdecydowanie widzi za dużo. Jest aktorem i to nie tylko z profesji. Najbardziej przeciętna, grana przez nią postać jest pozerem. Kpiarzem, udającymi silną i niezależną kobietę. Kamidere, tak bym to określiła. Nie musi stawać na stołku, by nagle zaczęło ci się wydawać, że patrzy na ciebie z góry.
Jej prawdziwa natura? Argona jest rozdarta i niestabilna. W swym wnętrzu nawet bardziej, niż na zewnątrz. Gdyby dało się wniknąć do jej wewnętrznego świata to okazałoby się nagle, że ściany pięknej świątyni zostały zawieszone w stanie między odbudową a zawaleniem. W cieniu nieliczne rozbłyski światła tworzą tęczę we fragmentach luster rozbitych wspomnień, szklanych rozbitych marzeń. Ponuro. Smutno. Pięknie.
Historia: Argona urodziła się w kraju niewielkim, acz bogatym. Mianowicie w Szwajcarii. Wielkie korporacje, banki, świat spowity cieniem - to był jej świat. Nic nie jest takie, jakim się wydaje. Mała dziewczynka doświadczyła to na własnej skórze, gdy jako dziecko została odebrana rodzicom przez komornika, jako spłatę rachunków, których nie było. Początkowo nie wydawało jej się to złe, ludzie, do których trafiła pozwolili jej uczyć się sztuki aktorstwa, która to zawsze była marzeniem tej małej istoty. Jednak potem, stopniowo i powoli, tak, że dziewczynka nawet nie zauważyła, w jej ćwiczenia zaczęły się wkradać elementy niewłaściwe dzieciom. Sama nie spostrzegła jak do tego doszło, a gdy się zorientowała, było już za późno. Ciało chłopca leżało u jej stóp nieruchomo. Została za to pochwalona, dorośli wyglądali na szczęśliwych. Ale we wrażliwej duszy artystki pojawiła się skaza. Pogłębiała się ona coraz bardziej. Przy każdym wzniesieniu noża, przy każdej zatrutej igle wbitej w ciało. Ostatni milimetr został jednak przełamany znacznie później. Po tym wydarzeniu miała zostać po cichu zlikwidowana, jednak nabyte w ciągu lat umiejętności pozwoliły jej uciec.
Całkiem nieźle ułożyła się w niewielkim państewku, zwanym "Polska", jednak nie zdążyła się zadomowić, a nawet dobrze nauczyć języka, bo wynikły pewne... ekhem... trudności, natury psychicznej, objawiające się w wahaniach mocy. Rząd Polski nie mógł tego tolerować i wkrótce zasadzili się na Zdrajce. Zasadzka nic nie dała. Nie właściwie nie dałaby, gdyby wśród zasadzających się nie było pewnego "szczwanego żołnierza", który przechytrzył dziewczynę i przyczynił się do jej ujęcia. Jak wiadomo Argona jest osobą dziwną... ale on był dziwniejszy.
Tak oto nasza niezrównoważona psychicznie, niedoszła aktorka, pokonana przez zwykłego szeregowca trafiła do Akademii, z której, ku jej zgrozie i niedowierzaniu, nie dało się uciec. A przynajmniej ona nie mogła.
Rodzina: nie wie, co się z nimi stało
Ranga: -
Klasa: 1 klasa 
Pokój: 1
Partner: brak
Inne zdjęcia: -
Właściciel: Argona
Kontakt: ketsurui

Od Saya

Był wieczór. Wielki budynek Akademii dość upiornie majaczył przede mną. Wyszczerzyłem się. Będzie ciekawie czy nudno- a wtedy zwieję? Jak dotąd nikogo nie spotkałem. Gdzie są wszyscy? Śpią? Robi się ciemno, to fakt, ale to akademia, tu nie ma czegoś takiego, jak śpiący uczniowie... poza tym są tu wampiry. Wyczuwałem je w pokojach. Dlaczego tylko nie ma ich tutaj?
- Hej!
Odwróciłem się na pięcie do wysokiej wampirzych zmierzającej w moją stronę.
- Co tu robisz?- spytała, zatrzymawszy się przede mną. Miała długie, ciemne włosy i błękitne oczy. Przyjrzałem się. Dziwnie ułożone włosy. Część była zaczesana do kucyka, ale druga strona opadała na bok skrócona. Nauczycielka czy uczennica?
- Sam się zastanawiam- wyszczerzyłem się pogodnie- A gdzie powinienem być?
- W swoim pokoju! Nie udawaj niewiniątka!- warknęła. Spojrzałem zaskoczony.
- Co ci się stało? Nie bądź taka zła! Nie mam pokoju. Jestem nowy.
Wyczułem zmieszanie, ale zręcznie ukryła je pod maską zaskoczenia.
- Nowy uczeń? Dyrektor nie wspominał o nowym uczniu. I czemu przyjechałeś tak późno?
- Pociąg miał opóźnienie- wzruszyłem ramionami z uśmiechem- Kim jesteś? Nauczycielem czy uczniem?
- Jestem Sandra- mruknęła z lekką złością. Chyba mnie nie polubiła...- Uczę wampiry. A ty jak się zwiesz?
- Będziesz mnie uczyć!- ucieszyłem się- Say Aruccio.
- A, o takiej osobie słyszałam- uśmiechnęła się złośliwie- Ale myślałam, że to uczennica.
Nie dałem się sprowokować.
- Mogłabyś zaprowadzić mnie do mojego pokoju?
- Oczywiście.
Ruszyła w stronę, jak się domyśliłem, męskiego akademika, więc ruszyłem za nią. Moja torba podobno została już tu przywieziona. Plecak miałem na ramieniu. Wampirzyca zatrzymałą się przed wejściem do budynku.
- To jest męski akademik- wskazała go- Nie wejdę tam jako kobieta, więc musisz sobie sam poradzić. Dam ci przykład przestrzegania zasad. Obyś więcej razy nie złamał regulaminu!- ostrzegła- Nie chcę cię widzieć na zewnątrz pod wieczór bez zgody.
- Jesteśmy w akademii- rozłożyłem ręce z niedowierzaniem- Spodziewasz się, że wszyscy będą tu grzeczni? Szczególnie ci, których tu uwięzili?
- Nie uwięzili cię- zauważyła zimno.
- Kto powiedział, że mówię o sobie?- uśmiechnąłem się szeroko. Zmierzyła mnie zdenerwowanym spojrzeniem, ale nie skomentowała tego.
- Pierwsze drzwi po prawej- powiedziała tylko i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Przez chwilę patrzyłem na ciemny teren Akademii, a potem wzruszyłem ramionami i poszedłem do pokoju, który mi wskazała.
Pomieszczenie było większe, niż się spodziewałem. Mogłem swobodnie poruszać się po pokoju, mimo dwóch łóżek dostawionych do rogów pod oknem zasłoniętym ciemną kotarą zapewne dla wampirów. Trzecie łóżko, te najbliżej wyjścia, stało, stykając się dolną ramą z drugim. Po prawej od wejścia, tam, gdzie mogłoby stać czwarte, ulokowano sporą szafę. I tak pewnie jej nie użyję... Obok szafy była łazienka. Także całkiem spora. Zajrzałem za lustro. Pusty schowek na dwie, trzy torebki krwi. Wziąłem moją torbę i wsunąłem ją pod osobne łóżko pod oknem. Miałem nadzieję, że nie popełniam błędu, lokując się obok okna... padłem na łóżko z ciężkim westchnięciem. Normalnie poszedłbym na zewnątrz, w końcu noc to pora wampirów, ale byłem zmęczony podróżą. Postanowiłem odpocząć.
***
Słońce mnie nie obudziło. To raczej fakt, że odespałem podróż, to zrobił. Zebrałem się i rozciągnąłem. Teraz będę musiał przeżyć cały dzień ze słońcem... jak to tu działało? Zajęcia wieczorne, żeby wampiry mogły funkcjonować... fajnie w sumie. Kiedyś miałem guwernera, ale akademia to coś innego... Zorientowałem się, że zasnąłem w normalnych ciuchach...szybko je zrzuciłem, tak samo adidasy i przebrałem się w mój typowy ubiór,którego nie powinienem mieć w towarzystwie- starte jeansy, czarno czerwona koszula flanelowa z podwiniętymi do trzy czwarte rękawami i brak butów- o ile można było to nazwać częścią ubioru.
Wyszedłem przed budynek, trzymając się cienia stworzonego przez daszek nad wejściem. Chociaż właściwie słońce jeszcze nie grzało mocno, bo nie było wysoko... Błyskawicznie przedostałem się na skraj parku. Był wystarczająco zalesiony, by nawet młody wampir bez obaw mógł się poruszać. Rozejrzałem się. Była tak wczesna pora, że nikogo nie widziałem... a, stop... ktoś siedział na ławce. Nie widziałem, co robi, rozpoznałem tylko damską sylwetkę. Wyszczerzyłem się. Akademickie życie czas zacząć. Podszedłem do niej i nagle położyłem ręce na jej ramionach.
- Cześć!- odezwałem się z szerokim uśmiechem.
<Ktoś coś dokończy? Argona, Ivy?>
No, Argony teoretycznie jeszcze nie ma, ale to szczegół...



Wystarczy dać szanse, a wszystko można zmienić...- czyli Gabriela Tepes


Imię: Gabriela
Nazwisko:  Tepes
Płeć: Kobieta
Rasa: Wampir
Wiek: Około 500 lat
Urodziny: 29 października
Wygląd: Długie, szatynowe włosy z czego jeden pukiel jest zawiązany na warkoczyk, ciemnobrązowe oczy, jasna i gładka cera, kolczyk na lewym uchu w kształcie krzyża.  Uwielbia ubierać się na sportowo i grunge. Lubi kraciaste koszule, jeansy i trampki w kolorach jasnej zieleni i fioletu. Zawsze można ją spotkać z ciemnozieloną bandanką obwiązaną wokół szyj. Zawsze widziana jest z mieczem  wystającym zza jej pleców.
Zdolność:
Charakter: Przeciwieństwie do pozostałych księżniczek, nie jest kapryśna ani rozpieszczona. To zahartowana i doświadczona przez życie. Zazwyczaj jest osobą ponurą i zamkniętą w sobie osóbką. Można powiedzieć, że ma tzw. stoicki spokój i nic jej nie wzruszy, jednak gdy ktoś nadepnie na przysłowiowy odcisk, to radzę wiać. Wręcz nienawidzi, jak ktoś wyręcza ją w różnych czynnościach, gdyż to przypominało przeszłość na królewskim dworze, gdzie na każde skinienie miała służących. Twierdzi, że przez luksusy zepsuły jej ojca i przez to znienawidziła życie na zamku. Mimo tej ponurej otoczki, potrafi się uśmiechnąć lecz trzeba wiele wysiłku aby tak uczynić. Lubi też wycinać komuś kawały... czasem aby zabić nudę, albo by zemścić się na tych, którzy jej podpadli. Od czasu do czasu bywa pomocna. Czasem ta pomoc jej bezinteresowna, a czasem w zamian "prosi" o drobne przysługi. Od czasu przejawiają się resztki rycerskiego honoru, ale czasem można je pomylić z dumą.
Historia: W przeszłości była kiedyś Rumuńską księżniczką i córką Vlad'a III Tepes'a (Dracula), którą ten zmienił w wampira. Niestety dworskie życie jej nie odpowiadało, zwłaszcza że jej ojciec zanurzał się coraz głębszej rozpuście po śmierci matki dziewczyny. Dlatego postanowiła opuścić zamek (W przepraniu mężczyzny) i tułała się  po świecie przez pięćset lat. Przez ten czas nabywała swoich umiejętności jak władanie mieczem, który otrzymała od swojego mistrza. Jednak nie zdała sprawy z tego, że ojciec nasłał swoich rycerzy, aby sprowadzili "córkę marnotrawną" do domu. Sporo walczyła z nimi, aż pewnego dnia została złapana przez łowców wampirów i zawlekli ją w pewne miejsce, gdzie według nich nauczy się życia w społeczeństwie ludzkim.
Rodzina:
Vlad III Dracula, zwany Tepesem (Ojciec)
Mirena (Matka)
Ingeras (Młodszy Brat)
Ranga:
Klasa: 1 klasa
Pokój: 1
Partner:
Właściciel: IvyStone
Kontakt: GabrielaNosfaratu@gmail.com, IvyStone344

środa, 13 stycznia 2016

Teoretycznie możesz być wolny. Praktycznie jesteś uwięziony przeszłością- czyli Say Aruccio

A oto pierwszy uczeń Akademii, twór mojej chorej wyobraźni, Say!




Imię: Say
Nazwisko: Aruccio
Płeć: mężczyzna
Rasa:  Wampir
Wiek: 354 lata
Urodziny: 13 stycznia
Wygląd: Say jest średniego wzrostu wampirem o wyglądzie dwudziestoczterolatka. Mimo swojej drobnej postury jest silny, a stalowe mięśnie, zbudowane jeszcze za ludzkich czasów, mogą zachwycić. Ma sięgające trochę przed ramiona włosy koloru ciemnobrązowego. Oczy w przeciwieństwie do włosów, są jasne, miodowe. Wampir jest prawie zawsze uśmiechnięty i nastawiony do wszystkich przyjaźnie, jednak zdarzają mu się napady, kiedy chce udawać złego, cynicznego wampira...
Jego typowymi ubraniami jest ciemna koszula flanelowa, a pod nią krótki rękaw, odsłaniający dobrze zbudowane mięśnie. Koszula często jest podwinięta do łokci i rozpięta. Na nogach nosi jeansy, które czasami może podeptać bosymi stopami. Nie lubi butów, a jeśli już, to adidasy.
Zdolność: jest w stanie usunąć wspomnienie. Zależy od siły ofiary, jak szybko, i czy w ogóle, je odzyska (oraz umowy między graczami)
Głos*:  -
Charakter: Say jest z natury przyjacielski, do wszystkich się uśmiecha. Jeśli ktoś go obrazi lub zdenerwuje, to jest w stanie utrzymać miły uśmiech, nawet mówiąc niemiłe rzeczy. Jest otwarty i głośny, zazwyczaj chętnie przyjmuje wyzwania. Pod tą przykrywką beztroskiego wampira kryje się osoba planująca i obmyślająca różne plany (nie zawsze złe). Nie lubi o czymś nie wiedzieć, co sprawia, że jest ciekawski.
Historia: Say urodził się we Włoszech jako syn bogatego mieszczanina. W wieku dwudziestu paru lat poznał Justusa, czarnowłosego mężczyznę, który stał się jego przyjacielem… czy kimś takim. Elementem być może znaczącym jest fakt, że sypiali ze sobą, jednak nie z miłości. Say nie zamierzał nic takiego robić, ale Justus go… namówił. Pozostali przyjaciółmi do końca- nawet do chwili, gdy chłopak się dowiedział, że Jus nie jest człowiekiem. Co prawda było wtedy sporo paniki, ale w końcu się pogodzili. Po jakimś czasie Say bardzo chciał stać się wampirem… i namówił przyjaciela, by ten go zmienił.
Gdy narodził się jako nieśmiertelny, znalazł Justusa jako kupkę popiołu na kanapie. Jego stwórca zabił się, zostawiając list o tym, jak bardzo żałuje zmienienia go i jak bardzo chciałby go zabić wraz ze sobą, a nie umie.
Próbował się przystosować do życia jako krwiopijca, aż w końcu znalazł go inny wampir i mu pomógł. Żyli wspólnie, dopóki Say nie dowiedział się o miejscu zwanym Akademią Tenebris- i postanowił się do niej udać z czystej ciekawości.

Rodzina: brak, chyba, że liczyć stwórcę, Justusa Sawdarka
Ranga: 
Klasa: 1 klasa
Pokój: 1
Partner: -
Inne zdjęcia*:
Właściciel: Aruccio





RE-BIRTH DAY


Nowe narodziny! Niegdysiejsza Akademia Crossa powraca pod nazwą Tenebris Academy, Akademia Tenebris. Odnalazłam kilka starych kontaktów i czekam na odpowiedzi z ich strony. Z radością za to witam jedyną, z którą do tej pory się skontaktowałam: Argonę! Mogę też podziękować Ivy za dołączenie do naszego, małego na razie, grona :)
Nie usuwam poprzednich postów, bo żal mi je posłać w eter, to są świetne historie. Jestem pewna, że kiedyś będę je chciałą wszystkie na nowo przeczytać ;) Ten postjest oddzieleniem Akademii Crossa od Akademii Tenebris.
To są nowe narodziny~!
Aruccio (aka Lestat)
 A to piosenka "Re-birthday" w polskim wykonaniu NekoTakei.Uwielbiam! <3