poniedziałek, 7 marca 2016

Od Argony cd. Say'a

  Chłopak chwycił mnie w pasie. Niemal natychmiast się wyrwałam i stanęłam kilka kroków przed nim, patrząc na niego gniewnie.
- Co ty wyprawiasz? - warknęłam. - Miałeś mnie powalić, a nie zgrywać dżentelmena!
- A co bym zrobił, gdybym cię zranił? - spytał. - Pewnie byś mnie potem za to zabiła!
- Na tym polega to zadanie - mruknęłam i widząc baczne spojrzenie nauczyciela z samoobrony wróciłam do mojego partnera. - Było prawie dobrze, gdybyś wszystkiego nie zepsuł. Jeszcze raz!
  Ale od powtórzenia chwytu uratował go... dzwonek. Prawdę mówiąc myślałam, że lekcja będzie dłuższa, jednak przywitałam go z ulgą. Na następnych zajęciach nie będzie przecież niezbędna współpraca międzyrasowa czy choćby międzyludzka. Od razu chwyciłam bluzę i przerzucając przez ramię wyszłam z sali gimnastycznej. Tym razem jednak nie popełniłam tego samego błędu co poprzednio i nie poszłam przodem właściwie nie wiadomo gdzie, tyko zaczekałam, aż pierwsze osoby wyjdą z przebieralni i chyłkiem udałam się za nimi do kolejnej klasy. Czekał mnie jeszcze długi dzień, na szczęście na razie wolny od tego wampira...
  Jednak już po ostatnim dzwonku konieczność opracowania projektu wróciła do mnie z nieprzyjemnym uczuciem zwanym pospolicie "niechcemisie". Wzięłam jednak z pokoju zeszyt i przybory do pisania, i wyszłam na dwór. Znalazłam sobie wygodnie miejsce koło schodów i zastanowiłam się, gdzie właściwie taka wycieczka mogłaby prowadzić. Jednocześnie miałam cichą nadzieję, że Say'owi zachce się spacerów i zgarnę go do pomocy, bo jakoś kompletnie nie miałam pomysłu, co zrobić. Na dodatek nie znałam okolicy. Która w tym momencie była irytująco cicha. Z westchnieniem niezadowolenia wstałam i trzymając zeszyt pod pachą ruszyłam do męskich akademików. Po drodze nie spotkałam nikogo na korytarzach, ale jakoś specjalnie się tym nie przejęłam. Może mają jeszcze jakieś dodatkowe lekcje? Weszłam do jednego z  zamieszkałych pokoi męskich bez pukania. Jakiś blondyn siedział na swoim łóżku, trzymając skrzypce w dłoni i sunąc delikatnie po strunach smyczkiem. 
- Ej, ty. Mieszka tu Say? - spytałam nieco namolnym tonem pozera, przybierając dumną pozę i zakładając ręce na piersi.
  Blondyn przerwał na chwilę grę i spojrzał na mnie z ukosa.
- Być może - mruknął. - A ty jesteś...?
- Jego panem i władcą - odparłam, po czym rzuciłam się na wolne łóżko, nawet nie ściągając butów. - W takim razie zaczekam tu na niego.
(Say?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz